Na wstępie podziękowania dla mojej Gromowładnej Żaby, która zazwyczaj betuje mi teksty ale tym razem zgodziła się gościnnie wystąpić i wcielić się w Marcusa :)
***
Ta noc zapowiadała się bardzo słodko kiedy się kładłem dobrze po północy. Ciepła pościel, porządnie wywietrzony pokój, szklanka z wodą na szafce a obok komórka. Wziąłem letni prysznic i pachnący tropikalnymi owocami wpadłem pod miękką, świeżutką pościel. Lubię pierwszą noc kiedy materiał jest jeszcze zupełnie niewinny. Zawsze wtedy mam fajne sny i wstaje wypoczęty.
Tym razem jednak obudzony zostałem
bardzo brutalnie, głównie dlatego, że zapomniałem wyłączyć dźwięk w telefonie
na noc. Efektem była pobudka trąbki wojskowej gdzieś kwadrans po czwartej rano.
Taki właśnie mam sygnał dzwonienia bo nigdy nie mogę telefonu znaleźć, jednak
dźwięk tak przeraźliwy sączący się niemal do mojego ucha był co najmniej
wstrząsającym przeżyciem. Zerwałem się oszołomiony, czułem jak ból wkrada się
do mojej zaspanej jeszcze głowy. Chwyciłem aparat i zawarczałem do mikrofonu –
Cholera, wiesz która jest godzina kretynie?! – oj oburzyłem się strasznie nie
mniej przeszło mi kiedy w słuchawce zabrzmiał znajomy głos.
- Stary jadę na
spotkanie, przenocuj mnie nockę. Odbierz mnie na peronie nr 16 o 5:15, okej? –
Marcus mówił szybko, był zziajany ale słychać było zadowolenie w głosie.
Oprzytomniałem
momentalnie węsząc podstęp – Stary, serio? – jęknąłem do słuchawki.
- Jasne, że serio! Co
to za pytanie głupku!? – kumpel odpowiedział równie zdziwiony jak ja jego
propozycją.
- No, dobra…będę –
ledwo odpowiedziałem a on się rozłączył. Popatrzyłem na aparat jak cielak.
Trochę nie zaczaiłem co właściwie miało miejsce, musiałem przekalkulować i
uszczypnąć się w udko by się upewnić, że to nie jakiś nawiedzony sen.
- Auć – pomasowałem
przyszczypnięte miejsce – Tak, to nie sen – potwierdziłem krzywiąc się.
Zeskoczyłem z łóżka i
zacząłem się ubierać. Kąpiel była zbędna skoro nie dawno się myłem. Wciągnąłem
spodnie i koszulkę. Zrobiłem sobie kawy i ogarnąłem sypialnię. Będę musiał
odstąpić mu miejsce, albo je z nim dzielić. Jakoś mi nie leży oddawanie czystej
pościeli…
Miałem
trochę ponad godzinę by wszystko ogarnąć na przyjazd Marcusa i następnie
odebrać go z peronu. Swoją drogą ciekaw jestem czemu nie wspominał o tym jak
gadaliśmy ostatnio. No, ale nie ważne.
Wyszedłem z mieszkania mając jeszcze
czterdzieści minut. Szedłem pustymi ulicami, choć słońce zaczynało już wstawać.
Nigdy nie widziałem tak pustych ulic, to tak jak na tym filmie o zombie.
Zacząłem się rozglądać podejrzliwie na wypadek jakby jakaś zgniła, obgryziona
noga gdzieś się pokazała, albo jakieś oko się potoczyło w moją stronę.
Ostatecznie chciałbym jednak uciec i nie dać się zjeść. Szedłem tak i im
bardziej się zbliżałem do stacji kolejowej tym bardziej pogłębiała się moja świeżo
wymyślona paranoja zombiakowa. Już prawie czułem jak śmierdzą tylko nigdzie ich
nie widziałem, ale byłem pewny, że zaraz je zobaczę… Kiedy nagle w jednej z
alejek które mijałem rozległ się potężny hałas i ostre piski, zamarłem.
Opamiętałem się jednak i czmychnąłem czym prędzej za pobliski śmietnik. Stałem
tam chwilę z walącym sercem.
- To nie film, to nie
film, to nie film… - powtarzałem sobie – Wiedziałem, że one istnieją… i teraz
jestem ostatni! – zaczynałem panikować. Wystawiłem głowę z mojej kryjówki by
zobaczyć nadciągające bestie. Było pusto, z alejki nie wytoczyły się żadne
ożywione zwłoki. Czekałem i czekałem, ale nadal nic się nie działo. W końcu
wiedziony ludzką dolegliwością zwaną „ciekawość” poszedłem zajrzeć do tej
uliczki. Miałem nogi jak z waty, ale już nie było odwrotu… zobaczyłem
przewrócone kosze i coś pędziło w moją stronę. Cofałem się szybko i potknąłem
się, upadając w otchłań ciemności, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Leżąc na ziemi zobaczyłem czarną małą bestię z najeżonym ogonem, która już
zniknęła w innej ulicy.
- Głupi kocur - zawarczałem zbierając się z ziemi. Byłem
zawiedziony, że to nie zombie.
Po niedoszłej inwazji zombie
wróciłem do pierwotnego planu czyli spotkania z Marcusem. Na peronie też nie
było nikogo. W sumie kto normalny podróżuje o takich porach? Kupiłem sobie kawę
w stojącej opodal maszynie. Popijałem tak bardzo nie dobrą kawę, właściwie nie
wiem czemu ją kupiłem. Chyba potrzebowałem zajęcia. W akcie znudzenia
wyciągnąłem komórkę i przysiadłem na ławce peronu nr 16. Grałem w moją ulubioną
grę „Flirt”. Polega ona na poderwaniu jednego, wybranego kolesia i
doprowadzeniu do sexu albo związku, albo obu. Właśnie miałem zaprosić mój
obiekt na kolację gdy nie wiadomo skąd dosiadł się do mnie jakiś facet.
- Co tu robisz o
takiej porze? – zagadnął mężczyzna.
- Czekam na kogoś –
odpowiedziałem wybierając pożądaną operację w grze.
- Doprawdy? Może na
mnie? – facet ciągnął i przysunął się do mnie – Przejdziemy się?
- No, nie… odmówił! –
oburzyłem się bo wirtualny kochanek nie dał się podejść na randkę. Wykrzywiłem
usta nie zadowolony.
- Dobrze płacę… -
mężczyzna był coraz bardziej natarczywy.
Spojrzałem na niego
marszcząc brwi – Nie zarabiam tutaj więc się odwal bo zadzwonię po policję –
skontrowałem, bo bardzo mnie zezłościło odrzucenie w grze.
- Hola, hola – obcy
rozejrzał się – Przecież nie o to mi chodzi. Chciałem by było miło.
- Nie jestem
zainteresowany. Jesteś stary, brzydki pomarszczony i… - miałem na języku kilka
innych określeń, ale właśnie przyjechał pociąg na który czekałem. Wstałem z
miejsca i bez słowa skierowałem się w stronę wagonów. Zdziwiłem się, jak dużo
ludzi się z wnętrza wylało. Rozglądałem się, ale nie widziałem przyjaciela.
- Gdzie jesteś? –
wpatrywałem się w przybyłych szukając znajomej twarzy.
- Tu! – Marcus
wyłonił się z tłumu w zasięgu głosu.
- Stary, taka
godzina! – uściskaliśmy się w przywitaniu.
-- No taka godzina,
fajnie, że odebrałeś ten telefon wiem, że zawsze masz wyciszony - powiedział
szczerząc białe ząbki - Dobry z Ciebie przyjaciel.
- Taaaaa zawsze tak
mówisz – pokręciłem głową z uśmiechem – Gdzie ty właściwie zmierzasz? Wiesz nie
bardzo dotarło do mnie to co mówiłeś przez telefon – przyznałem.
- No bo wiesz, jestem
w misji - Marcus odpowiedział mi tajemniczo choć ja bardzo tego nie lubiłem. robiłem
podejrzaka na co on dodał - No w pracy jestem...
- Nie przywiozłeś
dżemu – fuknąłem bo to obejmowała jego praca. Taki słoiczek z chęcią bym przyjął,
albo kilka. Ostatecznie wiejskie, robione są bez porównania do tych sklepowych
świecących w ciemności.
- A kto powiedział,
że nie przywiozłem? - zapytał mnie z głupkowatym uśmiechem, po chwili widziałem
jak klepie się po plecaczku - Przywiozłem Ci wiele "domowych" rzeczy.
Uśmiechnąłem
się zadowolony – Dobra spadajmy stąd bo tu jakiś zbok stary mnie napastował…
kurka czy ja wyglądam jakbym dawał na peronie? – spojrzałem na przyjaciela by
mnie pocieszył.
Już
widziałem ten błysk w jego oku, złapał mnie za dłoń i zaciągnął do tego starego
zboka – Panie, czy pan podrywa mojego
kochana?- spojrzał na niego gniewnie, po czym przyciągnął mnie do siebie i
pocałował, tak tu i teraz. Gdy nasze usta sie oderwały znów spojrzał na niego -
Teraz zrozum zboku, że nie każdy kto siedzi na peronie chce się sexić za
pieniądze ze starym dziadem - widziałem złośliwość wymalowaną na jego twarzy,
porwał mnie po chwili do wyjścia gdy gościu patrząc za nami nie wiedział co
powiedzieć. Chyba sie zmieszał, za to mój przyjaciel był bardzo zadowolony z
zajścia.
-
Ale mu pojechałeś! – byłem zadowolony z pokazu Marcusa i ruszyliśmy do wyjścia
z peronu. – Smakujesz orzeszkami – bąknąłem bo nie przepadam za nimi, a
podawali je w pociągu widocznie.
-
Oj tam, to było moje zajęcie. Wolałeś abym zjadł prezenty dla Ciebie? - zapytał
mnie a moja mina mówiła jedno.
-
Nie! Są moje – pokiwałem mu palcem przed nosem. Opuściliśmy stację i wyszliśmy na ulice. – To co? Może
śniadanko w KFC? Otwierają od 6 – zaproponowałem bo miałem smak na frytki.
Marcus
spojrzał na mnie z wyszczerzonym uśmiechem - Zjadłbym coś innego, ale niech
będzie. Może być i KFC - odparł figlarnie a ja odebrałem to bardzo dobrze, oj bardzo.
-
Spoko – pokiwałem głową zastanawiając się ilu będzie gapiów.
Po
jakimś kwadransie byliśmy już we wspomnianym lokalu. Staliśmy przed ladą
debatując o wyższością twisterów nad kubełkiem ze skrzydełkami - …ale ja CHCĘ
frytki do tego – domagałem się nadal – Ketchup, żadnego majonezu – dodałem szturchając
Marcusa łokciem bo się na mnie pchał.
-
Aleś Ty wybredny, to dokupimy Ci frytki...bierzemy zestawy z twesterami - Marc zarządził
w końcu nadal się pchając na mnie, pchnąłem go mocniej łokciem i w końcu dał za
wygraną - Ah i powiększone frytki do tego i ketchup - dodał po chwili przesuwając
się lekko ode mnie.
-
Ha! Wybrzydzam bo mogę – podsumowałem dyplomatycznie swoje zwycięstwo – Ej!
Cola light – przypomniało mi się nim odeszliśmy od lady. Chłopak przyjmujący
zamówienie wyglądał jak totalny wymoczek z okularami jak denka i wklepywał
cyfry na kasie jednym palcem.
-
Może weźmiesz numer, jest w twoim typie – szepnąłem Marcusowi do ucha i
oddaliłem się by wybrać stolik.
Nie
widziałem co zrobił Marcus po moim odejściu, ale chyba był niezadowolony, bo
chłopak usłyszał mój "szept". Tak, tak to było całkowicie celowe. Kiedy
wrócił skarcił mnie spojrzeniem - On serio chciał dać mi swój numer robiąc oczy
cielakowe! Jesteś okropny. Booooże jak mi Ciebie brakowało - widziałem grymas
niezadowolenia przeradzający sie w zaciesz na twarzy przyjaciela. Dosiadł się
do mnie - Musimy chwilę poczekać.
-
Oki – pokiwałem głową – To opowiadaj jak tam po moim wyjeździe? – dopytywałem ciekaw.
Wiedziałem, że wszyscy uważali, że wyruszam w nie znane i wrócę gdy wszystko
stracę, jednak tak się nie stało. To było głównym powodem mojego zainteresowaniem.
-
Cóż - odparł mi już nieco poważniej - Ludzie przestali juz gadać, zapomnieli.
Choć jakbyś wrócił to na nowo by się zaczęło, choć.. - zrobił mi tu dramatyczną
pauzę - Wiem, że nie pytasz o ludzi. On jest zapracowany, ale myśli o Tobie.
-
Bosh… on jest dupkiem i już dawno o mnie zapomniał nawet jak byłem jeszcze na
miejscu – oburzyłem się. – Mam gdzieś co on myśli – dodałem twardo – Pytam o naszych znajomych.
-
Cóż - westchnął i nagle podszedł do nas młodzik w okularkach z tacą w rękach,
położył ja nam na stół mówiąc "smacznego. Marcus widząc to uśmiechnął się
złośliwie - Kochanie, przyszły Twoje frytki. - młodzik speszony czmychnął
szybko na powrót za ladę. Choć nie było klientów byliśmy o takiej porze jedyni.
Wydąłem
usteczka i już miałem się pożalić na beznadziejnego kelnera, ale… - Chyba
jednak nie wygrałeś tak całkiem – podniosłem z tacy karteczkę z numerem
telefonu chłopaka i dopiskiem – „To mój numer, kończę o 12. Roni <3” –
odczytałem z triumfalnym uśmiechem – No i co? Kochanie? – dodałem z
zadowoleniem pozwalając by Marcus porwał mi karteczkę.
-
Mmmm wspaniale - zamruczał pod nosem nachylając się nade mną - Mały
złośnik-fuknął na mnie i ucałował mnie w nosek, odebrałem to bardzo
pieszczotliwie. Marcus dobrze wiedział, że chłopak na nich cały czas patrzył - Zabawimy
się? -zachęciła mnie swym zawadiackim uśmiechem.
-
A może trójkąt? Skoro jest chętny? – podsunąłem bez namysłu bo sex to sex a
zestawy dwa plus są fajne.
Jego
grymas był bardzo wymowny - Nie, ale jak chce może popatrzeć- widziałem w jego
oczach "ten" błysk.
-
My nie pornos – stwierdziłem spoglądając na chłopaka za kasą, teraz zrobiło mi
się go szkoda. – Ej Marcus a może jednak – dodałem sugestywnie – Może jest
lepszy niż wygląda?
-
Nie - odparł mi przewracając oczami - Ale przez to gadanie, przyszła mi ochota
na zabawę.
-
Pfffff… sztywniak nie umiesz się bawić – podsumowałem przyjaciela bo przecież
trzeba się dzielić tym co dobre, tak? – Mnie przeszło – dodałem porywając
frytkę i pochłaniając ją w dwóch kęsach.
Zaśmiał
się na moje zachowanie - Chcesz się z nim dzielić- zapytał mnie sarkastycznie -
Mogę go poprosić skoro jesteś taki chętny, na rudzielca w denkach od słoików.
-
Hah, musisz się sporo nauczyć – powiedziałem inteligentnie – Mam lepszy pomysł…
– dodałem skupiając się na śniadaniu bo frytki już mi stygły.
Dzień dopiero się zaczął, nam się nigdzie nie
śpieszy a ja mam świetny pomysł, ale najpierw trzeba napełnić brzuszek, bo nic
się nie robi na głodniaka.
Fajne, nie zaprzecze. "Smakujesz orzeszkami..." twn tekst mnie rozwalił. Dużo weny życze ^^
OdpowiedzUsuńWiesz, nieco chaotyczny ten rozdział mi się wydawał i głównie nic się nie działo, ale i tak się cieszę, że przeczytałam.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i czekam na kolejny rozdział :)
Poważnie? Zombie? Haha! To mnie rozbroiło! Mógłby sie zdecydowac, czy chce tyc zombie, czy nie.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą aż boje sie pomyślec, co znów wykombinował.
Rozdział świetny! Czekam na wiecej
Hej, komentuje po raz pierwszy, ale czytam twojego boga od samego początku (taki cichy wielbiciel).
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że kocham twoje opowiadanie. Te żarty :) Potrafisz prześliągnąć się z poczuciem humoru przez każdą sytuację z która ją miałabym duży problem. Nawet te opisy mogłoby się wydawać że cytując banalne i codzienne potrafisz świetnie ująć i opisać. Co do charakteru głównego bohatera, to całkiem miła odskocznia od słodkich i niewinnych prawiczków opisać ^^
A tak poza tym to powodzenia w pracy, dużo weny i cóż mogę więcej powiedzieć... z niecierpliwością czekania nowy rozdział ;)
Przepraszam za błędy. Przeklęta autokorekta -,-
UsuńNo jaki sympatyczny rozdział. Szybko go przeleciałam (hehehe) i nie jestem zawiedziona. Nie straciłam przy tym czasu; choć prawie nic się nie działo, to było ciekawie i przyjemnie. To jak myślał, że zaraz wyskoczą na niego zombie - przeżywałam to za każdym razem jak po obejrzeniu The Walking Dead szłam pustą ulicą. Czyli wiem jak się musiał czuć xd. Jak już wcześniej wspominałam - bawią mnie niektóre Twoje zdania, które pewnie nie mają takiego celu. To "Nie przywiozłeś dżemu" rozbawiło mnie na dobrą chwilę, że aż uśmiechnęłam się do monitora. Mogłabym ciągle czytać Twoje opowiadanie, więc możesz częściej dodawać rozdziały, ja się nie obrażę :3
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
Apocalypse
just-existence.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńMarcus o bardzo nie ludzkiej porze do niego przyjechał.... akcja na peronie świetna, ciekawe na jaki to pomysł wpadł...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Marcus o bardzo nie ludzkiej porze przyjechał, ta akcja na peronie świetna, no i ciekawie to na jaki pomysł wpadł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Marcus to zegarka nie ma? o bardzo nie ludzkiej porze przyjechał, a ta akcja na peronie..., ciekawie to na jaki to genialny pomysł wpadł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga