Na wstępie chce przeprosić, że tak długo musieliście czekać na notę. W ostatnim czasie sporo się u mnie działo i nie było czasu by napisać rozdział. Postaram się by teraz wszystko wróciło do normy i rozdziały pojawiały się systematycznie - min. raz w miesiącu.
Teraz zapraszam do rozdziału :)
Odkąd pamiętam zawsze uczono
mnie, że kiedy powie się „A” trzeba powiedzieć „B” i całą resztę. Sam
spowodowałem tą dziwną sytuację przez swoją nie uwagę i musiałem teraz jakoś ją
ogarnąć tak by to wszystko miało ręce i nogi. Mieszkając w końcu w mieście robiłem,
co mogłem by nie wyjść na niewychowanego, nieogarniętego, wsioka.
Z taką myślą przewodnią
postanowiłem zgooglować moją przyszłą randkę by nie strzelić gafy i wiedzieć
przy okazji, z kim właściwie będę miał do czynienia. Ostatecznie istniała
możliwość, że anielski wygląd Minta, może być dobrą przykrywką dla
diabolicznego charakterku lub czegoś gorszego... Zwiad rozpocząłem od
przejrzenia jego profilu, na którym się spotkaliśmy i nie znalazłem tam nic
szczególnego. Mint powiedział tam o sobie niezbędne minimum, co było podejrzane
skoro szukał „znajomości”. Następnie wyszukałem go na portalu społecznościowym,
którego nazwy nie pamiętam, ale skrótem są jakieś dwie litery. W każdym razie i
tam blondyn był Mintem i choć informacje były skromne i w większości
przewidziane dla znajomych, to na samym profilu był ciągły ruch. Chłopak
wrzucał zdjęcia, udostępniał te od znajomych a ci oznaczali go na własnych
wrzutach. Ponadto pod większością toczyły się już konkretniejsze dyskusje. Mint
miał tu ponad dwie setki znajomych, ale z rozmów wynikało, że zna ich bardzo
dobrze a być może nawet osobiście?
- Kto by pomyślał, że to taki towarzyski
chłopak? – Pokiwałem głową oglądając zdjęcia opisane, jako album sesji wakacji
z zeszłego roku, które spędzał z towarzystwem na Hawajach. Uśmiechnąłem się
zatrzymując na dłużej na zdjęciu gdzie był razem z pannami w spódnicy z trawy i
w girlandach kolorowych kwiatów na szyi. Większość jego znajomych z reala była
kobietami, choć faceci, raczej mało atrakcyjni, też się przewijali. Jest
rasowym gejem, gdzieś kiedyś przeczytałem, że tacy jak my wolą się otaczać
babkami, bo to teren bezpieczny… nie wiem jak się to ma do mojej zażyłości z
Marcusem, no, ale cóż. Choć nie powiem laski też są super, biusty – uwielbiam
<3
A wracając do tego co miałem przed oczami.
Przez dobre dwie godziny buszowałem w necie poszukując informacji o Mincie,
które mogłyby mi się przydać. Po zakończeniu poszukiwań nie byłem dużo bogatszy
w wiedzę, bo zaledwie potwierdziło się to, z czym się nie krył. Mint był, stonowanym,
inteligentnym i niesamowicie atrakcyjnym blondynem o cudownych oczach. W obyciu
musiał być w porządku skoro ludzie do niego lgnęli, a w takim układzie nasuwało
się jedno intrygujące pytanie: czemu taki ideał jest stanu wolnego? To pytanie
odbijało mi się pod czachą i nakręcało ciekawość. Musiałem się tego dowiedzieć.
Przyszła
pora by się szykować do spotkania z tajemniczym blondasem. Wykąpałem się
dokładnie z użyciem żelu o zapachu drzewa sandałowego. Wysuszyłem włosy
ręcznikiem i darowałem sobie suszarkę by nie wyglądać jak totalny
rozczochraniec, swoją drogą musiałbym przyciąć włosy… Trawnik tez postanowiłem
odpowiednio „dopieścić”, bo nigdy nic nie wiadomo, co nastąpi dalej.
Następnie
przyszła pora na wybranie odpowiedniego stroju. Pierw skompletowałem jeden ze
standardowych zestawów i ze zgrozą stwierdziłem, że jest on stanowczo zbyt
zbliżony do tego, w czym nosił się blondyn. Desperacko potrzebowałem zestawu, w
którym będę wyglądać bardziej męsko. Nie było wątpliwości, że z naszej dwójki
to ja musiałem wyglądać na twardziela. Inaczej zwyczajnie się nie dało.
Wywaliłem wszystkie ciuchy z szafy, były tak pomięte, że to, co wybiorę będzie
wymagało prasowania, jednak to nie miało znaczenia, bo byłem szczęśliwym
posiadaczem żelazka a deska konieczna nie była. Parę rzeczy odrzuciłem na
wstępie z powodu materiału, koloru lub starego fasonu. Po takiej kontroli pula
wyboru została już bardziej do ogarnięcia.
- No, to teraz prasowanko – zadecydowałem
rozglądając się po pomieszczeniu. Blat i jakiś materiał na podkładkę i będzie
git – ostatecznie padło na kuchenny blat i jeden z czystych ręczników. Sekcja
prasowania przebiegało gorzej niż się spodziewałem. Nie byłem z tą czynnością
na bakier, a jak na złość ciągle pojawiały się nowe zagięcia.
- Co jest do diaska? Nie mam czasuuuuu –
złościłem się, bo faktycznie zaczynało mnie naglić. Po kolejnym kwadransie
walki miałem już wyprasowane wszystko poza koszulką, która musiała zaczekać, bo
aż się zgrzałem z wrażenia. Poszedłem nalać sobie wody a kiedy piłem ze
szklanki poczułem smród spalenizny. Żelazko leżało na mojej koszulce, która
dymiła się już majestatycznie. Rzuciłem się jej na ratunek, ale już było za
późno, piękne i bardzo męskie logo zniknęło pod ciemnym odciskiem rozgrzanego
żelazka, nie wspominając o gryzącym zapachu spalenizny.
- Nie, nie, nieeeeeee!!! X_X – wyrwałem z
gniazdka kabel żelazka i położyłem je na kuchence gdzie nie mogło wyrządzić
dalszych szkód. Nie miałem już czasu na nic. Ubrałem wszystko poza koszulką i w
jej miejsce wybierając inny zamiennik w kolorze nocnego nieba.
Odstawiony
wyleciałem z mieszkania i podążyłem na miejsce spotkania, czyli do lodziarni
opodal rynku. Mimo dwuznaczności lokacji nie miałem w zamiarze niczego
niegrzecznego. Chłopak był ładny, ale ja preferuję bardziej męskich.
Kiedy
dotarłem do lodziarni nie było jeszcze Minta.
- Może mnie wystawił? Pewnie takich zaproszeń
ma masę i nie musi zjawiać się na wszystkich? – Zacząłem się nad tym
zastanawiać, kiedy czekałem tam już dobre 5 minut. – Jestem kolejnym naiwniakiem?
– Pomyślałem szczerze zaskoczony, bo przecież nie zasłużyłem na to. Co z tego,
że to spotkanie zostało umówione przez przypadek? – z buntowniczych myśli
wyrwał mnie nagłe pojawienie się blondyna.
- Przepraszam za spóźnienie, nie mogłem znaleźć
kluczy z mieszkania – przyznał z rumianymi policzkami, które wskazywały na to,
że faktycznie mówi prawdę.
- Nie szkodzi – odpowiedziałem grzecznie
przyglądając się nowemu znajomemu–Cieszę się, że dotarłeś jednak – dodałem.
- Nie wystawiam ludzi, jeśli nie chce się
spotkać to odmawiam – odpowiedź, choć dość zaskakująca brzmiała całkiem
szczerze i po niej usadowił się na sąsiednim krześle.
- To bardzo fair, tak sądzę… – stwierdziłem nie
przestając się uśmiechać.
Mint wyglądał na rozbawionego moją reakcją –
Nie wierzysz, że tak jest? – zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Nie w tym rzecz – musiałem przyznać, choć nie
bardzo wiedziałem jak wyjaśnić to, co miałem na myśli, musiałem jednak
spróbować – W sieci spotyka się różne osoby i jest to teren neutralny niejako,
klawiatura przyjmie wszystko, a to, co robi się faktycznie może znacznie
odbiegać od tego, co wynika z rozmów w sieci. Realia są jasne dopiero, kiedy
kogoś się pozna a nie tylko zobaczy „na kawie” – wyrzuciłem z siebie to, co
myślałem i natychmiast pożałowałem, że nie ugryzłem się w język gdzieś w
połowie wypowiedzi.
-, Czyli musisz mnie poznać lepiej by wiedzieć,
że nie jestem jednym z tych ściemniaczy z sieci? – Wyłapał bezbłędnie i uniósł
wyzywającą jasną brew. Wcale nie wydawał się zniesmaczony tym, co usłyszał.
- Emmmm… można tak to ująć. Nie chciałem nikogo
urazić, ale wiesz… - zacząłem mając w zamiarze obronę.
- Spokojnie, rozumiem – zapewnił – Naprawdę
masz na imię Ethan? – zapytał zmieniając niewygodny dla mnie temat.
- Owszem – potwierdziłem – Natomiast zdaje się,
że Ty miętą nie jesteś? – zażartowałem dość drętwo, jednak Mint trzymał poziom
znacznie lepiej niż ja.
Blondyn zaśmiał się rozbawiony i był to bardzo
miły dla oka obraz. Niesforny, jasny kosmyk spadł mu na czoło, skąd wdzięcznym
ruchem go zagarnął. Jego śmiech brzmiał jak karmelki wrzucane do kryształowego
słoiczka.
- Ano, nie – potwierdził z uśmiechem – Mam na
imię Victor – przedstawił się.
- Ładne imię – pokiwałem głową, pierwszy raz
poznałem kogoś o takim imieniu.
- Dziękuję – odpowiedział grzecznościową
formułką – To, co z tymi lodami?
- Nie zamawiałem, nie chciałem strzelić gafy na
wstępie, ale skoro już jesteś… - machnąłem dłonią na obsługę i przyniesiono nam
menu lokalu.
Każdy z nas zagłębił się w treści karty. Ciekaw
byłem czy weźmie te lody z czekoladą i miętą. Coraz bardziej byłem ciekaw skąd
wziął się jego nick. Trochę byłem zawiedziony, kiedy zamówił „bananową
rozkosz”. Sam wybrałem mniej sugestywny zestaw o nazwie „rajski ptak”. Czekając
na zamówienie gawędziliśmy o różnych rzeczach. Kiedy nasze lody dotarły nie
mogłem oderwać wzroku od blondyna. Sposób, w jaki kosztował smaki, obracał
łyżeczkę i brał ją do ust był tak niesamowicie kuszący. Czule muskał ustami
zimną słodycz i zlizywał topniejące krople. Do tej pory nie wiedziałem, że
można sexownie jeść lody, cóż Mint to potrafił i od tego widoku zrobiło mi się
gorąco. Victor opowiedział o sobie, a ja, co nieco o sobie, musiało wyjść dość
tajemniczo, choć ja raczej wolałem nie mówić za wiele o tym skąd pochodzę i
wszystkim, „co zostało” na wsi. Zwyczajnie wstydziłem się swojej przeszłości i
dawnego życia. Natomiast blondyn opowiadał z przejęciem o swoim życiu. Victor
skończył szkołę medyczną i obrał kierunek na stanowisko lekarskie, to było
godne podziwu i nie omieszkałem tego wyrazić. Poza tym ładnie rysował, co
wyłapałem, kiedy w trakcie jednej ze swoich opowieści narysował na papierowej
chusteczce kota śpiącego na poduszce.
- … ładny kotek – zagadnąłem wybijając rozmówcę
ze skupienia na swojej opowieści.
- Em wybacz, musze mieć czymś ręce zajęte –
wyznał rumieniąc się.
- Aha… no ok – pokiwałem głową, choć wyglądało
to trochę jakby musiał zająć się czymś z nudów. Poczułem się nie swojo, ale
postanowiłem trzymać klasę i rozejść się z blondynem w miłej atmosferze nawet,
jeśli więcej się nie zobaczymy. Musiałem
pociągnąć inny temat, bo blondyn się wycofał.
- Mówiłeś, że już wcześniej umawiałeś się przez
sieć? – Rzuciłem pytanie niby od niechcenia.
- Tak, bywało różnie – Viktor zaczął się
rozluźniać, czyżby aż tak było mu wstyd za rysunek? Z czasem atmosfera na
powrót się ociepliła i nabrała swobody. Nawet polecił mi jedną z książek, którą
czytał ostatnio. Podobno świetna i warta zaliczenia pozycja, więc odnotowałem w
pamięci tytuł, który faktycznie brzmiał interesująco. Musiałem przyznać, że
Victor mnie oczarował swoją osobą, piękny, inteligentny, niesamowicie
charyzmatyczny i z całą pewnością miał w sobie „to coś”, choć nie był wcale
idealny, był zwyczajnym facetem. Wymieniliśmy się numerami z zamiarem
utrzymania naszej znajomości, która zapowiadała się obiecująco. Byłem mile
zaskoczony tym, że nie było żadnej wzmianki o sexie ani przygodnym sexie,
wyglądało na to, że faktycznie wcale nie chodziło o jedno.
Odprowadziłem
blondyna do domu, cała drogę trzymał mnie pod ramię i było to całkiem miłe,
taka bliskość ładnego mężczyzny, tak bardzo odbiegającego od tego, co było mi
dane do tej pory. Zachowywał się zupełnie swobodnie, puściły wszelkie lody,
jakie były między nami.
- To tutaj mieszkam – odłączył się ode mnie stając
tyłem do drzwi, które prowadziły do jego kamienicy.
- Ładna okolica – wypaliłem z rozbrajającym
uśmiechem, – Więc dotarłeś cały i zdrowy - dodałem.
- Może wstąpisz? Napijemy się czegoś
mocniejszego? – Zaproponował układając jedną dłoń na biodrze – A rano zrobię Ci
śniadanie? – Dodał śledząc z uśmieszkiem wyraz mojej twarzy. Przyznam, że tym
pytaniem wybił mnie z rytmu, oferta „ze śniadaniem” oznaczała jedno…
- Hmmm… - musiałem to dobrze rozegrać – Wydaje
mi się, że wystarczy tych dobroci na jeden dzień. Będziesz miał powody by
umówić się zemną ponownie – odpowiedziałem z szerokim uśmiechem.
- Jak chcesz – Victor nie zdradzał po sobie nic
– Zatem dobranoc – i zniknął za drzwiami a ja odetchnąłem z ulgą.
Właśnie odmówiłem świetnego sexu z boskim
chłopakiem… co ja sobie myślałem?!
Ochłonąłem
idąc do siebie. Wiedziałem, że dobrze zrobiłem odmawiając pozostania u
blondyna. Szanowałem go i podobał mi się, nie chciałem by był jednorazową
przygodą. W domu wziąłem chłodny prysznic by moje „chęci” się uspokoiły. Po
kąpieli zasiadłem przed kompem i po krótkim rozeznaniu w sprawie książki
postanowiłem zamówić ją online. Przyjdzie do mnie kurierem jutro i wtedy się za
nią zabiorę, jej opis tylko mnie nakręcił, choć tytuł [Geim]* wydał mi się, co
najmniej dziwny z wielu powodów.
*Chodzi o faktycznie istniejącą książkę o
wspomnianym tytule, która nie jest moja własnością J
Happy :) rozdział ciekawy tak jak reszta.. Bardzo zabawny. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńLu..Xd
NARESZCIE! Wiedziałam że troche potrwa zanim dodasz kolejny rozdział ale muszę się przyznać, że powoli zaczynałam wątpić że wogóle się pojawi. Hehs w poprzednim tak narzekał że idiota i wgl, a teraz "nie chce żeby to była jednonocna przygoda" ^ ^. Ciekawie. Czekam z utęsknieniem na następny, powodzenia przy pisaniu <3
OdpowiedzUsuńCzytam tego bloga i się zakochałam w Ethanie! <3 Kiedy kolejne rozdziały?!
OdpowiedzUsuńDopiero zaczęłam czytać tego bloga i wow... Podoba mi się, naprawdę. Humor bohatera, jego charakter, wygląd, tok myślenia, rozwój akcji w opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - ciesze się, że Ethan jednak zdecydował się na kolejne spotkanie z Victorem.
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! :)
love. ♡
Infinity ∞
Witam,
OdpowiedzUsuńno ich randka nie okazała się niewypałem, tak podejrzewałam jak odchodził od prasowania tej koszuli, ze zostawił żelazko na niej....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, ich randka nie okazała się wielkim niewypałem, miałam takie podejrzenia, że zostawił żelazko na tej koszuli....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, och randka nie okazała się niewypałem, podejrzewałam, że zostawił żelazko na tej koszuli....
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza