Rozdział w końcu dotarł na bloga... Mam małą motywacji do pisania przy braku czasu, jednak bardzo mnie motywują Wasze komentarze. Jeśli czytacie i podoba się Wam to bardzo proszę o pozostawienie po sobie śladu. Wszelkie pomsyły też są mile widziane tak samo jak wymiana linków itd :) Mała samoreklama, a teraz zapraszam do lekturki ;)
****
Leżałem
na kanapie dobrze po północy i zaczynałem przysypiać powoli na jakimś nudnawym
filmie kiedy nagle dostałem sms na którego sygnał prawie dostałem zawału.
Wziąłem
kilka wdechów by uspokoić spanikowane serce.
- Kto
pisze u diaska o takich godzinach? Nudzi się komuś – bąknąłem poirytowany
sięgając po komórkę. Jednak kiedy zobaczyłem kto napisał od razu mi przeszło i
uśmiechnąłem się do siebie.
„Mam
nadzieję, że Cię nie obudziłem. Chciałem tylko dać Ci znać, że mile mnie
zaskoczyłeś i zdałeś mój mały test. Jesteś porządnym facetem i chciałbym się z Tobą
umówić ponownie. To dziwne, ale myślę o Tobie odkąd się rozstaliśmy. Cóż,
spokojnej nocy:*. Victor”.
Przeczytałem
tę treść jeszcze kilka razy nim jej przesłanie do mnie dotarło. Byłem
zachwycony, najwyraźniej podobałem mu się tak samo jak on mnie. Czyżby miłość
wisiała dla mnie w powietrzu, ponownie? To była bardzo miła choć samotna noc,
masturbacja wcale nie jest taka tragiczna jak ma się o kim myśleć, o kimś kto jest w zasięgu, a nie jest tylko
wyidealizowanym wyobrażeniem jednego z przystojniejszych aktorów lub kolegów.
Kolejnego
ranka czekała mnie kolejna miła niespodzianka, książka dotarła szybciej niż
przewidywano i przy porannej kawie już byłem na stronie 50+. Pozycja okazała
się być bardzo wciągająca choć miałem mieszane odczucia wobec głównego
bohatera, który okazał się być kawałem hetero-dupka, któremu wydawało się, że
jest macho. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Nie zaprzeczę, że przy
tym wszystkim był całkiem zabawny. Jego prostackie chamstwo biło mnie po oczach
przez dłuższy czas i z trudem je znosiłem, no ale czego nie robi się jeśli gna
cię ciekawość z gatunku „co będzie dalej”? Takim sposobem coraz bardziej
wsiąkałem w świat HP* i gry**. Im dalej byłem w treści pierwszego tomu tym
bardziej mi się podobało. Dostajesz zadanie do wykonania, wszystko jest nagrane
na kamerze i ludzie potem oceniają sposób jego wykonania. W zamian dostajesz
jeszcze odpowiednie wynagrodzenie finansowe i trafiasz do rankingu graczy, im
wyżej tym większa kasa i bardziej wymagające zadania. Szybko przekalkulowałem,
że ja też dałbym radę! No bo co jest trudnego w zwinięciu parasola i
wyskoczeniu na odpowiednim przystanku z transportu miejskiego? Pikuś! Żadna
łaska, że HP je wykonał, te kilka kolejnych to w zasadzie też nie była żadna
filozofia. Zatrzymać zegar, dokonując drobnych wyborów mając przy tym wszystko
co jest potrzebne. Napis sprayem na drzwiach to też raczej lekkie… Już się
widziałem jako nowy HP i to znacznie lepszy niż oryginał. Książka tak mnie
wciągnęła, że oderwało mnie od niej dopiero burczenie w brzuchu. Zostawiłem
lekturę i sięgnąłem po reklamówkę z pizzerii. Wybrałem to co mnie interesowało
i złożyłem zamówienie telefonicznie, obiecano mi dodatkowy sos czosnkowy i
dostawę w kwadrans. Idealnie, akurat dokończę kolejny rozdział. Kiedy minęło
znacznie ponad dwa kwadranse nadal byłem głodny i bez pizzy. Po dodatkowych 15
minutach oddzwonili z pizzerii…
- Jak to
nie ma kto dostarczyć mojego zamówienia?! Wiesz ile już minęło czasu? Już grubo
ponad obiecane 15 minut – zawarczałem do słuchawki groźniej niż miałem to w
zamyśle. Udzielało mi się podejście HP najwyraźniej. Z drugiej strony słuchawki
mężczyzna płaszczył się tak bardzo, że musiało mu już nie wiele brakować do
jakiegoś stworzenia z rodziny flądrowatych. Ostatecznie stanęło na tym, że
muszę się osobiście zjawić po zamówienie, które dostanę za free razem z sosem.
Jakby tego było mało miałem na cała operację 30 minut bo za tyle czasu zamykali
lokal.
-
Luuuuuźno dam radę – stwierdziłem pewnie a kiedy spojrzałem na adres pizzerii
znajdujący się na odwrocie reklamówki, mina zrzedła mi nieco. – Kurka, kawał
drogi piechotą nie zdążę… jak to się mogło stać? X_x Nie pozostało mi ostatecznie
nic innego niż się spiąć i odebrać darmową pizzę.
Po 10 minutach siedziałem już w
wagonie metra, tam na szczęście miałem blisko i z moich wyliczeń wynikało, że
będę mieć jakieś 5 minut zapasu jakbym gdzieś zbłądził. Teraz oddychałem szybko
bo musiałem pobiec by zdążyć na ten kurs w którym obecnie siedziałem. Wagon był
prawie pusty. Dwójka migdalących się małolatów, opalona laska z wielkimi
słuchawkami na głowie przełączała muzę na fonie, kilka miejsc dalej dziadek
ubrany staromodnie z torbą z której wystawała rączka parasola oraz inny
dziadyga schowany za gazetą. Jednym słowem nic ciekawego. Wziąłem kilka wdechów
by w końcu doprowadzić organizm do zwykłego tempa kiedy ze zdziwieniem
spostrzegłem srebrny prostokąt leżący kilka siedzeń ode mnie. Rozpoznałem
telefon komórkowy i rozejrzałem się po zgromadzonych, ale nikt nie wyglądał
jakby zgubił zabawkę. Zaciekawiony sięgnąłem po znalezisko i przyjrzałem mu się
z bliska. Trzymałem w dłoni nowoczesny, płaski smartfon ze szklaną szybką z
przodu w chromowanej srebrnej obudowie. Wyglądał imponująco i był przyjemny w
dotyku. Ktoś musiał się nieźle wykosztować na takie cudeńko. Obróciłem telefon
w dłoni i aż otworzyłem szerzej oczy kiedy zobaczyłem wygrawerowany numer 128.
Serce
podeszło mi do gardła - Nie no, nie ma opcji, ktoś sobie jaja robi! – oburzyłem
się w myślach, ale rozejrzałem się ponownie nieco spanikowany, jednak pasażerowie
nie ruszyli się z miejsca. Prawie upuściłem srebrne pudełko kiedy zamigała
czerwona lampka na jego obudowie. W jednej chwili adrenalina mi skoczyła na
maxa. Już wiedziałem co zobaczę jeśli odblokuję ekran.
Tak jak
podejrzewałem widniało na niej pytanie: „Czy chcesz zagrać w grę?” oraz dwie
opcje odpowiedzi: „tak” i „nie”. Nagle wszystko stało się jasne. Oto zadanie
próbne dokładnie tak jak w książce! Jezu, Jezu, ale czad!!! Wiedziałem już co mam
zrobić. Zgodnie z tym co przeczytałem w lekturze trzeba zwinąć kolesiowi
parasol i wysiąść na kolejnym przystanku. Nic prostszego, do dzieła!
Głos odliczył właśnie czas do
kolejnego przystanku, miałem 5 minut na całą akcję. Postanowiłem przyjąć opcję
najprostszą, więc teraz przyglądałem się towarzyszom podróży pod innym kontem.
Ostatecznie ktoś z nich miał nagrać moją akcję. Tylko kto? Drogą dedukcji
szybko pozostał dziad za gazetą i laska ze słuchawkami która nadal tarmosiła
fona. Była za daleko bym mógł dojrzeć rodzaj telefonu. Jakby był to taki sam
jak ten, który znalazłem to wszystko byłoby jasne. Obecnie nie miałem pewniaka.
Sprawdziłem na zegarku i pozostały mi 2 minuty. Nigdy nie byłem tak podjadany jak
teraz, to było szalone!
Akcja przebiegła szybko i prawie bez
niespodzianek. Kiedy głos oświadczył, dojazd do stacji i drzwi zaczęły się
otwierać wsunąłem srebrny prostokąt do kieszeni i dźwignąłem się sprawnie z
miejsca. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę wyjścia i złapałem parasol kiedy
byłem obok dziadka. Szarpnięciem wydobyłem go z torby i już go miałem. Dziadek
nie zauważył ale widziałem spojrzenie laski w słuchawkach i skierowany na mnie
telefon. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tępię… zdziwione spojrzenia,
ktoś coś krzyknął a potem drzwi się za mną zamknęły z hukiem i pojazd odjechał rzężąc
w dalszą trasę. Kiedy moje stopy dotknęły twardego gruntu ogarnął mnie stan
euforycznego podniecenia. W dłoni trzymałem zdobyczny parasol a potem nastąpiło
twarde zderzenie z rzeczywistością i wylądowałem jak długi na zimnej posadzce.
- Co
kur…?! – warknąłem siadając bo zderzenie wybiło mnie z mojego mega stanu.
- Co, za
co kretynie?! Patrz jak łazisz gamoniu… Ethan? – to był Marcus a wkoło niego
rozrzucone dokumenty które musiały wylecieć z otwartej torby.
- Co Ty
tu robisz Marcus? – zwlokłem się z ziemi i pomogłem kumplowi wstać.
- Jak to
co? Wracam z konferencji Sherlocku – bąknął i zaczął zbierać papierzyska.
- Stary,
sorry – bąknąłem i jakoś nie miałem nic do dania… - Zepsułeś moją chwilę chwały
– pomyślałem z lekkim fochem, ale nie mogłem się na niego gniewać, ostatecznie
sam na niego wpadłem. Rozejrzałem się za zdobycznym parasolem, nadal
szczęśliwie leżał obok mojej nogi.
-
Wyskoczyłeś z metra? Powiedz, że źle widziałem… - poprosił tonem wskazującym,
że za potwierdzenie mnie zabije. Byłem zbyt dumny z mojego osiągnięcia by
zaprzeczyć.
- Tak,
ale miałem dobry powód, ale nie mogę Ci powiedzieć, bo jest reguła numer jeden
– wyrecytowałem pakując do torby ostatnie dokumenty.
-
Chłopie, tobie wali i to porządnie – pokręcił głową z niedowierzaniem – i
jeszcze nosisz ze sobą parasol a na dworze taki gorąc?
- Nie,
jest zdobyczny – odparłem dumnie nim ugryzłem się w język, Marc uniósł brwi.
- Chyba
mamy do pogadania, nie sądzisz? – był wyraźnie zmęczony i tylko dla tego
jeszcze nie było awantury na cały peron.
- Dobra,
dobra, ale nie teraz i nie tutaj… ho, ja muszę pizzę odebrać… czujesz, że nie
mogą mi jej dostarczyć bo nie ma kto? Nie wiem o co w tym kaman, ale mam mało
czasu… - pośpieszyłem przyjaciela i opuściliśmy podziemie. Na dworze faktycznie
żar lał się z nieba a do pizzerii było już nie daleko. Odebraliśmy posiłek
zgodnie z obietnicą. Dodatkowy sos i free, poprawiło znacznie smak, tak że
zaczęliśmy ją zajadać w drodze powrotnej. Po cichu opowiedziałem Mercusowi o
książce i tym co przytrafiło mi się w metrze. Upomniałem go też, że nie może
nikomu powiedzieć bo to złamanie reguły i się za to słono płaci. Chyba nie
potraktował mnie poważnie bo chciał zobaczyć chromowany telefon ze szklanym
ekranem. Sam powołałem go do życia ponownie, ale informacji o grze już nie było
a zamiast niej pojawił się zwyczajny androidowy pulpit z dostosowanym wg
potrzeb właściciela zestawem ikon. Wiedziałem, co miało się na nim znajdować i
poczułem się jak idiota kiedy nic z tego nie było w oprogramowaniu. Ot
znalazłem zwykłego fona… i podpieprzyłem parasol jak jakiś totalny psychol…
Miałem mętlik w głowie przez to wszystko, ale w sumie to było bardzo w stylu
gry więc…
Ostatecznie postanowiłem, po
naradzie z Marco, zadzwonić na jeden z pierwszych numerów z listy kontaktów
gdzie zgłosił się jakiś koleś. Powiedziałem mu o znalezionym fonie i, że
chciałbym go zwrócić. W zamian dostałem info, że: 1) koleś jest bratem
właścicielki fona, 2) fon jest faktycznie taki jak w książce bo laska jest
fanką i sobie taki zamówiła, 3) panna była tu tylko przejazdem i nie mieszka w
mieście. Wspólnie uradziliśmy, że prześlę sprzęt kurierem na podany przez
mężczyznę adres zamieszkania właścicielki felernego fona. W całej historii pominąłem
akcję „parasol” za którą teraz już było mi wstyd, choć nadal burzyła mi krew.
W drodze pieszej do domu, bo Marcus
stwierdził, że ma dość metra na dziś, opowiedziałem mu skąd się wzięła jazda z
książką, ale i tak bardziej zainteresował się historią mojego przypadkowego
spotkania z bajecznie pięknym Mintem alias Victorem.
*HP - Henrik
Pettersson, gracz numer 128, główny bohater książki pt. „Geim” autorstwa
Anders’a de la Motte.
**gra –
potoczne określenie głównego wątku książki, który teoretycznie/początkowo
sprowadza się do wykonywania określonych zadań przez graczy w zamian za punkty,
kasę i „sławę”.
Genialny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńSerio, pod*ieprzył parasol! xd Boże, ale miałam z tego śmiechu, po prostu genialne :D ♡
Ale nie dziwię się! Sama bym pewnie tak zrobiła.
Życzę weny i czekam na następny rozdział :)
love ♡
Infinity ∞
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudo, a może jednak to był właśnie telefon z gry, sama zabieram się za przeczytanie tej książki.. mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny rozdział...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zastanawia mnie kiedy pojawi się nowy rozdział. Czekam bardzo długo no i moja cierpliwość się kończy . Naprawdę chce przeczytać TWOJEGO bloga ale trace nadzieję i Myślę że pozucilas go ..... (Czego bym nie chciała)
OdpowiedzUsuńcudo, cudo, a może jednak to był właśnie telefon z gry?
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, a może jednak to był właśnie telefon z tej gry...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza