Jestem Ethan, niedawno
zostałem pełnoletnim członkiem rodzinnej farmy. Mieszkam w małej wiosce. Do
kolejnej wioski jest 20 km w jedną stronę, do miasta wielokrotnie więcej.
Mieszkam na tzw. farmie z rodzicami, matka robi poduszki z pierza, obrusy, a w
wolnych chwilach zajmuje się haftowaniem, ojciec pracuje na roli, a moja
działka obowiązków dotyczy krówek, czyli dojenia, wyrobu masła i sera oraz ich
pełnego oporządzania.
Pobudka o świcie, nawet
wcześniej niż kury u sąsiada za płotem. W zasadzie jest jeszcze ciemno. Ziewam
przeciągle i wstaje bez trudu. Codziennie wstaję o takiej porze w zasadzie odkąd
skończyłem szkołę, co nie było wybitnym osiągnięciem. Mając podstawowe
wykształcenie złapałem pracę jako freelancer w miejscowej gazetce, a pisane tam
drobne i drobniejsze teksty na różne tematy pozwoliły mi całkiem ładnie sobie
dorobić.
Wyszedłem w piżamie do
kuchni by postawić wodę na gazie. Pierw zrobię co mam zrobić a potem się umyję.
Tak się akurat składa, że moja część pracy jest dość brudna, bo krasule nie
przepadają za czystością w swoich boksach, a przy dojeniu… no cóż jest to
brudna robota jakby nie patrzeć, taka bestia nawet w przypływie miłości po
macanku może cię oblizać tym swoim jęzorem. Tak wygląda moja rutyna. Podstawowe
obowiązki mleczno – czteronogie kończę koło godziny 11. Właśnie wtedy
przychodzi listonosz z pocztą. Czekam na niego już drugi tydzień. Złożyłem
kilka próśb w kilka miejsc i po blisko dwóch miesiącach w końcu się doczekałem.
Listonosz miał dla mnie dwa listy i pokaźna paczkę.
- Jutro przyjdzie facet założyć u
mnie internet – przekazałem mamie informację przy śniadaniu kiedy ja pochylałem
się nad kromką chleba z powidłami a ona nad drobniutką zasłoną którą robiła na
szydełku.
- Interty? – powtórzyła patrząc na
mnie z uniesionymi brwiami.
- Internet – poprawiłem ją cierpliwie
– Dziś też przyjechał laptop którego zamówiłem – dodałem z zadowoleniem.
- Trwonisz pieniądze dziecko – mama
pokiwała z dezaprobata głową. Ani ona ani ojciec nie rozumieli mojego popędu do
światowej sieci. Chciałem wiedzieć w końcu co dzieje się na świecie.
- To będzie moje okno na świat –
przypomniałem jeden z terminów, które brzmiały mądrze i zazwyczaj robiły mądre
wrażenie na prostych ludziach. – Poza tym to mi ułatwi pracę. Wiesz ile marnuje
się papieru na tej twojej piekielnej maszynie do pisania.
- Ethan! – matka oburzyła się – Nie
bądź niewdzięczny dziecko – strofowała mnie jak zazwyczaj.
- Dobrze, dobrze przepraszam –
bąknąłem dla świętego spokoju, ale wiedziałem swoje.
Tej nocy nie mogłem spać.
Czekałem aż przyjdzie facet od internetu. Bez sieci mój nowy laptop był
bezużyteczny, mogłem tylko układać pasjansa co szło mi coraz lepiej nawiasem
mówiąc. Rozmyślałem, co będę robić jak tylko zostanę podłączony. Nagle
zawibrowała moja komórka, stara cegła z klawiszami i jednokolorowym
wyświetlaczem. Dostałem sms od koleżanki która mieszka kilka domów dalej.
Odczytałem tekst i zaczerwieniły mi się policzki. Treść brzmiała tak, cytując:
„Cześć Ethan, masz ochotę na zabawę w doktora? Jestem mokra na samą myśl o
tobie. P.S. Czekam, wejdź oknem. Angie”
Fakt faktem, na
potańcówkach zdarzało mi się kończyć z dziewczynami… jakby to ująć… małymi sam
na sam. Niektóre panny były bardziej
chętne do zapoznawana się zemną w bardziej dosadny sposób. Nie narzekam bo sex
to sex. Dziewczyny mają kilka fajnych rzeczy, mnie zawsze intrygowały te ich
cycki takie miękkie i fajne w dotyku, poza tym zagadką też zawsze jest to jak
one pachną i to całe. Jako kochanek musiałem się sprawować całkiem dobrze skoro
cały czas miałem branie, jednak czułem gdzieś w podbrzuszu, że to inna część
ich ciała powinna mnie kręcić, a ta akurat nie była dla mnie zbyt interesująca.
Mój kumpel Marcus, który sypia z facetami z upodobaniem się zemnie nabijał, że
może też wolę facetów tylko na chama się prostuję. Ja tak tego nie widziałem, w
sumie się wcale nad tym jakoś nie zastanawiałem. Zostałem zaproszony na małe te
ta te i nie wypada kazać na siebie kobiecie czekać.
Wróciłem nad ranem
spełniwszy swoje męskie zadanie i było dobrze, ale mam wrażenie, że coś mnie
omija. W każdym razie oporządziłem łaciate wcześniej niż zazwyczaj i koło 10
już jak na szpilkach, czekałem na pana od internetu. Facet zjawił się krótko po
tym jak rozsiadłem się w kuchni z laptopem by ułożyć kolejnego pasjansa z
lepszym czasem, mój rekord to 3,3 minuty i byłem coraz lepszy.
Instalator był dorosłym facetem o
sflaczałym wyglądzie ale sądząc po tym w jaki sposób podłączał wszystko był
profesjonalistą. O 15 kiedy wszystko było gotowe, zamknąłem za mężczyzną drzwi i ulokowałem się u siebie w pokoju na
łóżku. Oto była pora bym otworzył się na świat. Dobrze ponad godzinę zajęło mi
ogarnięcie co jest co i jak obsłużyć przeglądarkę o wdzięcznie brzmiącej nazwie
Google. Wybrałem stronę z wiadomościami i długo chłonąłem najnowsze wieści,
moja przygoda zakończyła się z twarzą na klawiaturze laptopa, który rozładował
się do rana nim się obudziłem.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po
otworzeniu oczu było podłączenie sprzętu do ładowania. Następnie musiałem zająć
się swoimi obowiązkami… zapomniałem wczoraj wydoić łaciata mućkę i była na mnie
mocno obrażona. Musiałem jej dać podwójną porcję kończyny by raczyła dać się
wydoić. Przy śniadaniu ojciec zaszczycił nas swoja obecnością. Zazwyczaj był na
roli nim wstałem i wracał jak już spałem. Mama siedziała w ciszy, która ciążyła
a to oznaczało, że wymienili kilka nie miłych zdań. Usiadłem przy stole i
nalałem sobie mleka czekając na serię zarzutów, które będę musiał zaraz
odeprzeć. Ojciec tylko tak ze mną rozmawiał, zawsze miał jakiś problem.
Odchrząknął, więc na niego spojrzałem i to był standardowy początek a potem
potoczyło się mniej standardowo.
- Matka mówiła, że masz te Internety
– zaczął krótko.
- No, tak wczoraj był facet i go
podłączył – potwierdziłem bez wdawania się w szczegóły. Ostatecznie oni nie
wiedzieli ile wydałem na laptopa a znając ich zaraz przeliczyli by go na krowy.
- Mógłbyś zobaczyć w tych internetach
gdzie jeszcze można by sprzedać nasze produkty, ostatnio zostaje nam dużo
więcej niż powinno – ojciec na chwilę zawiesił głos – zwłaszcza koronek i sera
– dodał oskarżycielsko.
Zmarszczyłem brwi, kolejny atak na
mnie i mamę? – To nie nasza wina, że bardziej pospolite produkty lepiej
schodzą. – odparowałem najdelikatniej jak się dało. Ten facet mnie drażnił,
wieczne obiekcje. Co za filozofia w tym, że od ręki schodzą ziemniaki czy pomidory?
- Nie pytam cię o zdanie szczeniaku –
ojciec zmarszczył brwi, uwielbiał traktować mnie z góry – Zawsze możesz znaleźć
sobie bogatszą żonę i mądrzejszą od ciebie, która pozwoli ci dalej bawić się w
te swoje zabawy z gazetką – odpowiedział oschle, ale nie spodziewał się tego co
właśnie miałem zamiar mu odpowiedzieć.
- Z tym może być problem bo
podejrzewam, że wolę penisy – wypaliłem wstając od stołu. Oboje wybałuszyli na
mnie oczy. Matka z przestrachem a ojciec z rosnącą furią.
- Zaraz zobaczę co tam ze sprzedażą –
rzuciłem na odchodnym.
Zamknąłem
za sobą drzwi pokoju i odetchnąłem głęboko. Zaraz ktoś mógł mi tu wpaść z
awanturą co zdarzało się wielokrotnie, ale nie miało to dla mnie teraz
znaczenia. Ojciec działał mi na nerwy już od dawna nie okazując szacunku ani
mnie ani nawet mamie. Nagrabił sobie.
Odpaliłem komputer i wszedłem w
internet pokopałem i znalazłem kilka możliwości. Sam się dziwiłem jak szybko
zdołałem opanować tak zagmatwane zagadnienie jak wirtualny świat. Mogłem
wystawić produkty na aukcji internetowa, sprzedać je do sklepów… to by mnie
urządzało. Już zapisywałem stronę kiedy wyskoczyła mi reklama, już miałem ją
zamknąć, ale wiedziony ciekawością przeczytałem ofertę.
- Targ jutro od wczesnego ranka z
wolnym wstępem… mógłbym pojechać i zobaczyć czy coś się sprzeda… tu są dane
lokalizacji – spisałem adres pod którym odbywał się targ. Sprawdziłem też w
sieci jak się dostać do tej konkretnej wioski i to jakoś bardzo mi nie
przypadło do gustu – Choroba to kawał drogi… będę musiał wstać o 3 by przed 4
wyjechać… to na 7 będę na miejscu – od razu odechciało mi się zabierania za tą
sprawę, ale nie było odwrotu bo inaczej czekał mnie lincz.
Nie zszedłem na obiad i
dopiero przy kolacji spotkałem się z mamą. Ojca jak zawsze nie było. Matula
była nie zadowolona z tego co powiedziałem rano, ale za to pochwalała mój plan
z wyruszeniem na targ kolejnego ranka. Zdecydowaliśmy, że zabiorę tylko nasze
produkty sery, mleko i wyroby mamy. Ojcu pójdzie w pięty i będziemy triumfować
jeśli wszystko zejdzie a ja miałem zamiar uczynić wszystko co w mojej mocy by
tak się stało.
Nazajutrz wstałem zgodnie
z planem, zjadłem syte śniadanie. Osiodłałem konia i obwiesiłem go tobołkami z
rzeczami na sprzedaż. Wyruszyłem zgodnie z przewidywaniami i nawet zgodnie z
nimi pobłądziłem i gdyby nie ludzie których wielokrotnie pytałem o drogę nie
dotarłbym tam wcale.
Na targu znalazłem kupców
na wszystkie produkty ale zajęło mi to znacznie dłużej niż wcześniej myślałem,
w efekcie wracałem do domy w zupełnych ciemnościach. Jak poruszają się
bohaterowie w książkach skoro tu nic nie widać? Zastanawiałem się pozwalając by
koń mnie niósł, on najwyraźniej wiedział jak się kierować bo nie wpadliśmy na
żadne drzewo ani nic z tych rzeczy. Tak myślałem aż w pewnym momencie wyrwałem
się z drzemki czując charakterystyczny podmuch na sobie. Mogło to być tylko
jedno, spadałem w dół z dużej wysokości… To tak skończy się moje życie? Bez
pewności w orientacji, bez stałej pary, bez pokazania ojcu, że jednak tez
jestem coś wart… nawet nie będę wiedzieć co mnie trafiło…
Jednak wpadłem w cos miękkiego i
straszliwie wonnego, nie mogłem się wydostać. Drobinki słomiane naleciały mi do
nosa i gardła, wpijały się w ciało między łączeniami ubrań. Rozkaszlałam się a
potem odleciałem otumaniony mocnym zapachem.
Obudziłem
się kiedy przestało się trząść to w czym jechałem. Usłyszałem kroki a potem
koło nogi świsnęły mi ostre widły. Oprzytomniałem natychmiast.
- Ej! Pomocy! – zawołałem bo
stanowczo nie chciałem dać się nadziać na żelastwo.
Wóz ugiął się i ktoś rozgarnął siano
i w końcu zobaczyłem swojego wybawcę. Był nim krótkowłosy blondyn o niebieskich oczach i zawadiacko zawiązanej
na szyi czerwonej chuście. Poza tym był ubrany typowo w białą pobrudzona
koszulkę i jeansy. Był równie zdziwiony jak ja.
- Mogłem zrobić ci krzywdę –
powiedział blondyn chłodnym, zmęczonym głosem w którym pobrzmiewała nutka
zaciekawienia.
- Wiem fajnie, że usłyszałeś moje
wołanie. Pomożesz? – wyciągnąłem rękę, chciałem by pomógł mi wstać bo nie
mogłem się wygramolić z siana. Mężczyzna miał silny chwyt i jednym
pociągnięciem wydobył mnie z pułapki.
- Dzięki – ładnie podziękowałem –
Gdzie jesteśmy i kim jesteś? Która godzina?
- To ja jestem uprawniony do
zadawania pytań, jesteś na moim terenie – sprostował mężczyzna oczekując
wyjaśnień.
- Jestem Ethan, byłem na targu i
wracając w nocy musiał mnie koń zrzucić na twoje siano? – wydedukowałem a
rozmówca zmierzył mnie krytycznym spojrzeniem.
- Co to za brednie?
- To nie brednie tylko dedukcja –
bąknąłem oburzony – Masz lepsze wyjaśnienie? – dodałem zaczepnie bo co on sobie
myślał? Jak taki mądry to niech sam powie skąd się tu wziąłem.
- Jestem Rafael – przedstawił się
łaskawie – Pomożesz mi rano zrzucić to siano, skoro przyjechałeś na gapę –
zarządził.
- A mogę przenocować? Zgaduję, że do
domu daleko – westchnąłem.
- To jest wieś pod lasem – powiedział
Rafi patrząc na mnie badawczo.
- No to jest kawał drogi… głupi koń…
- jęknąłem bo właśnie odkryłem szalenie błyskotliwie, że jestem zdany na łaskę
i nie łaskę tego obcego faceta – Cudownie – dodałem jeszcze bez motywacji.
- Niema wyjścia musisz zostać –
zawyrokował starszy mężczyzna – Pod warunkiem, że pomożesz zrzucić siano,
ostatecznie przyjechałeś na gapę – czego nie dało się ukryć i nie wiedziałem,
po diabła o tym wspominał.
- Wiadomo – bąknąłem bez przekonania.
- No dobra, chodź zemną – Rafael
poprowadził mnie do wnętrza chaty. Nie
była ona wielka, miała metraż standardowego M4, tak popularnego w
miastach. Wyposażenie było typowe dla naszego wiejskiego rejonu. Drewno wszędzie,
motywy roślin i zwierząt modne jakieś dwa sezony wstecz. Jedna rzecz rzuciła mi
się w oczy natychmiast. Widać było, że mieszka, a raczej pomieszkuje tu
okazjonalnie jedna osoba. Nasunęło mi się pytanie „dlaczego?” W świetle lamp w
kuchni mogłem ocenić mojego „dobroczyńcę”. Rafael był wysokim mężczyzną z
kwadratową, dobrze zarysowaną szczęką i wyrazem twarzy zupełnego sztywniaka,
jednak nie dało się zaprzeczyć, że roztaczał wokół siebie tajemniczą chłodną
aurę. Zaintrygował mnie jako towarzysz.
- Mieszkasz sam? – zagadnąłem siedząc
już przy stole kiedy on szykował strawę dla nas.
- Skąd takie przypuszczenie? –
odpowiedział pytaniem na pytanie.
- To widać – czemu miałbym bardziej
konkretyzować skoro sam odpowiadał mi pół słówkami?
Rafael krzątał się szykując dla nas
posiłek, co okazał się być bliżej nie określonego gatunku breją o mdłym
absolutnie nie apetycznym zapachu/
- Nie gotujesz – podsumowałem, bo nie
było mowy o pomyłce a mężczyzna puścił mi lodowate spojrzenie, aż mi kolano
przymarzło.
- Za dużo gadasz – warknął nabierając
mazistą zupę i biorąc łyżkę do ust. Najwyraźniej był przyzwyczajony.
- Co to właściwie jest? – dociekałem
bo nie uśmiechało mi się jedzenie tego.
- Przestań mielić ozorem, jedz i
trzeba się kłaść. Wstajemy o 4 skoro trzeba cię odesłać – wyliczył bezpardonowo
blondyn.
- Zawsze jesteś taki niemiły? –
przegiął normalnie – Jestem gościem jakby nie patrzeć…
- Jesteś intruzem, który przyjechał
na gapę, jakby nie patrzeć – odbąknął z nad zupy której już mocno ubyło w
przeciwieństwie do mojej porcji.
Byłem szczerze oburzony, już
otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale nagle wpadła mi do gardła łyżka z
posiłkową breją. Musiałem pogryźć i przełknąć to co zostało mi „dane” tak
niespodziewanie – Ej to kukurydza! – lubiłem kukurydzę, choć nigdy w takiej
postaci jej nie jadłem. Resztę spałaszowałem ze smakiem bez słowa i nawet
wylizałem talerz.
Kąpiel też była szybka w bali z
chłodnawą wodą, ale zaskoczeniem była opcja spoczynkowa.
- Jedno łóżko – byłem zmieszany,
dobrze że było przyciemnione światło i mój rumieniec i zażenowanie zostało
ukryte.
- No i? Możesz spać na podłodze, ale
nie mam żadnego innego ciepłego okrycia by ci dać – powiedział zakładając przez
głowę górę z pidżamy. Ja dla odmiany miałem na sobie miękki szlafrok i za duże
spodnie z gryzącego materiału.
- Poważnie? Nie miewasz tu gości? –
dopytywałem, szukając innej opcji.
- Dobranoc – po tych słowach Rafael
zgasił światło i położył się do łóżka zostawiając mi „wybór”. Dłuższą chwilę
siedziałem w fotelu szczerze oburzony postawą mężczyzny. Jak tak można? No jak?
Przecież tak się nie robi tak? Moja frustracja rosła a z drugiej strony było mi
coraz bardziej zimno. Po dobrej godzinie, zupełnie wymarznięty wsunąłem się pod
pościel do łóżka obcego faceta. Leżałem jak na szpilkach kontrolując każdy
ewentualny ruch ze strony Rafaela, ale on najwyraźniej uznał mnie za zupełnie
nieszkodliwego i spokojnie odpłynął w świat snów. Mnie się to udało dopiero
kiedy upewniłem się, że on śpi.
Otworzyłem
oczy bladym świtem, który nie bardzo miał chęć się zjawić. Rafael już był na
nogach i krzątał się gdzieś w innym pomieszczeniu. Stukot naczyń mówił mi, że
jest on w kuchni. Szybko stwierdziłem, że ze mną wszystko jest w porządku i mój
towarzysz nić nie „próbował”. Nie wiem skąd myśl, że mógłby mi coś zrobić. Za
sztywny jest na takie akcje…
Po śniadaniu zgodnie z umową pomogłem
zrzucić siano. Spociłem się trochę i koszulką wytarłem spocone czoło.
- No proszę, masz nie złą kondycję –
to był komplement od Rafaela.
- Dzięki, ale nie ma w tym nic
dziwnego tez pracuje fizycznie – odpowiedziałem skromnie patrząc z
zainteresowaniem jak on ściąga swoją koszulkę. Teraz dopiero było widać dobrze
zarysowane mięśnie na jego torsie i brzuchu.
- Co tak patrzysz? – odłożył koszulkę
na bok i rozprostował ramiona.
- Zazdroszczę ci tego kaloryfera na
brzuchu – przyznałem szczerze, zawsze o nim marzyłem ale nie miałem
predyspozycji. Mężczyzna zaśmiał się – Może za mało pracujesz? – podpuścił mnie
i już miałem sparować zaczepkę, kiedy nagle zostałem pchnięty i wpadłem na
Rafaela i z nim na siano. Kiedy podniosłem głowę zobaczyłem klacz, która
przeszła obok nas i zaczęła wyjadać złoty smakołyk. Kolejne spojrzenie padło na
Rafaela, który patrzył na mnie z zainteresowaniem.
- Myślałem, że na mnie nie lecisz –
powiedział na co ja zrobiłem wielkie oczy. Oto pierwszy otwarty gejowski podryw
w moim życiu.
- No ja…. Em…. Właściwie to nie wiem
– przyznałem a on mnie pocałował. Jego ramiona zamknęły moją talię a potem… no
cóż pierwszy raz zrobił mi coś co sprawiło, że często budziliśmy się w swoich
ramionach w pomieszczeniu z wonią gorącej namiętności.
Tak bardzo za 15 siódma a ja nie spałam całą noc ;-;
OdpowiedzUsuńZmęczona jestem a za godzinkę sprawdzian z historii, wiec powiem tylko, że mi się podobało :)
Ale mam niedosyt...
Naprawdę się pośmiałam! Genialne! Zwłaszcza scena w sianie (ta druga), przyznaję, że ostatecznie mnie zaskoczyła, bo jak na początku pomyślałam, że coś będzie z tym Rafaelem, tak potem stwierdziłam, że może nie, a tu jednak! Czytało się lekko i przyjemnie. Już zdążyłam polubić Ethana i chcę go jeszcze więcej! :D Życzę weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOdpowiadając na Twój komentarz: bardzo chętnie wymienię się linkami :) A więc link do Twojego bloga ląduje w zakładce "linki" :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, twój blog też został dodany. :) Polecam się na przyszłość ;)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudowne, wspaniale opisałeś ich pierwsze spotkanie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nominuję Cię do Libster Award.
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów na: https://free-your-mind-mm.blogspot.com
Pozdrawiam. :)
Ps. Kurczę napisz jakiś nowy rozdział, bo stęskniłam się za historią życia Ethana i w ogóle za Ethanem. :<
Hej,
OdpowiedzUsuńnaprawdę cudowne, wspaniale opisałeś to ich pierwsze spotkanie...
Dużo weny życzę Tobie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńnic dodać nic ująć... to ich pierwdze spotkanie wspaniale przedstawione...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga