Uwaga!

Blog zawiera treści nie odpowiednie dla osób małoletnich i homofobów. Jeśli jesteś taką osoba, opuść to miejsce.
Wchodzisz i czytasz na własną odpowiedzialność.

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 3 - Decyzje

Środa ranek. Obudziłem się zupełnie nowym człowiekiem. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak doskonale spałem. Wstałem wypoczęty i zupełnie zrelaksowany. Wziąłem prysznic i wypiłem w kuchni najlepszą poranną kawę jaką miałem w ostatnim czasie, a trzeba wspomnieć, że zawsze zaczynam dzień od małej czarnej. Coś było inne, lepsze choć nie byłem pewny co? Coś się zmieniło, opadła ciężka atmosfera jaka przyciskała moją duszę do podłogi i nie pozwalała jej się wznieść. Może w końcu się zadomowiłem w miejscu oddalonym od mojego domu na wsi, chociaż nadal tęsknię za ciepłym mlekiem prosto od krasuli?
Moje rozmyślania szybko zeszły na bardziej prawdopodobny powód. Czy to możliwe by jeden upojny numerek z facetem posiadającym nadspodziewanie hojnie obdarzone krocze, zmienił moje życie? Postawił je na głowie, by nie rzec, że na drągalu? Ta myśl była niezwykła, ekscytująca i taka świeża. Wprost cudowna, choć jak kwiat róży miała też kolce. Ostre i raniące. Dopiłem ciemną ciecz aż zobaczyłem dno w moim kubku i odstawiłem go ze stukotem na blat stołu.
Zasadniczym plusem był fakt, że w końcu znalazłem pracę. Zostałem zrekrutowany w dość niecodzienny sposób i zatrudniony choć nie bardzo wiedziałem co będę właściwie robić. Podejrzewam, że taka mała agencyjka obsługuje reklamy marketów czy może jakieś pomniejsze spoty reklamowe. Nic wielkiego, ale zawsze to stałe zatrudnienie i zrównoważony wpływ gotówki na konto… które musze dopiero założyć, ale to przy okazji. W końcu się usamodzielniłem i jestem całkowicie niezależny. To miało oczywiście wiele pozytywów jednak pozostała jeszcze mniej przyjemna kwestia…
- Zdradziłem Rafaela – westchnąłem i podrapałem się po głowie. Zacząłem się huśtać na krześle w zamyśleniu. Byłem z Rafim prawie cztery lata. Niby było ok, on był starszy ode mnie i  pracował przy hodowli koni. Kasiasty, inteligentny, atrakcyjny facet o dość sztywnej naturze, który z upodobaniem wytykał mi moje szczeniackie zachowania i marzenia o wyrwaniu się z wioski, o zostaniu kimś. Zawsze myślał, że będę jego kurą domową gotującą obiadki, dojąca krowy i zaspokajającą go w sferze erotycznej. Początkowo byłem zachwycony tym wszystkim, potem zauroczenie przeszło w przyzwyczajenie i z braku lepszych kandydatów tkwiłem w tym „nudnym” związku. Historia naszej miłości była zmienna z licznymi wzlotami i upadkami, było też sporo akcji typu „odbić się od ściany”. Jednak kiedy pojawiła się możliwość opuszczenia wsi ja z niej skorzystałem a on… nigdy nie wierzył, że mi się uda. Westchnąłem z żalem wspominając dawne czasy. Do końca myślał, że wyjazd to tylko moja wybujała wyobraźnia, zawsze uważał, że jest lepszy i nie poradzę sobie bez niego…
Wpadłem na Rafaela przypadkiem, wracałem konno z sąsiedniej wioski, było już ciemno. Noc na wsi wygląda inaczej niż w mieście. Jest ciemna, prawdziwie mroczna, a jedyne światło to gwiazdy i księżyc jeśli już raczą człowieka zaszczycić swoją obecnością. Jazda na skróty czasami się opłaca, jak wtedy. Uśmiecham się do siebie na samo wspomnienie, mam sentyment do niego mimo wszystko. Jechałem znaną sobie drogą do domu, jednak koń to złośliwa bestia z własnym rozumem, który dorównuje nie jednemu czarnemu charakterowi, albo co najmniej geniuszowi zła. Moja bestia postanowiła mnie „wysadzić” na pomoście przebiegającym nad drogą. Spadając z niego leciałem w ciemność i przewidywałem naprawdę twarde lądowanie i kilka połamanych kości, w przypływie optymizmu liczyłem, że przeżyję upadek. Jednak lądowanie okazało się być miękkie, miękkie niczym… chmurka albo…siano. Uśmiecham się do siebie, to jedno z fajniejszych wspólnych wspomnień. Mina Rafaela kiedy wysiadł z samochodu, już na swojej posesji i miał zamiar zrzucić siano, była naprawdę bezcenna. Miła niespodzianka gratis do sianka. Nie znaliśmy się, ale od razu coś zaskoczyło, była ta „chemia”. Tamtą noc spędziłem u niego, bo jakoś nie byłem w stanie przeszacować w jakiej odległości od własnego domu się znajduję. Nie, przespałem się z nim pierwszej nocy, zrobiliśmy to kolejnej nocy na świeżo zniesionym do szopy sianku. Sam pomogłem mu je zrzucić, a potem miałem mega zakwasy. Wtedy Rafi jeszcze nie miał ciepłej posadki w biurze tylko pracował fizycznie, wtedy jeszcze mu nie odbiło. Z sentymentem rozpamiętywałem dawne czasy spędzone razem i to co było w nich dobre, a przynajmniej wtedy tak myślałem. Zagryzam lekko wargę w zamyśleniu. Wtedy myślałem, że on jest najlepszym facetem na świecie i świetnym kochankiem, myślałem, że obaj dajemy z siebie wszystko, że to jest moja druga połówka jabłka… ten jedyny, właściwy facet tylko dla mnie. Potem dostał awans do tego cholernego biura i zaczęło się. Często nie miał dla mnie czasu, nie chodziliśmy już razem na ryby, nie kapaliśmy się w potokach, nawet sporadyczny sex stał się rzadkim wydarzeniem. Z czasem rozmowy i zrozumienie zanikły, on obrósł w piórka. Stał się lepszy od wszystkich, był wielką wiejską fiszą. Wiele razy słyszałem od niego, że jestem głupim szczeniakiem i powinienem zejść na ziemię i cieszyć się z tego co on mi daje. To miało mi wystarczyć, a ja zaczynałem się dusić w tym związku. Wtedy nie wiedziałem, że po postu byłem nie szczęśliwy, teraz to wiem, w końcu to do mnie dotarło. Postawiłem na własne marzenie, na coś swojego. Rafael obraził się na mnie, nie pożegnał się nawet ze mną, nie pocałował ani nie powiedział, że będzie tęsknić, że będzie czekać. Uważał, że wrócę z podkulonym ogonem, był tak bardzo przekonany o własnej racji, że olał mnie zupełnie.
No to teraz czekała go niespodzianka, bo ja stanąłem na nogi o własnych siłach. Do tej pory liczyłem, łudziłem się i miałem nadzieję, że jak w końcu przestanie się na mnie złościć, ucieszy się choć odrobinę, że mi się udało. Może nawet liczyłem na jakieś ciepłe słowa? Może na spotkanie? Może na to, że będzie jak kiedyś? Teraz już tego nie łaknę, nie potrzebuję tego, jestem gotów radzić sobie sam. Jest mi przykro ale, wiem już jak wiele czasu zmarnowałem u jego boku. Chyba potrzebowałem pretekstu, który zmusi mnie by zrobić to co powinienem zrobić już tak dawno. Kazar i jego rekrutacja dała mi powód by odejść od Rafaela. Wezmę winę na siebie, bo tylko ja jestem winny no i mój rekruter z jego drągalem, ale nie będę mieszać go w to bagno. Pora je zakopać i pójść dalej o własnych siłach.
Wstaję z miejsca i odstawiam kubek do zlewu, potem pewnie go umyję. Nie jem śniadania, bo jest za wcześnie. Jednak jest to dobra pora na co innego.
- Rafi jest teraz w tym swoim gabineciku – kalkuluje biorąc telefon i wybierając jego numer. Czekam dwa sygnały a potem dwa kolejne i jeszcze dwa. Nikt nie odbiera. Próbuję jeszcze dwadzieścia razy a potem kończy mi się cierpliwość więc wybieram jedyną dostępną mi opcję. Piszę mu zatem sms: „Cześć Rafi, nie mogę się z Tobą skontaktować już od tak dawna. Nie dzwoniłeś… no, ale do rzeczy. Wiesz nie układało nam się ostatnio za dobrze, jestem daleko i nie wracam już do wsi. Między nami już nie ma tego co kiedyś i uważam, że nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz. Ułóż sobie życie bo ja mam zamiar zrobić to samo tutaj. Żegnaj, papa”. Ta wiadomość tłumaczy wszystko. Przecież nie musze go uświadamiać, że spałem z innym. Nie będę się tłumaczyć i tyle. Po wysłaniu wiadomości poczułem się wolny jak nigdy wcześniej. Dla tego postanowiłem wysłać jeszcze jednego sms’a: „Marcus, ty mendo miejska, masz ostatnią szansę, za kwadrans na skype, bo więcej się do ciebie nie odezwę. Wisi mi kogo tam pukasz, albo kto puka Ciebie. Ja się tu domagam! Masz ostatnią szansę!”. Odrobina terroryzmu nikomu nigdy nie zaszkodziła a przynajmniej nie za bardzo.
            W ciągu wyznaczonych piętnastu minut ubrałem się, pościeliłem łóżko, zrobiłem sobie herbatę i zasiadłem przed moim PC. Odpaliłem Skype i czekałem dłuższą chwilę. Zdążyłem jeszcze przejrzeć wiadomości na głównych portalach nim się odezwał dzwonek rozmowy i pojawiła się znajoma twarz.
Uśmiechnąłem się do kumpla i zacząłem pierwszy rozmowę – Czemu jesteś goły? Możesz wstać? – podobało mi się to co widziałem z chęcią popatrzyłbym na więcej.
- Spadaj, głupku ściągnąłeś mnie z łóżka – zawarczał blondyn w odpowiedzi, ale też się uśmiechnął.
- Chyba wyciągnąłem Cię z łóżka – poprawiłem go i to poruszyło moją ciekawość – Kogo zostawiłeś w tym łóżku?
- Wyrwałem takiego kolesia na imprezie, sporo wypiliśmy chyba coś paliliśmy no i… - wyszczerzył się.
- Paliłeś jakieś świństwo? Zgłupiałeś? – zmarszczyłem brwi, picie i sex są ok, ale ćpanie? Serio?!
- Oj tam tylko raz – bronił się blondyn.
- Zmniejszy Ci się penis od tego i co wtedy zrobisz? – od razu na niego napadłem.
- Głupi jesteś, to tak nie działa! – oburzył się Marcus.
- Będziesz mieć małą fujarkę – zawyrokowałem krzyżując ramiona na piersi.
- Ściągnąłeś mnie po to na skype? By gadać o tym komu co się zmniejszy? – Marcus uciął mój temat. – Opowiadaj co tam u ciebie słychać. Był już twój Romeo? – dopytywał i trochę mina mi zrzedła.
- Nie, w ogóle się mną nie interesował, obraził się jeszcze przed wyjazdem – skrzywiłem się – No, ale to już nie ma znaczenia. Zerwałem z nim.
Marcus zrobił wielkie oczy ze zdziwienia – Zerwałeś? Serio? Jak to? Przecież byliście taką fajną parą…
- Przecież mówiłem Ci, nasza chemia wygasła jakiś czas temu a to, że się obraził na mój wyjazd jest tego wystarczającym dowodem – powiedziałem wymijająco.
- Nie gadaj, przecież dobrze Ci z nim było – kolega był nie lada zdziwiony tym nowym faktem.
- Było początkowo… – Powiedziałem w końcu prawdę – Udawanie, że jest bosko było męczące i z trudem to znosiłem. - Marcus wybałuszył oczy i otworzył usta więc kontynuowałem – On nie był wystarczająco duży, no wiesz charyzma też się nie wykazywał… ile można obskakiwać dwie pozycje i to zawsze w łóżku? – westchnąłem.
- Mówiłeś, że jest boski – przypomniał przyjaciel.
- To było na początku nim stał się totalnym dupkiem z małym fiu…- bąknąłem czerwieniąc się - Boski to był Kazar – wymsknęło mi się, co nie mogło blondynowi umknąć i nie umknęło.
- Kim jest Kazar? – zażądał wyjaśnień – Zdradziłeś Rafaela! Puściłeś się! – dodał oskarżycielskim tonem – No już opowiadaj.. – poprawił się na swoim miejscu i nastawił ucha na ciekawie się zapowiadającą ero-historię.
- Więc tak… - zacząłem opowieść od odwiedzin w szpitalu i trafienia do agencji aktorskiej na poziomie -2. Przeszedłem następnie do szczegółów rekrutacji.
- … No a potem ściągnął mi ręcznik i dobrał się do mnie – powiedziałem rozmarzonym tonem – Kazar nie był w moim typie, ale miał wielkiego, twardego drągala – zamruczałem z tęsknotą – Dawno nie miałem tak boskiego sexu. Zerżnął mnie porządnie, był wielki, twardy, pulsujący i czułem go każdym kawałkiem swojego ciała. Wtedy poczułem, że żyję, on dał mi to czego brakowało mi w związku z malutkim Rafaelem.
- Ej, no ja rozumiem, że trafił Ci się dobry sex z hojnym wyposażeniem, ale czy to jest warte zerwania związku po tylu latach? – zapytał przyglądając mi się z powątpiewaniem, ale ja już wiedziałem, decyzja już zapadła.
- Ja wkroczyłem w świat wielkich penisów i chcę korzystać z tego co mi zaoferuje. Nie byłem szczęśliwy i nie będę się dusić w tym pseudo związku – zawyrokowałem trzymając się swojego.
- Rafi serio był mały? – zapytał z zainteresowaniem.
- Teraz sam możesz sobie zobaczyć te kilkanaście cm w zwodzie – stwierdziłem krzywiąc się.
- Powiedziałeś, że z nim zerwałeś. Jak to zniósł? – Marcus lubił Rafaela, chyba mu imponował i dlatego ciężko było mu zrozumieć moje decyzje związane z jego osobą.
- Nie wiem, nie mogłem się do niego dodzwonić – wyjaśniłem z westchnieniem spuszczając wzrok – Próbowałem kilka razy, ale milczał jak zaklęty. Więc zostawiłem mu wiadomość.
- Nagrałeś się na sekretarce? – Marcus myślał, że to żart i zachichotał nawet na to stwierdzenie.
- Nie no coś ty, to by było głupie – przyznałem i uśmiechnąłem się czarująco – Wysłałem mu sms.
- Sms? Zwariowałeś chyba! – oburzył się, ale to nie miało znaczenia, już nie.
Potem gadaliśmy już o Marcusowych  podbojach i o ile ja w większości trwałem z Rafim o tyle Marcus skakał z kwiatka na kwiatek czerpiąc z tego garściami. Teraz to mnie będzie dane i nie mogłem już się tego doczekać. W końcu jestem wolny i będę żyć pełnią życia!

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 2 - Rekrutacja


Obudziłem się koło południa. Poprzedniego wieczora sam obskoczyłem sporą butelkę taniego wina, którego pochodzenia w obecnej chwili nie jestem tak do końca pewien. Miałem potwornego doła, a teraz mam kaca z rodzaju tych bardziej morderczych. Kilka wcześniejszych dni było mieszanką beznadziejności, ignorancji, kretynizmu i braku dobrych intencji. Jednym słowem szukanie pracy jest znacznie trudniejsze niż podejrzewałem. Wysłałem stertę CV przez internet w odpowiedzi na liczne ogłoszenia. Dwa razy oddzwonili i zaprosili mnie na rozmowę… potem żałowałem fatygi. Opcja pierwsza okazała się być call center, a ja nie mam zamiaru sprzedawać lodu na biegunie ani oszukiwać starszych ludzi obiecując urządzenia o „mocach” których mityczni bogowie mogliby im z powodzeniem pozazdrościć. To stoi w sprzeczności z moimi przekonaniami – odmówiłem mimo nachalnego zachowania rekruteki, która koniecznie chciała mnie zatrudnić z wyłącznie sobie znanych powodów, a których chyba wolę nie poznać. Opcja druga była równie ambitna, ogłoszenie wołało o pracownika biurowego, ale okazało się być jednak przykrywką dla naganiacza rasy call center.
Dziś sporo myślałem o spotkaniu w podziemiach szpitala i najeżonym blondynie. Czułem się zawiedziony, że nie powiodło mi się na żadnej płaszczyźnie i nawet nie miałem komu się pożalić, Marcus był cały czas zajęty i nie miał dla mnie czasu. Wiem to bo wysłałem mu kilkanaście smsów i w odpowiedzi uzyskałem dźwięczne echo. Mam mnóstwo e-znajomych na FB, ale rozmowa o pogodzie i wymiana komentarzy na temat ich „ciekawych” fotek nie była dla mnie kuszącą opcją. Potrzebowałem pocieszenia, czułem się zapomniany, samotny i nie spełniony ani zawodowo ani łóżkowo. Mój facet nadal był obrażony z nosem na kwintę i milczał jak grób. Ostatecznie dałem za wygraną i wybrałem jego numer w komórce. Czekałem, układając sobie w głowie „wykład” jaki mi z pewnością zaserwuje, inaczej nie byłby sobą w końcu to zawsze on był tym mądrzejszym a ja tym młodym i głupim. Jeden sygnał, drugi sygnał i rozłączone połączenie. Stwierdzam natychmiast, że to sieć nawala i podejmuję drugą próbę a potem cztery kolejne i wszystkie skończyły się w ten sam sposób. W końcu zniechęcony odkładam komórkę, której już ubyło 30% baterii.
Jestem zdruzgotany brakiem zainteresowania i zrozumienia ze strony innych ludzi, teraz czuję się jeszcze gorzej. Jest mi na tyle, źle, że sięgam po napoczętą już butelkę rumu, którą kiedyś tam dostałem. To mój trunek na ważne okazje, bo nie wiedzieć czemu zawsze wszystkim częstowanym smakował. Mnie zresztą również i za jego sprawą wieczorem jestem tak pijany, że ledwo stoję.
W czasie pijackiej leżanki dotarło do mnie, że jeśli czegoś nie zrobię to jutro będę ofiarą zmasowanego kacowego ataku terrorystycznego, który zakończy się kilkoma dniami nie wychodzenia z łóżka opatrzonymi etykietką tęgiego zgonu. Ostatecznie wolałbym z niego nie wychodzić z innego powodu, gdzieś przynajmniej taka myśl mi świtała. Około 19:30 wtoczyłem się pod prysznic by chociaż trochę  wytrzeźwieć. W kabinie jedna drobna pomyłka otrzeźwiła mnie natychmiastowo. Wybrałem niebieski kurek i z radością odkręciłem na full…zimną wodę, która spadła na moje nagie, nagrzane ciało jak opakowanie igieł. Mój krzyk, a potem seria płonnych przekleństw z pewnością usłyszał cały blok. W pierwszej chwili myślałem, że dostanę zwału tak mi serce waliło w piersi z szoku. Po chwili jednak mi przeszło i już trochę „rozbudzony” zażyłem zwyczajnego, kulturalnego prysznica w ciepłej wodzie. Nawet skorzystałem z wonnego egzotycznego żelu jaki stał sobie na półeczce. Czyściutki i pachnący opuściłem zaparowaną łazienkę w owiniętym wokół pasa ręczniku. Mieszkam sam i nikogo nie zgorszy taki widok, nawet jeśli stracę gdzieś ręcznik po drodze. Nie bym był jakimś chudawym wymoczkiem, nawet mam się czym pochwalić, nikt nigdy nie narzekał na moje walory i atrybuty męskości – sam sobie posłodziłem i aż miło mi się zrobiło, poczułem się doceniony. Nagle zabrzmiał dzwonek do drzwi i przerwał moje osobiste fanfary pochwalne. W pierwszej chwili chciałem olać przybysza i zwyczajnie udać, że nie ma mnie w domu. Gość jednak nie dawał za wygraną i dobijał się coraz bardziej, choć zwiększające się nasilenie akcji mogło być tylko wytworem mojej szalenie wybujałej wyobraźni. Ostatecznie tak jak stałem otworzyłem drzwi, miałem zamiar się ubrać, albo przynajmniej narzucić szlafrok to ostatecznie nie zrobiłem ani jednego ani drugiego.
Przed drzwiami mojego nowego mieszkanka stał mężczyzna wyglądający dość zwyczajnie, nie narzucająco choć miałem wrażenie, że jego ubranie jest… przymałe m.in. w ramionach bo przez czarną koszulkę dokładnie było widać zarys mięśni brzucha i dwa sutki. Spojrzałem ostatecznie w twarz gościa, by nie wyjść na zboczeńca w ręczniku.
- Tak? – zacząłem bez wstępów układając dłonie na biodrach by przypadkiem byczek mi się do lokum nie władował.
- Pan Nathaniel W? – padło pytanie w odpowiedzi na które pokiwałem głową – Jestem Kazar, pracuję dla agencji aktorskiej Poziom-2 – wyjaśnił – Zostawił pan u nas swoje zgłoszenie i dostałem polecenie dokończenia z panem rekrutacji – dokończył służbowym tonem.
- Proszę wejść – stanąłem z boku by wpuścić Kazara do środka i zamknąłem za nim drzwi. – To znaczy, że mnie przyjęliście? – zapytałem prowadząc gościa do kuchni.
- Jeszcze nie zupełnie, musisz wypełnić jeszcze kilka rzeczy, wykonać badania i takie tam – powiedział mężczyzna siadając przy moim stole.
- Badania? Jakie? – powtórzyłem zakładając ręce na piersi i oparłem się pupą o blat szafki, nie usiadłem do stołu - Po co badania aktorowi? – to mi się wydało podejrzane, zmierzyłem go wzrokiem kontrolnie, niech wie, że nie jestem głupi i nie dam się wrobić.
- To czysta formalność – zapewnił – chodzi o możliwość pracy przy zmiennym oświetleniu i inne tego rodzaju rzeczy. Nie musisz się tym przejmować – zapewnił a ja właśnie zaskoczyłem, że przeszliśmy na „ty”, choć nie wiem kiedy.
- No dobra, pokaż co tam masz – powiedziałem dosiadając się, Kazar uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałem mu tym samym.
Wypełnienie sterty papierów zawierających najróżniejsze informacje i pytania zajęło mi prawie godzinę, zaznaczając, że nie poszedłem się przebrać tylko siedziałem w tym ręczniku aż wyschnąłem zupełnie i teraz zaczynało mi być chłodnawo. Kazar przeglądał uważnie wypisane przeze mnie dokumenty wskazując gdzie nie gdzie braki lub tłumacząc znaczenie paragrafów gdzie nie wpisałem wymaganej informacji. W końcu dobiliśmy targu i wszystko było załatwione, tak przynajmniej myślałem…
- Czyli to wszystko? Kiedy zaczynam? – byłem podekscytowany i już chciałem zacząć swoją nową przygodę w świecie kamer.
- Pozostała jeszcze jedna rzecz z tych formalnych… - Kazar wstał ze swojego miejsca i schował troskliwie dokumenty do swojej czarnej teczki.
- Przecież mówiłeś, że to koniec – oburzyłem się bo już bolał mnie nadgarstek od wypisywania odpowiedzi  w tych jego arkuszach. Sam też wstałem z miejsca i zasunąłem oba krzesła. Lubię porządek w swoim gniazdku.
- Uspokój się, to nie ma nic wspólnego z długopisami – obiecał i podszedł do mnie. Musnął dłonią moje ramię – Zimno ci, masz gęsią skórkę… - powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Kazar nie był dla mnie zbyt atrakcyjny. To nie mój typ, taki napakowany o ciemnych włosach jak i ciemnej opalonej skórze jednak utonąłem w jego oczach w kolorze bursztynu. Oczarowały mnie zupełnie i nie protestowałem kiedy mój ręcznik gdzieś się zapodział. Zgarnął mnie do siebie drugim ramieniem i chciał mnie pocałować, ale obróciłem głowę w bok, nie chciałem by mnie całował, co on skwitował rozbawionym pomrukiem. Jęknąłem kiedy jego duża dłoń znalazła się na moim pośladku, a jego palce przemknęły po moim rowku nie zagłębiając się w niego.
- Czy to jest część waszej rekrutacji? – zapytałem odchylając głowę do tyły kiedy usta mężczyzny wykonały szlaczek na mojej szyi.
- Można tak to ująć – odpowiedział na moment przerywając czynność.
- C…co to znaczy? – zapytałem oddychając ciężko bo zaczynało mi się już robić gorąco z powodu naszych poczynań a może  i wcześniej wypitego alkoholu?
Nie odpowiedział, posadził mnie na blacie szafki i rozsunął uda. Patrzył tak na mnie, a ja zaróżowiłem się na twarzy. Przejechał językiem od mojego barku aż do piersi i ssał brodawkę przez chwilę, a potem zjechał jeszcze bardziej w dół. Jego język na moim podbrzuszu sprawił że naprężyłem się i wygiąłem w lekki łuk odrzucając głowę do tyłu. Rozsunąłem szerzej nogi wystawiając się na jego pieszczoty. Chciałem tego, chciałem by mnie brał. Mężczyzna ukląkł i wziął moją męskość w dłoń. Był bardzo sprawny, zacisnął dłoń i zaczął wykonywać stanowcze, ale nie nachalne ruchy w górę i w dół. Domagając się więcej, sam zacząłem uciskać, wykręcać i przyszczypywać palcami swoje sutki, które już stwardniały i były cudownie wrażliwe. Prąd rozkoszy przebiegł po całym moim nagim ciele, zapowiadający się gorący orgazm był tym czego mi brakowało. Pieścił mnie tak chwilę, a potem wziął go do ust. Zwinny język powiedział mi, że kochanek doskonale wie co robi i do czego to wszystko zmierza. Przygryzłem wargę i wydałem z siebie rozpalone westchnienie  zadowolenia. Było mi dobrze i już zmierzałem do szczęśliwego końca gdy niespodziewanie wszystko się skończyło. Spojrzałem w dół nie mile zaskoczony nagłym przerwaniem przyjemności. Kazar wstał i z uśmiechem ściągnął mnie z blatu i obrócił tyłem do siebie. Wypiąłem się, choć dopiero kiedy jego twarde przyrodzenie natarło na moje wejście skojarzyłem dość istotny fakt…
- … czekaj… żel… - jęknąłem obracając głowę w tył by spojrzeć na mężczyznę, ale kochanek się za bardzo tym nie przejął.
- Oj, przestań – uciął i zaczął się dobijać do mojej bramy swoim taranem. Próbowałem się uwolnić, ale w tej pozycji natarł na mnie mocniej i musiałem ramionami oprzeć się mocniej o blat. Pisnąłem bo to zabolało i zapowiadało się, że będzie jeszcze gorzej. Kazar zlitował się ostatecznie nade mną i wziął w dłoń moją męskość, zaczął ją energicznie masować. Pod wpływem jego działań rozluźniałem się nieco i kiedy zaczął we mnie wchodzić było już średnio, ale po kilku kolejnych pchnięciach byłem po prostu zachwycony. Zabrudziłem mu dłoń na oznakę zadowolenia, kiedy osiągnąłem szczyt jęcząc jak gwiazdka porno. Kazar okazał się być dużym, twardym i niebiańsko pulsującym kochankiem. Czułem go w sobie i na sobie, było mi bosko.
- Mocniej! M… mocniej…- Jęczałem głośno, zwisało mi czy sąsiedzi usłyszą. Niech wiedzą jak brzmi prawdziwa rozkosz, kiedy zaspokaja się wyposzczoną dziurkę. Stawiałem mu opór by brał mnie mocniej co odbierał bez błędnie, jego obie dłonie już znajdowały się na moich biodrach by trzymać je w ryzach. Szafka na której się wspierałem obijała się o ścianę kiedy jego biodra dobijały do moich pośladków.
- …tak, oh…- przygryzłem wargę by się trochę uciszyć. Czułem się jak w dobrym pornosie z mokrym orgazmowym zakończeniem. Wystrzelił we mnie z gardłowym, triumfalnym „ah” zdobywcy. Nie wyszedł od razu, poświęcił chwilę na rozprowadzenie swojego nasienia, które teraz było moje.
Po zakończonym akcie zapytał o łazienkę, spędził w niej dłuższą chwilę. On na dobrą sprawę nawet się nie rozebrał. Jedynie spuścił spodnie i wydobył swojego twardziela. Musiałem przyznać, że mężczyzna wykonał swoją robotę naprawdę wzorowo. Pierwszy raz od bardzo dawna miałem za sobą naprawdę udany sex. To było porządne rżnięcie jakiego mi tak bardzo brakowało w moim nudnawym życiu erotycznym. Co by nie mówić, Kazar jest znacznie większy niż mój Rafi… Mina trochę mi zrzedła bo właśnie dotarło do mnie,  że zdradziłem swojego faceta. Długo nie dane było mi się nad tym zastanawiać bo rekruter wrócił z łazienki w stanie idealnym, wyglądał jakby nic nie zaszło.
- Czy rekrutacja zawsze tak wygląda? – zapytałem patrząc na mężczyznę.
- Zaczynasz od poniedziałku, przyjdź na 7 do biura, pamiętaj o wykonaniu tych badań i przyniesieniu wyników.- wyliczył i uśmiechnął się.
- Ok, ok to do poniedziałku? – zapytałem z nadzieją, bo chętnie jeszcze raz nadziałbym się na jego okazałego drągala. Złapałem się na tym, że mówiłem mu do krocza. Mężczyzna zaśmiał się, z pewnością to zauważył.
- Być może – odparł – Nie musisz mnie odprowadzać. Cześć – pożegnał się po czym wyszedł, a po chwili trzasnęły drzwi. Westchnąłem rozmarzony – Wielki – uśmiechnąłem się do siebie zadowolony.Kto by pomyślał, że rekruter może tak doskonale poprawić nastrój? 
          Zadowolony podreptałem do łazienki by się ponownie umyć. Musiałem wziąć długą kąpiel z bąbelkami by móc dalej rozpamiętywać boski sex z obcym facetem. Trzeba potem pamiętać by dokładnie umyć blat i podłogę w kuchni bo trochę tam  z Kazarem nabrudziliśmy, ale to potem…