Uwaga!

Blog zawiera treści nie odpowiednie dla osób małoletnich i homofobów. Jeśli jesteś taką osoba, opuść to miejsce.
Wchodzisz i czytasz na własną odpowiedzialność.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 4 - Spotkania

Na wstępie podziękowania dla mojej Gromowładnej Żaby, która zazwyczaj betuje mi teksty ale tym razem zgodziła się gościnnie wystąpić i wcielić się w Marcusa :)

***

    Ta noc zapowiadała się bardzo słodko kiedy się kładłem dobrze po północy. Ciepła pościel, porządnie wywietrzony pokój, szklanka z wodą na szafce a obok komórka. Wziąłem letni prysznic i pachnący tropikalnymi owocami wpadłem pod miękką, świeżutką pościel. Lubię pierwszą noc kiedy materiał jest jeszcze zupełnie niewinny. Zawsze wtedy mam fajne sny i wstaje wypoczęty.
            Tym razem jednak obudzony zostałem bardzo brutalnie, głównie dlatego, że zapomniałem wyłączyć dźwięk w telefonie na noc. Efektem była pobudka trąbki wojskowej gdzieś kwadrans po czwartej rano. Taki właśnie mam sygnał dzwonienia bo nigdy nie mogę telefonu znaleźć, jednak dźwięk tak przeraźliwy sączący się niemal do mojego ucha był co najmniej wstrząsającym przeżyciem. Zerwałem się oszołomiony, czułem jak ból wkrada się do mojej zaspanej jeszcze głowy. Chwyciłem aparat i zawarczałem do mikrofonu – Cholera, wiesz która jest godzina kretynie?! – oj oburzyłem się strasznie nie mniej przeszło mi kiedy w słuchawce zabrzmiał znajomy głos.
- Stary jadę na spotkanie, przenocuj mnie nockę. Odbierz mnie na peronie nr 16 o 5:15, okej? – Marcus mówił szybko, był zziajany ale słychać było zadowolenie w głosie.
Oprzytomniałem momentalnie węsząc podstęp – Stary, serio? – jęknąłem do słuchawki.
- Jasne, że serio! Co to za pytanie głupku!? – kumpel odpowiedział równie zdziwiony jak ja jego propozycją.
- No, dobra…będę – ledwo odpowiedziałem a on się rozłączył. Popatrzyłem na aparat jak cielak. Trochę nie zaczaiłem co właściwie miało miejsce, musiałem przekalkulować i uszczypnąć się w udko by się upewnić, że to nie jakiś nawiedzony sen.
- Auć – pomasowałem przyszczypnięte miejsce – Tak, to nie sen – potwierdziłem krzywiąc się.
Zeskoczyłem z łóżka i zacząłem się ubierać. Kąpiel była zbędna skoro nie dawno się myłem. Wciągnąłem spodnie i koszulkę. Zrobiłem sobie kawy i ogarnąłem sypialnię. Będę musiał odstąpić mu miejsce, albo je z nim dzielić. Jakoś mi nie leży oddawanie czystej pościeli…
                        Miałem trochę ponad godzinę by wszystko ogarnąć na przyjazd Marcusa i następnie odebrać go z peronu. Swoją drogą ciekaw jestem czemu nie wspominał o tym jak gadaliśmy ostatnio. No, ale nie ważne.
            Wyszedłem z mieszkania mając jeszcze czterdzieści minut. Szedłem pustymi ulicami, choć słońce zaczynało już wstawać. Nigdy nie widziałem tak pustych ulic, to tak jak na tym filmie o zombie. Zacząłem się rozglądać podejrzliwie na wypadek jakby jakaś zgniła, obgryziona noga gdzieś się pokazała, albo jakieś oko się potoczyło w moją stronę. Ostatecznie chciałbym jednak uciec i nie dać się zjeść. Szedłem tak i im bardziej się zbliżałem do stacji kolejowej tym bardziej pogłębiała się moja świeżo wymyślona paranoja zombiakowa. Już prawie czułem jak śmierdzą tylko nigdzie ich nie widziałem, ale byłem pewny, że zaraz je zobaczę… Kiedy nagle w jednej z alejek które mijałem rozległ się potężny hałas i ostre piski, zamarłem. Opamiętałem się jednak i czmychnąłem czym prędzej za pobliski śmietnik. Stałem tam chwilę z walącym sercem.
- To nie film, to nie film, to nie film… - powtarzałem sobie – Wiedziałem, że one istnieją… i teraz jestem ostatni! – zaczynałem panikować. Wystawiłem głowę z mojej kryjówki by zobaczyć nadciągające bestie. Było pusto, z alejki nie wytoczyły się żadne ożywione zwłoki. Czekałem i czekałem, ale nadal nic się nie działo. W końcu wiedziony ludzką dolegliwością zwaną „ciekawość” poszedłem zajrzeć do tej uliczki. Miałem nogi jak z waty, ale już nie było odwrotu… zobaczyłem przewrócone kosze i coś pędziło w moją stronę. Cofałem się szybko i potknąłem się, upadając w otchłań ciemności, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Leżąc na ziemi zobaczyłem czarną małą bestię z najeżonym ogonem, która już zniknęła w innej ulicy.
- Głupi kocur -  zawarczałem zbierając się z ziemi. Byłem zawiedziony, że to nie zombie.
            Po niedoszłej inwazji zombie wróciłem do pierwotnego planu czyli spotkania z Marcusem. Na peronie też nie było nikogo. W sumie kto normalny podróżuje o takich porach? Kupiłem sobie kawę w stojącej opodal maszynie. Popijałem tak bardzo nie dobrą kawę, właściwie nie wiem czemu ją kupiłem. Chyba potrzebowałem zajęcia. W akcie znudzenia wyciągnąłem komórkę i przysiadłem na ławce peronu nr 16. Grałem w moją ulubioną grę „Flirt”. Polega ona na poderwaniu jednego, wybranego kolesia i doprowadzeniu do sexu albo związku, albo obu. Właśnie miałem zaprosić mój obiekt na kolację gdy nie wiadomo skąd dosiadł się do mnie jakiś facet.
- Co tu robisz o takiej porze? – zagadnął mężczyzna.
- Czekam na kogoś – odpowiedziałem wybierając pożądaną operację w grze.
- Doprawdy? Może na mnie? – facet ciągnął i przysunął się do mnie – Przejdziemy się?
- No, nie… odmówił! – oburzyłem się bo wirtualny kochanek nie dał się podejść na randkę. Wykrzywiłem usta nie zadowolony.
- Dobrze płacę… - mężczyzna był coraz bardziej natarczywy.
Spojrzałem na niego marszcząc brwi – Nie zarabiam tutaj więc się odwal bo zadzwonię po policję – skontrowałem, bo bardzo mnie zezłościło odrzucenie w grze.
- Hola, hola – obcy rozejrzał się – Przecież nie o to mi chodzi. Chciałem by było miło.
- Nie jestem zainteresowany. Jesteś stary, brzydki pomarszczony i… - miałem na języku kilka innych określeń, ale właśnie przyjechał pociąg na który czekałem. Wstałem z miejsca i bez słowa skierowałem się w stronę wagonów. Zdziwiłem się, jak dużo ludzi się z wnętrza wylało. Rozglądałem się, ale nie widziałem przyjaciela.
- Gdzie jesteś? – wpatrywałem się w przybyłych szukając znajomej twarzy.
- Tu! – Marcus wyłonił się z tłumu w zasięgu głosu.
- Stary, taka godzina! – uściskaliśmy się w przywitaniu.
-- No taka godzina, fajnie, że odebrałeś ten telefon wiem, że zawsze masz wyciszony - powiedział szczerząc białe ząbki - Dobry z Ciebie przyjaciel.
- Taaaaa zawsze tak mówisz – pokręciłem głową z uśmiechem – Gdzie ty właściwie zmierzasz? Wiesz nie bardzo dotarło do mnie to co mówiłeś  przez telefon – przyznałem.
- No bo wiesz, jestem w misji - Marcus odpowiedział mi tajemniczo choć ja bardzo tego nie lubiłem. robiłem podejrzaka na co on dodał - No w pracy jestem...
- Nie przywiozłeś dżemu – fuknąłem bo to obejmowała jego praca. Taki słoiczek z chęcią bym przyjął, albo kilka. Ostatecznie wiejskie, robione są bez porównania do tych sklepowych świecących w ciemności.
- A kto powiedział, że nie przywiozłem? - zapytał mnie z głupkowatym uśmiechem, po chwili widziałem jak klepie się po plecaczku - Przywiozłem Ci wiele "domowych" rzeczy.
Uśmiechnąłem się zadowolony – Dobra spadajmy stąd bo tu jakiś zbok stary mnie napastował… kurka czy ja wyglądam jakbym dawał na peronie? – spojrzałem na przyjaciela by mnie pocieszył.
Już widziałem ten błysk w jego oku, złapał mnie za dłoń i zaciągnął do tego starego zboka  – Panie, czy pan podrywa mojego kochana?- spojrzał na niego gniewnie, po czym przyciągnął mnie do siebie i pocałował, tak tu i teraz. Gdy nasze usta sie oderwały znów spojrzał na niego - Teraz zrozum zboku, że nie każdy kto siedzi na peronie chce się sexić za pieniądze ze starym dziadem - widziałem złośliwość wymalowaną na jego twarzy, porwał mnie po chwili do wyjścia gdy gościu patrząc za nami nie wiedział co powiedzieć. Chyba sie zmieszał, za to mój przyjaciel był bardzo zadowolony z zajścia.
- Ale mu pojechałeś! – byłem zadowolony z pokazu Marcusa i ruszyliśmy do wyjścia z peronu. – Smakujesz orzeszkami – bąknąłem bo nie przepadam za nimi, a podawali je w pociągu widocznie.
- Oj tam, to było moje zajęcie. Wolałeś abym zjadł prezenty dla Ciebie? - zapytał mnie a moja mina mówiła jedno.
- Nie! Są moje – pokiwałem mu palcem przed nosem. Opuściliśmy  stację i wyszliśmy na ulice. – To co? Może śniadanko w KFC? Otwierają od 6 – zaproponowałem bo miałem smak na frytki.
Marcus spojrzał na mnie z wyszczerzonym uśmiechem - Zjadłbym coś innego, ale niech będzie. Może być i KFC - odparł figlarnie a ja odebrałem to  bardzo dobrze, oj bardzo.
- Spoko – pokiwałem głową zastanawiając się ilu będzie gapiów.
Po jakimś kwadransie byliśmy już we wspomnianym lokalu. Staliśmy przed ladą debatując o wyższością twisterów nad kubełkiem ze skrzydełkami - …ale ja CHCĘ frytki do tego – domagałem się nadal – Ketchup, żadnego majonezu – dodałem szturchając Marcusa łokciem bo się na mnie pchał.
- Aleś Ty wybredny, to dokupimy Ci frytki...bierzemy zestawy z twesterami - Marc zarządził w końcu nadal się pchając na mnie, pchnąłem go mocniej łokciem i w końcu dał za wygraną - Ah i powiększone frytki do tego i ketchup - dodał po chwili przesuwając się lekko ode mnie.
- Ha! Wybrzydzam bo mogę – podsumowałem dyplomatycznie swoje zwycięstwo – Ej! Cola light – przypomniało mi się nim odeszliśmy od lady. Chłopak przyjmujący zamówienie wyglądał jak totalny wymoczek z okularami jak denka i wklepywał cyfry na kasie jednym palcem.
- Może weźmiesz numer, jest w twoim typie – szepnąłem Marcusowi do ucha i oddaliłem się by wybrać stolik.
Nie widziałem co zrobił Marcus po moim odejściu, ale chyba był niezadowolony, bo chłopak usłyszał mój "szept". Tak, tak to było całkowicie celowe. Kiedy wrócił skarcił mnie spojrzeniem - On serio chciał dać mi swój numer robiąc oczy cielakowe! Jesteś okropny. Booooże jak mi Ciebie brakowało - widziałem grymas niezadowolenia przeradzający sie w zaciesz na twarzy przyjaciela. Dosiadł się do mnie - Musimy chwilę poczekać.
- Oki – pokiwałem głową – To opowiadaj jak tam po moim wyjeździe? – dopytywałem ciekaw. Wiedziałem, że wszyscy uważali, że wyruszam w nie znane i wrócę gdy wszystko stracę, jednak tak się nie stało. To było głównym powodem mojego zainteresowaniem.
- Cóż - odparł mi już nieco poważniej - Ludzie przestali juz gadać, zapomnieli. Choć jakbyś wrócił to na nowo by się zaczęło, choć.. - zrobił mi tu dramatyczną pauzę - Wiem, że nie pytasz o ludzi. On jest zapracowany, ale myśli o Tobie.
- Bosh… on jest dupkiem i już dawno o mnie zapomniał nawet jak byłem jeszcze na miejscu – oburzyłem się. – Mam gdzieś co on myśli – dodałem  twardo – Pytam o naszych znajomych.
- Cóż - westchnął i nagle podszedł do nas młodzik w okularkach z tacą w rękach, położył ja nam na stół mówiąc "smacznego. Marcus widząc to uśmiechnął się złośliwie - Kochanie, przyszły Twoje frytki. - młodzik speszony czmychnął szybko na powrót za ladę. Choć nie było klientów byliśmy o takiej porze jedyni.
Wydąłem usteczka i już miałem się pożalić na beznadziejnego kelnera, ale… - Chyba jednak nie wygrałeś tak całkiem – podniosłem z tacy karteczkę z numerem telefonu chłopaka i dopiskiem – „To mój numer, kończę o 12. Roni <3” – odczytałem z triumfalnym uśmiechem – No i co? Kochanie? – dodałem z zadowoleniem pozwalając by Marcus porwał mi karteczkę.
- Mmmm wspaniale - zamruczał pod nosem nachylając się nade mną - Mały złośnik-fuknął na mnie i ucałował mnie w nosek, odebrałem to bardzo pieszczotliwie. Marcus dobrze wiedział, że chłopak na nich cały czas patrzył - Zabawimy się? -zachęciła mnie swym zawadiackim uśmiechem.
- A może trójkąt? Skoro jest chętny? – podsunąłem bez namysłu bo sex to sex a zestawy dwa plus są fajne.
Jego grymas był bardzo wymowny - Nie, ale jak chce może popatrzeć- widziałem w jego oczach "ten" błysk.
- My nie pornos – stwierdziłem spoglądając na chłopaka za kasą, teraz zrobiło mi się go szkoda. – Ej Marcus a może jednak – dodałem sugestywnie – Może jest lepszy niż wygląda?
- Nie - odparł mi przewracając oczami - Ale przez to gadanie, przyszła mi ochota na zabawę.
- Pfffff… sztywniak nie umiesz się bawić – podsumowałem przyjaciela bo przecież trzeba się dzielić tym co dobre, tak? – Mnie przeszło – dodałem porywając frytkę i pochłaniając ją w dwóch kęsach.
Zaśmiał się na moje zachowanie - Chcesz się z nim dzielić- zapytał mnie sarkastycznie - Mogę go poprosić skoro jesteś taki chętny, na rudzielca w denkach od słoików.
- Hah, musisz się sporo nauczyć – powiedziałem inteligentnie – Mam lepszy pomysł… – dodałem skupiając się na śniadaniu bo frytki już mi stygły.

Dzień dopiero się zaczął, nam się nigdzie nie śpieszy a ja mam świetny pomysł, ale najpierw trzeba napełnić brzuszek, bo nic się nie robi na głodniaka.