Miałem sprawy w realu, które tak mnie zaabsorbowałby, że zupełnie nie miałem dla Was czasu. Wybaczcie...
Generalnie sporo się działo, pierwsze zdjęcia do serialu (mniej i bardziej zabawne), pierwsze numerki na planie (baaaaardziej zabawne), nieudana randka z Mintem i sterta akcji posiedzeniowych z przypadkowymi kolesiami w barze...brrrr to się wytnie... no i pierwsze „prawdziwe miłostki” najbliższych... jednym słowem kosmos, z którego z chęcią bym kilka rzeczy wyciął.
Mówiąc w skrócie o „Miętce”...facet okazał się mieć babę i być zaręczony. Nadążacie? Taki słodziak, a takie chamstwo odstawił. Jakim trzeba być człowiekiem by takie coś robić?
Marcus też sobie znalazł drugą połówkę, słodkie miłosne gniazdko i w ogóle - jednym słowem a raczej trzema... tracimy go zupełnie. Jak ktoś wiecznie niema czasu, wiecznie jest w drodze to tak to jest, a przecież dżemy same się nie rozwiozą. Teraz bałbym się je jeść. Cały czas mam wrażenie, że mogły zostać „doprawione miłością” powiedziałbym, że jestem pewny, ale cóż dowodów nie mam. Takim sposobem moja główna opoka zabrała dupkę i zmieniła port, przynajmniej jest spora szansa, że zielone tentaclo-dildo zostanie użyte na kimś innym. Amen. Co ciekawe, nie przypominam sobie bym za czasów Rafaela miał utrudniony kontakt z Marco, chociaż właściwie mieszkaliśmy po sąsiedzku, prawie drzwi w drzwi, wieś była mała. Kto to wie? Tak czy siak, sporo spraw się sypło, sporo się pojawiło i właściwie nie wiadomo jak się rozwiną, a czuję się bardziej sam niż kiedykolwiek...
Serial okazał się być bardzo absorbujący. Scen jest dużo, chociaż nie wszystkie są oparte na sexie czy innych zboczeństwach. Okazuje się, że musi być też fabuła i generalnie jest jej dość sporo...
Wstałem o 6 rano i wyjąłem z lodówki tackę z 16 pączkami w kolorowej posypce, albo polewie. Wszystkie nadziane...korciło mnie, wierzcie mi, ale tylko konfiturą różaną, która jeszcze została z bezpiecznych czasów Marco-dostaw. Praca na planie nie sprowadza się tylko do scen gadanych i numerków o nie! Po pierwszych czterech odcinkach menager dostał maila od widza ze skargą, że słodycze w naszej cukierni wyglądaj na kupne. To oczywiście była prawda, ale kto patrzy na ciastka w porno-serialu? Tak czy siak, dostaliśmy polecenie, że przy okazji pracy nad serialem uczymy się na „cukierników” i każdy ma do zrobienia jakieś ciasto. Wychodzi raz w tygodniu i mamy to doliczone do wypłat, więc to zabawny bonus. W zeszłym tygodniu walczyłem z biszkoptem... wywaliłem do kosza siedem blach nim w końcu wyszło zjadliwe a nie flak. Z paczkami jest inaczej, niema w tym aż tyle finezji i kombinacji. Kleisz, smażysz, nadziewasz, ozdabiasz i jest. Zero pączko-dubli! No i te wszystkie ciasta i „maszkiety” są do podziału po zakończeniu zdjęć więc skutecznie można sobie zabrać do domu co się chce. Można pomyśleć, że od żarcia takich ilości ciasta to się za chwilę nie będę mieścić się w drzwiach, ale mamy trenera co pilnuje. Ostatecznie jak skaczesz na golasa przed kamera to wszystko widać, a wciąganie brzucha nie działa. Zaparzyłem sobie kawę i oczekując aż dojdzie zapakowałem kolorowe kulki ostrożnie do pudełka. Dziś na planie ma nas być 5 aktorów i obsługa. Na razie w stałej ekipie cukierni jest nas trójka... Ja i jeszcze dwójka. Jeden jak dla mnie zbyt zniewieściały a drugi... ciemnoskóry facet z kilkudniowym zarostem wyposażony lepiej niż Kazar. Typ faceta o, którym śni się mokre sny... Zaczerwieniłem się na wspomnienie pierwszego dnia na planie...
Scenariusz na ten dzień miałem nader skromny. Zawierał tylko ogólnikowy opis rozmowy kwalifikacyjnej, a przynajmniej jej pierwszej części. Wiadomo sex musiał być więc napisano i tak, więcej niż się spodziewałem. Pierwszy występ mojej postaci. Dostałem bardzo wymyślne imię „Aleksander”, które potem skrócono na „Alex”. Miałem wrażenie, że ktoś wklepał w googlu coś w stylu „Najbardziej oklepane męskie imiona na literę A” i tak właśnie zostałem Alexem.
W drodze na plan spotkałem jeszcze Kruchego, właściwie minęliśmy się w drzwiach. Napomknął coś o nocnej sesji na planie, więc nie wnikałem czy miało to związek z jakimś innym filmem czy było raczej rekreacyjnie. Nie moja sprawa, kto z kim kogo i gdzie, no chyba, że jestem w tym zestawieniu...
Dotarłem na plan i z uśmiechem podziwiałem go z odległości. Różowo-białe meble, ciasta i ciasteczka na przezroczystej, chłodzonej ladzie, nawet zapach jak w prawdziwym lokalu. Byłem oczarowany i z tego stanu wyrwało mnie klepanie po ramieniu. To był Tom, nasz reżyser. Na oko koło 40 i całkiem ładnie się starzał.
- Dobrze, że jesteś - pokiwał głową a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu i w ich kącikach pojawiły się płytkie zmarszczki - Już zaczęliśmy, gracie na żywioł, więc nie hamuj swojej reakcji. Ma być naturalnie - pokiwałem głowa na te słowa - Skocz jeszcze do garderoby, tam masz naszykowane ubranie na dziś, no ruchy, ruchy - ponaglił mnie i poczułem się jak dzieciak.
W garderobie faktycznie leżała kupka ubrań pod znaczkiem z moim imieniem. Nic nadzwyczajnego, chociaż jeansy, bokserka i koszula w granatowo-niebieską kratę nie jest dla mnie strojem na takie spotkania. Natomiast brak majtek mnie nie zaskoczył, nawet się spodziewałem podobnie jak tego, że było mi masakrycznie niewygodnie w obcisłych spodniach przylegających do mojego przyjaciela. Biedak, zero swobody. Wróciłem na plan gdzie po drodze jeszcze napadła mnie makijażystka, na szczęście stwierdziła, że nie potrzebuję nic dodatkowego.
No i się zaczęło...
Alex od dawna szukał pracy, a kiedy pojawiły się ponaglające rachunki musiał się złapać pierwszej deski ratunkowej jaka się pojawiła. Nie kręciło go, że deska miała kształt złotego napisu nad drzwiami kurewnie różowej cukierni. Praca to praca - tak sobie powtarzał kiedy przekraczał jej próg. Lokal choć otwarty był... pusty? - Halo? Dzień dobry? - zrobił kilka kroków w głąb i zatrzymał się przed ladą z ciastami. Wszystkie wyglądały zachęcająco. Jego uwagę odwróciły tajemnicze dźwięki dochodzące z zaplecza - O kur..., może trwa napad? - szepnął pod nosem wchodząc za ladę, na jej blacie leżał żelowy wałek z plastikowymi rączkami. Chwycił go gotów wykorzystać jako broń zadającą śmiertelnie śmieszne obrażenia. Nacisnął klamkę drzwi prowadzących na zaplecze a te otworzyły się bezszelestnie ukazując korytarz z kilkoma parami drzwi - Serio? - jęknął wchodząc w głąb. Minął dwie pary i nawet zatrzymywał się na chwilę nasłuchując jednak nie słysząc nic ruszył dalej aż trafił do drzwi, które były uchylone. Trąciłem je lekko butem i otworzyły się. W środku paliło się światło, z lampki która stała na biurku. Za nim siedział facet pod krawatem, jakaś mieszanka z afrykańskimi plemionami, bo skórę miał niemal całkiem czarną, podobnie jak krótko ścięte kręcone włosy. Dłuższe z pewnością stworzyłyby afro. Niebieskie oczy mężczyzny zwróciły się na mnie kiedy gapiłem się zdziwiony.
- Aleksander? Czekaliśmy na Ciebie. Wejdź, wejdź - miał przyjemny niski głos, brzmiał jak mruczenie bardzo drogiego auta.
- Po prostu Alex - odbąkuję nie odwzajemniając powitania, jednak wykonuje kilka kroków w stronę biurka. Ciemnoskórego otacza aura spokoju i pewności siebie. Mojej pewności to nie potęguje.
- Czemu jest otwarte skoro jesteś tutaj? Okradną lokal i nawet nie będziesz wiedział - odpowiadam obracając wałek w dłoni i właśnie dociera do mnie jak to musi wyglądać.
Murzyn uśmiecha się rozbawiony więc odkładam wałek na jego biurko i słyszę coś jak... chlupnięcie? Odsuwam się nieco, to mi się nie podoba. Coś jest nie... tak... i patrzę w dół... biurko niema przedniej ścianki, w jego miejscu widzę poruszający się biały... tyłek. Ktoś klęczy pod biurkiem i... słychać kolejne mlaśnięcia i charakterystyczny dźwięk, obciągania. Krągłe półkule poruszają się miarowo. Widać też, że należą do mężczyzny, bo jego nabrzmiała męskość porusza się zgodnie z rytmem. Czerwienię się, nie spodziewając się takiej sytuacji w cukierni, jednak moja obciśnięta spodniami męskość reaguje.
- Jestem Eryk, a to jest moja cukiernia... i wszystkie słodkości jakie tu są - odpowiada z uśmiechem.
Dla mnie to za wiele, obracam się na pięcie z zamiarem wyjścia i rzucenia tego w cholerę - ... to jakiś burdel!
- Aleksandrze, zdaje się, że zależy Ci na tej pracy - zaczyna Eryk i trafia w sedno - Tu będziesz miał dobrą atmosferę, profesjonalnych kolegów i inne miłe atrakcje. Zastanów się, takiej oferty nie trafisz. Wolisz siedzieć za biurkiem? - dodaje, a ja mam wrażenie, że czyta mi w myślach. Tylko skąd mógłby wiedzieć u diabła?!
- I niby co miałbym tu robić? - fuczę.
- Pracować jak wszyscy. Robicie i sprzedajecie ciasta, to cukiernia... Myślałem, że to oczywiste - odpowiada Eryk z perwersyjną niewinnością, która wielu już ściągnęła na manowce.
Gryzę się w język by nie warknąć „pierdolisz”, ale dźwięki spod biurka skutecznie mącą mój ogląd na świat w tej chwili.
- A to? - wskazuję na kształtne półkule.
- To? To jest Caleb, nasz specjalista cukierniczy - odpowiada.
Czerwienieje jeszcze bardziej, bo to wszystko tak dobrze działa na wyobraźnię.
- Czy „to” też wchodzi w zakres obowiązków?
- Nie, jeśli zdołasz się oprzeć - Eryk wzrusza ramionami, co wskazuje, że raczej nie jest łatwo się oprzeć a co więcej, on o tym doskonale wie. Przygryzam wargę a on mi się przygląda, mam wrażenie, że czyta mi w myślach.
- Dobra, niech będzie - odpuszczam bo co złego może się stać? Nawet jeśli, sex to sex, nie?
Eryk skinął głową z triumfem wypisanym na twarzy - Doskonale, możesz zacząć od nadziewania - i wykonuje ruch dłoni, na który nawet nie muszę patrzeć. Wszystko zaplanował skubaniec, a ja już czuję, że tego chcę. Machinalnie rozpinam rozporek i jestem gotów. Wsuwam się między podlaski chłopaka. Jest mokry, i wchodzę gładko. Dziwnie jest brać jednego, ale widzieć twarz zupełnie inną. To jak jakaś perwersyjna fantazja. W którymś momencie Caleb musiał zacisnąć zęby na męskości Eryka, bo ten skrzywił się i warknął coś pod nosem. Uśmiecham się rozbawiony i wzdycham kiedy dochodzę po krótkiej chwili. Cała gra wstępna trwała za długo by teraz bawić się w „posuwanie”. Ciemnoskóry też skończył bo drugi pracownik wygramolił się spod biurka. Caleb okazał się być typem określanym jako „aniołek” - blondyn o lekko kręconych włosach i wielkich zielonych oczach. W kąciku jego ust błyszczała jeszcze srebrna kropla, oblizał się z lubością - Cześć, jestem Caleb, witaj w naszej słodkiej rodzince!
- CIĘCIE!!! Doskonała robota! - Korekta i za 2h jesteście na stronie.
No i tak to wyglądało, po 2h faktycznie odcinek był już na stronie a notowania świeżego serialu poszybowały w górę a za tym kasa za udział.
Wszedłem do studia z pudełkiem pączków i ze zdziwieniem stwierdziłem, że wszyscy są w głównym pomieszczeniu. Pija kawę i zajadają się... - Ej to są ciasta, na dzisiejsze zdjęcia!? - zaczepiam - Sama (planowego Caleba) blondyn patrzy na mnie z lukrem nad wargą, którą oblizuje i śmieje się. Tak to jest aż nazbyt sugestywne - Dziś nie gramy, główna kamerę szlag trafił i kilka oświetleń. Podobno piorun trzasnął wczoraj jak burza była - nie widać by było chłopakowi przykro z tego powodu i już patrzy na mnie z ciekawością - Ethan, co masz? - jakby mógł to by zajrzał do pudełka - To zależy ile już zjadłeś - odpowiadam śmiejąc się bo Sam robi z ust podkuwkę - Przecież wszystko spalę!
Oj tak... spali <3