Uwaga!

Blog zawiera treści nie odpowiednie dla osób małoletnich i homofobów. Jeśli jesteś taką osoba, opuść to miejsce.
Wchodzisz i czytasz na własną odpowiedzialność.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 12 – Book psycho-games

Rozdział w końcu dotarł na bloga... Mam małą motywacji do pisania przy braku czasu, jednak bardzo mnie motywują Wasze komentarze. Jeśli czytacie i podoba się Wam to bardzo proszę o pozostawienie po sobie śladu. Wszelkie pomsyły też są mile widziane tak samo jak wymiana linków itd :) Mała samoreklama, a teraz zapraszam do lekturki ;)

****

Leżałem na kanapie dobrze po północy i zaczynałem przysypiać powoli na jakimś nudnawym filmie kiedy nagle dostałem sms na którego sygnał prawie dostałem zawału.
Wziąłem kilka wdechów by uspokoić spanikowane serce.
- Kto pisze u diaska o takich godzinach? Nudzi się komuś – bąknąłem poirytowany sięgając po komórkę. Jednak kiedy zobaczyłem kto napisał od razu mi przeszło i uśmiechnąłem się do siebie.
„Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Chciałem tylko dać Ci znać, że mile mnie zaskoczyłeś i zdałeś mój mały test. Jesteś porządnym facetem i chciałbym się z Tobą umówić ponownie. To dziwne, ale myślę o Tobie odkąd się rozstaliśmy. Cóż, spokojnej nocy:*. Victor”.
Przeczytałem tę treść jeszcze kilka razy nim jej przesłanie do mnie dotarło. Byłem zachwycony, najwyraźniej podobałem mu się tak samo jak on mnie. Czyżby miłość wisiała dla mnie w powietrzu, ponownie? To była bardzo miła choć samotna noc, masturbacja wcale nie jest taka tragiczna jak ma się o kim myśleć, o  kimś kto jest w zasięgu, a nie jest tylko wyidealizowanym wyobrażeniem jednego z przystojniejszych aktorów lub kolegów.
Kolejnego ranka czekała mnie kolejna miła niespodzianka, książka dotarła szybciej niż przewidywano i przy porannej kawie już byłem na stronie 50+. Pozycja okazała się być bardzo wciągająca choć miałem mieszane odczucia wobec głównego bohatera, który okazał się być kawałem hetero-dupka, któremu wydawało się, że jest macho. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Nie zaprzeczę, że przy tym wszystkim był całkiem zabawny. Jego prostackie chamstwo biło mnie po oczach przez dłuższy czas i z trudem je znosiłem, no ale czego nie robi się jeśli gna cię ciekawość z gatunku „co będzie dalej”? Takim sposobem coraz bardziej wsiąkałem w świat HP* i gry**. Im dalej byłem w treści pierwszego tomu tym bardziej mi się podobało. Dostajesz zadanie do wykonania, wszystko jest nagrane na kamerze i ludzie potem oceniają sposób jego wykonania. W zamian dostajesz jeszcze odpowiednie wynagrodzenie finansowe i trafiasz do rankingu graczy, im wyżej tym większa kasa i bardziej wymagające zadania. Szybko przekalkulowałem, że ja też dałbym radę! No bo co jest trudnego w zwinięciu parasola i wyskoczeniu na odpowiednim przystanku z transportu miejskiego? Pikuś! Żadna łaska, że HP je wykonał, te kilka kolejnych to w zasadzie też nie była żadna filozofia. Zatrzymać zegar, dokonując drobnych wyborów mając przy tym wszystko co jest potrzebne. Napis sprayem na drzwiach to też raczej lekkie… Już się widziałem jako nowy HP i to znacznie lepszy niż oryginał. Książka tak mnie wciągnęła, że oderwało mnie od niej dopiero burczenie w brzuchu. Zostawiłem lekturę i sięgnąłem po reklamówkę z pizzerii. Wybrałem to co mnie interesowało i złożyłem zamówienie telefonicznie, obiecano mi dodatkowy sos czosnkowy i dostawę w kwadrans. Idealnie, akurat dokończę kolejny rozdział. Kiedy minęło znacznie ponad dwa kwadranse nadal byłem głodny i bez pizzy. Po dodatkowych 15 minutach oddzwonili z pizzerii…
- Jak to nie ma kto dostarczyć mojego zamówienia?! Wiesz ile już minęło czasu? Już grubo ponad obiecane 15 minut – zawarczałem do słuchawki groźniej niż miałem to w zamyśle. Udzielało mi się podejście HP najwyraźniej. Z drugiej strony słuchawki mężczyzna płaszczył się tak bardzo, że musiało mu już nie wiele brakować do jakiegoś stworzenia z rodziny flądrowatych. Ostatecznie stanęło na tym, że muszę się osobiście zjawić po zamówienie, które dostanę za free razem z sosem. Jakby tego było mało miałem na cała operację 30 minut bo za tyle czasu zamykali lokal.
- Luuuuuźno dam radę – stwierdziłem pewnie a kiedy spojrzałem na adres pizzerii znajdujący się na odwrocie reklamówki, mina zrzedła mi nieco. – Kurka, kawał drogi piechotą nie zdążę… jak to się mogło stać? X_x Nie pozostało mi ostatecznie nic innego niż się spiąć i odebrać darmową pizzę.
            Po 10 minutach siedziałem już w wagonie metra, tam na szczęście miałem blisko i z moich wyliczeń wynikało, że będę mieć jakieś 5 minut zapasu jakbym gdzieś zbłądził. Teraz oddychałem szybko bo musiałem pobiec by zdążyć na ten kurs w którym obecnie siedziałem. Wagon był prawie pusty. Dwójka migdalących się małolatów, opalona laska z wielkimi słuchawkami na głowie przełączała muzę na fonie, kilka miejsc dalej dziadek ubrany staromodnie z torbą z której wystawała rączka parasola oraz inny dziadyga schowany za gazetą. Jednym słowem nic ciekawego. Wziąłem kilka wdechów by w końcu doprowadzić organizm do zwykłego tempa kiedy ze zdziwieniem spostrzegłem srebrny prostokąt leżący kilka siedzeń ode mnie. Rozpoznałem telefon komórkowy i rozejrzałem się po zgromadzonych, ale nikt nie wyglądał jakby zgubił zabawkę. Zaciekawiony sięgnąłem po znalezisko i przyjrzałem mu się z bliska. Trzymałem w dłoni nowoczesny, płaski smartfon ze szklaną szybką z przodu w chromowanej srebrnej obudowie. Wyglądał imponująco i był przyjemny w dotyku. Ktoś musiał się nieźle wykosztować na takie cudeńko. Obróciłem telefon w dłoni i aż otworzyłem szerzej oczy kiedy zobaczyłem wygrawerowany numer 128.
Serce podeszło mi do gardła - Nie no, nie ma opcji, ktoś sobie jaja robi! – oburzyłem się w myślach, ale rozejrzałem się ponownie nieco spanikowany, jednak pasażerowie nie ruszyli się z miejsca. Prawie upuściłem srebrne pudełko kiedy zamigała czerwona lampka na jego obudowie. W jednej chwili adrenalina mi skoczyła na maxa. Już wiedziałem co zobaczę jeśli odblokuję ekran.
Tak jak podejrzewałem widniało na niej pytanie: „Czy chcesz zagrać w grę?” oraz dwie opcje odpowiedzi: „tak” i „nie”. Nagle wszystko stało się jasne. Oto zadanie próbne dokładnie tak jak w książce! Jezu, Jezu, ale czad!!! Wiedziałem już co mam zrobić. Zgodnie z tym co przeczytałem w lekturze trzeba zwinąć kolesiowi parasol i wysiąść na kolejnym przystanku. Nic prostszego, do dzieła!
            Głos odliczył właśnie czas do kolejnego przystanku, miałem 5 minut na całą akcję. Postanowiłem przyjąć opcję najprostszą, więc teraz przyglądałem się towarzyszom podróży pod innym kontem. Ostatecznie ktoś z nich miał nagrać moją akcję. Tylko kto? Drogą dedukcji szybko pozostał dziad za gazetą i laska ze słuchawkami która nadal tarmosiła fona. Była za daleko bym mógł dojrzeć rodzaj telefonu. Jakby był to taki sam jak ten, który znalazłem to wszystko byłoby jasne. Obecnie nie miałem pewniaka. Sprawdziłem na zegarku i pozostały mi 2 minuty. Nigdy nie byłem tak podjadany jak teraz, to było szalone!
            Akcja przebiegła szybko i prawie bez niespodzianek. Kiedy głos oświadczył, dojazd do stacji i drzwi zaczęły się otwierać wsunąłem srebrny prostokąt do kieszeni i dźwignąłem się sprawnie z miejsca. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę wyjścia i złapałem parasol kiedy byłem obok dziadka. Szarpnięciem wydobyłem go z torby i już go miałem. Dziadek nie zauważył ale widziałem spojrzenie laski w słuchawkach i skierowany na mnie telefon. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tępię… zdziwione spojrzenia, ktoś coś krzyknął a potem drzwi się za mną zamknęły z hukiem i pojazd odjechał rzężąc w dalszą trasę. Kiedy moje stopy dotknęły twardego gruntu ogarnął mnie stan euforycznego podniecenia. W dłoni trzymałem zdobyczny parasol a potem nastąpiło twarde zderzenie z rzeczywistością i wylądowałem jak długi na zimnej posadzce.
- Co kur…?! – warknąłem siadając bo zderzenie wybiło mnie z mojego mega stanu.
- Co, za co kretynie?! Patrz jak łazisz gamoniu… Ethan? – to był Marcus a wkoło niego rozrzucone dokumenty które musiały wylecieć z otwartej torby.
- Co Ty tu robisz Marcus? – zwlokłem się z ziemi i pomogłem kumplowi wstać.
- Jak to co? Wracam z konferencji Sherlocku – bąknął i zaczął zbierać papierzyska.
- Stary, sorry – bąknąłem i jakoś nie miałem nic do dania… - Zepsułeś moją chwilę chwały – pomyślałem z lekkim fochem, ale nie mogłem się na niego gniewać, ostatecznie sam na niego wpadłem. Rozejrzałem się za zdobycznym parasolem, nadal szczęśliwie leżał obok mojej nogi.
- Wyskoczyłeś z metra? Powiedz, że źle widziałem… - poprosił tonem wskazującym, że za potwierdzenie mnie zabije. Byłem zbyt dumny z mojego osiągnięcia by zaprzeczyć.
- Tak, ale miałem dobry powód, ale nie mogę Ci powiedzieć, bo jest reguła numer jeden – wyrecytowałem pakując do torby ostatnie dokumenty.
- Chłopie, tobie wali i to porządnie – pokręcił głową z niedowierzaniem – i jeszcze nosisz ze sobą parasol a na dworze  taki gorąc?
- Nie, jest zdobyczny – odparłem dumnie nim ugryzłem się w język, Marc uniósł brwi.
- Chyba mamy do pogadania, nie sądzisz? – był wyraźnie zmęczony i tylko dla tego jeszcze nie było awantury na cały peron.
- Dobra, dobra, ale nie teraz i nie tutaj… ho, ja muszę pizzę odebrać… czujesz, że nie mogą mi jej dostarczyć bo nie ma kto? Nie wiem o co w tym kaman, ale mam mało czasu… - pośpieszyłem przyjaciela i opuściliśmy podziemie. Na dworze faktycznie żar lał się z nieba a do pizzerii było już nie daleko. Odebraliśmy posiłek zgodnie z obietnicą. Dodatkowy sos i free, poprawiło znacznie smak, tak że zaczęliśmy ją zajadać w drodze powrotnej. Po cichu opowiedziałem Mercusowi o książce i tym co przytrafiło mi się w metrze. Upomniałem go też, że nie może nikomu powiedzieć bo to złamanie reguły i się za to słono płaci. Chyba nie potraktował mnie poważnie bo chciał zobaczyć chromowany telefon ze szklanym ekranem. Sam powołałem go do życia ponownie, ale informacji o grze już nie było a zamiast niej pojawił się zwyczajny androidowy pulpit z dostosowanym wg potrzeb właściciela zestawem ikon. Wiedziałem, co miało się na nim znajdować i poczułem się jak idiota kiedy nic z tego nie było w oprogramowaniu. Ot znalazłem zwykłego fona… i podpieprzyłem parasol jak jakiś totalny psychol… Miałem mętlik w głowie przez to wszystko, ale w sumie to było bardzo w stylu gry więc…
            Ostatecznie postanowiłem, po naradzie z Marco, zadzwonić na jeden z pierwszych numerów z listy kontaktów gdzie zgłosił się jakiś koleś. Powiedziałem mu o znalezionym fonie i, że chciałbym go zwrócić. W zamian dostałem info, że: 1) koleś jest bratem właścicielki fona, 2) fon jest faktycznie taki jak w książce bo laska jest fanką i sobie taki zamówiła, 3) panna była tu tylko przejazdem i nie mieszka w mieście. Wspólnie uradziliśmy, że prześlę sprzęt kurierem na podany przez mężczyznę adres zamieszkania właścicielki felernego fona. W całej historii pominąłem akcję „parasol” za którą teraz już było mi wstyd, choć nadal burzyła mi krew.
            W drodze pieszej do domu, bo Marcus stwierdził, że ma dość metra na dziś, opowiedziałem mu skąd się wzięła jazda z książką, ale i tak bardziej zainteresował się historią mojego przypadkowego spotkania z bajecznie pięknym Mintem alias Victorem.
           

*HP - Henrik Pettersson, gracz numer 128, główny bohater książki pt. „Geim” autorstwa Anders’a de la Motte.

**gra – potoczne określenie głównego wątku książki, który teoretycznie/początkowo sprowadza się do wykonywania określonych zadań przez graczy w zamian za punkty, kasę i „sławę”.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 11 - Randewu

Na wstępie chce przeprosić, że tak długo musieliście czekać na notę. W ostatnim czasie sporo się u mnie działo i nie było czasu by napisać rozdział. Postaram się by teraz wszystko wróciło do normy i rozdziały pojawiały się systematycznie - min. raz w miesiącu.

Teraz zapraszam do rozdziału :)

            Odkąd pamiętam zawsze uczono mnie, że kiedy powie się „A” trzeba powiedzieć „B” i całą resztę. Sam spowodowałem tą dziwną sytuację przez swoją nie uwagę i musiałem teraz jakoś ją ogarnąć tak by to wszystko miało ręce i nogi. Mieszkając w końcu w mieście robiłem, co mogłem by nie wyjść na niewychowanego, nieogarniętego, wsioka.
Z taką myślą przewodnią postanowiłem zgooglować moją przyszłą randkę by nie strzelić gafy i wiedzieć przy okazji, z kim właściwie będę miał do czynienia. Ostatecznie istniała możliwość, że anielski wygląd Minta, może być dobrą przykrywką dla diabolicznego charakterku lub czegoś gorszego... Zwiad rozpocząłem od przejrzenia jego profilu, na którym się spotkaliśmy i nie znalazłem tam nic szczególnego. Mint powiedział tam o sobie niezbędne minimum, co było podejrzane skoro szukał „znajomości”. Następnie wyszukałem go na portalu społecznościowym, którego nazwy nie pamiętam, ale skrótem są jakieś dwie litery. W każdym razie i tam blondyn był Mintem i choć informacje były skromne i w większości przewidziane dla znajomych, to na samym profilu był ciągły ruch. Chłopak wrzucał zdjęcia, udostępniał te od znajomych a ci oznaczali go na własnych wrzutach. Ponadto pod większością toczyły się już konkretniejsze dyskusje. Mint miał tu ponad dwie setki znajomych, ale z rozmów wynikało, że zna ich bardzo dobrze a być może nawet osobiście?
- Kto by pomyślał, że to taki towarzyski chłopak? – Pokiwałem głową oglądając zdjęcia opisane, jako album sesji wakacji z zeszłego roku, które spędzał z towarzystwem na Hawajach. Uśmiechnąłem się zatrzymując na dłużej na zdjęciu gdzie był razem z pannami w spódnicy z trawy i w girlandach kolorowych kwiatów na szyi. Większość jego znajomych z reala była kobietami, choć faceci, raczej mało atrakcyjni, też się przewijali. Jest rasowym gejem, gdzieś kiedyś przeczytałem, że tacy jak my wolą się otaczać babkami, bo to teren bezpieczny… nie wiem jak się to ma do mojej zażyłości z Marcusem, no, ale cóż. Choć nie powiem laski też są super, biusty – uwielbiam <3
A wracając do tego co miałem przed oczami. Przez dobre dwie godziny buszowałem w necie poszukując informacji o Mincie, które mogłyby mi się przydać. Po zakończeniu poszukiwań nie byłem dużo bogatszy w wiedzę, bo zaledwie potwierdziło się to, z czym się nie krył. Mint był, stonowanym, inteligentnym i niesamowicie atrakcyjnym blondynem o cudownych oczach. W obyciu musiał być w porządku skoro ludzie do niego lgnęli, a w takim układzie nasuwało się jedno intrygujące pytanie: czemu taki ideał jest stanu wolnego? To pytanie odbijało mi się pod czachą i nakręcało ciekawość. Musiałem się tego dowiedzieć.
          Przyszła pora by się szykować do spotkania z tajemniczym blondasem. Wykąpałem się dokładnie z użyciem żelu o zapachu drzewa sandałowego. Wysuszyłem włosy ręcznikiem i darowałem sobie suszarkę by nie wyglądać jak totalny rozczochraniec, swoją drogą musiałbym przyciąć włosy… Trawnik tez postanowiłem odpowiednio „dopieścić”, bo nigdy nic nie wiadomo, co nastąpi dalej.
          Następnie przyszła pora na wybranie odpowiedniego stroju. Pierw skompletowałem jeden ze standardowych zestawów i ze zgrozą stwierdziłem, że jest on stanowczo zbyt zbliżony do tego, w czym nosił się blondyn. Desperacko potrzebowałem zestawu, w którym będę wyglądać bardziej męsko. Nie było wątpliwości, że z naszej dwójki to ja musiałem wyglądać na twardziela. Inaczej zwyczajnie się nie dało. Wywaliłem wszystkie ciuchy z szafy, były tak pomięte, że to, co wybiorę będzie wymagało prasowania, jednak to nie miało znaczenia, bo byłem szczęśliwym posiadaczem żelazka a deska konieczna nie była. Parę rzeczy odrzuciłem na wstępie z powodu materiału, koloru lub starego fasonu. Po takiej kontroli pula wyboru została już bardziej do ogarnięcia.
- No, to teraz prasowanko – zadecydowałem rozglądając się po pomieszczeniu. Blat i jakiś materiał na podkładkę i będzie git – ostatecznie padło na kuchenny blat i jeden z czystych ręczników. Sekcja prasowania przebiegało gorzej niż się spodziewałem. Nie byłem z tą czynnością na bakier, a jak na złość ciągle pojawiały się nowe zagięcia.
- Co jest do diaska? Nie mam czasuuuuu – złościłem się, bo faktycznie zaczynało mnie naglić. Po kolejnym kwadransie walki miałem już wyprasowane wszystko poza koszulką, która musiała zaczekać, bo aż się zgrzałem z wrażenia. Poszedłem nalać sobie wody a kiedy piłem ze szklanki poczułem smród spalenizny. Żelazko leżało na mojej koszulce, która dymiła się już majestatycznie. Rzuciłem się jej na ratunek, ale już było za późno, piękne i bardzo męskie logo zniknęło pod ciemnym odciskiem rozgrzanego żelazka, nie wspominając o gryzącym zapachu spalenizny.
- Nie, nie, nieeeeeee!!! X_X – wyrwałem z gniazdka kabel żelazka i położyłem je na kuchence gdzie nie mogło wyrządzić dalszych szkód. Nie miałem już czasu na nic. Ubrałem wszystko poza koszulką i w jej miejsce wybierając inny zamiennik w kolorze nocnego nieba.
          Odstawiony wyleciałem z mieszkania i podążyłem na miejsce spotkania, czyli do lodziarni opodal rynku. Mimo dwuznaczności lokacji nie miałem w zamiarze niczego niegrzecznego. Chłopak był ładny, ale ja preferuję bardziej męskich.
          Kiedy dotarłem do lodziarni nie było jeszcze Minta.
- Może mnie wystawił? Pewnie takich zaproszeń ma masę i nie musi zjawiać się na wszystkich? – Zacząłem się nad tym zastanawiać, kiedy czekałem tam już dobre 5 minut. – Jestem kolejnym naiwniakiem? – Pomyślałem szczerze zaskoczony, bo przecież nie zasłużyłem na to. Co z tego, że to spotkanie zostało umówione przez przypadek? – z buntowniczych myśli wyrwał mnie nagłe pojawienie się blondyna.
- Przepraszam za spóźnienie, nie mogłem znaleźć kluczy z mieszkania – przyznał z rumianymi policzkami, które wskazywały na to, że faktycznie mówi prawdę.
- Nie szkodzi – odpowiedziałem grzecznie przyglądając się nowemu znajomemu–Cieszę się, że dotarłeś jednak – dodałem.
- Nie wystawiam ludzi, jeśli nie chce się spotkać to odmawiam – odpowiedź, choć dość zaskakująca brzmiała całkiem szczerze i po niej usadowił się na sąsiednim krześle.
- To bardzo fair, tak sądzę… – stwierdziłem nie przestając się uśmiechać.
Mint wyglądał na rozbawionego moją reakcją – Nie wierzysz, że tak jest? – zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Nie w tym rzecz – musiałem przyznać, choć nie bardzo wiedziałem jak wyjaśnić to, co miałem na myśli, musiałem jednak spróbować – W sieci spotyka się różne osoby i jest to teren neutralny niejako, klawiatura przyjmie wszystko, a to, co robi się faktycznie może znacznie odbiegać od tego, co wynika z rozmów w sieci. Realia są jasne dopiero, kiedy kogoś się pozna a nie tylko zobaczy „na kawie” – wyrzuciłem z siebie to, co myślałem i natychmiast pożałowałem, że nie ugryzłem się w język gdzieś w połowie wypowiedzi.
-, Czyli musisz mnie poznać lepiej by wiedzieć, że nie jestem jednym z tych ściemniaczy z sieci? – Wyłapał bezbłędnie i uniósł wyzywającą jasną brew. Wcale nie wydawał się zniesmaczony tym, co usłyszał.
- Emmmm… można tak to ująć. Nie chciałem nikogo urazić, ale wiesz… - zacząłem mając w zamiarze obronę.
- Spokojnie, rozumiem – zapewnił – Naprawdę masz na imię Ethan? – zapytał zmieniając niewygodny dla mnie temat.
- Owszem – potwierdziłem – Natomiast zdaje się, że Ty miętą nie jesteś? – zażartowałem dość drętwo, jednak Mint trzymał poziom znacznie lepiej niż ja.
Blondyn zaśmiał się rozbawiony i był to bardzo miły dla oka obraz. Niesforny, jasny kosmyk spadł mu na czoło, skąd wdzięcznym ruchem go zagarnął. Jego śmiech brzmiał jak karmelki wrzucane do kryształowego słoiczka.
- Ano, nie – potwierdził z uśmiechem – Mam na imię Victor – przedstawił się.
- Ładne imię – pokiwałem głową, pierwszy raz poznałem kogoś o takim imieniu.
- Dziękuję – odpowiedział grzecznościową formułką – To, co z tymi lodami?
- Nie zamawiałem, nie chciałem strzelić gafy na wstępie, ale skoro już jesteś… - machnąłem dłonią na obsługę i przyniesiono nam menu lokalu.
Każdy z nas zagłębił się w treści karty. Ciekaw byłem czy weźmie te lody z czekoladą i miętą. Coraz bardziej byłem ciekaw skąd wziął się jego nick. Trochę byłem zawiedziony, kiedy zamówił „bananową rozkosz”. Sam wybrałem mniej sugestywny zestaw o nazwie „rajski ptak”. Czekając na zamówienie gawędziliśmy o różnych rzeczach. Kiedy nasze lody dotarły nie mogłem oderwać wzroku od blondyna. Sposób, w jaki kosztował smaki, obracał łyżeczkę i brał ją do ust był tak niesamowicie kuszący. Czule muskał ustami zimną słodycz i zlizywał topniejące krople. Do tej pory nie wiedziałem, że można sexownie jeść lody, cóż Mint to potrafił i od tego widoku zrobiło mi się gorąco. Victor opowiedział o sobie, a ja, co nieco o sobie, musiało wyjść dość tajemniczo, choć ja raczej wolałem nie mówić za wiele o tym skąd pochodzę i wszystkim, „co zostało” na wsi. Zwyczajnie wstydziłem się swojej przeszłości i dawnego życia. Natomiast blondyn opowiadał z przejęciem o swoim życiu. Victor skończył szkołę medyczną i obrał kierunek na stanowisko lekarskie, to było godne podziwu i nie omieszkałem tego wyrazić. Poza tym ładnie rysował, co wyłapałem, kiedy w trakcie jednej ze swoich opowieści narysował na papierowej chusteczce kota śpiącego na poduszce.
- … ładny kotek – zagadnąłem wybijając rozmówcę ze skupienia na swojej opowieści.
- Em wybacz, musze mieć czymś ręce zajęte – wyznał rumieniąc się.
- Aha… no ok – pokiwałem głową, choć wyglądało to trochę jakby musiał zająć się czymś z nudów. Poczułem się nie swojo, ale postanowiłem trzymać klasę i rozejść się z blondynem w miłej atmosferze nawet, jeśli więcej się nie zobaczymy.  Musiałem pociągnąć inny temat, bo blondyn się wycofał.
- Mówiłeś, że już wcześniej umawiałeś się przez sieć? – Rzuciłem pytanie niby od niechcenia.
- Tak, bywało różnie – Viktor zaczął się rozluźniać, czyżby aż tak było mu wstyd za rysunek? Z czasem atmosfera na powrót się ociepliła i nabrała swobody. Nawet polecił mi jedną z książek, którą czytał ostatnio. Podobno świetna i warta zaliczenia pozycja, więc odnotowałem w pamięci tytuł, który faktycznie brzmiał interesująco. Musiałem przyznać, że Victor mnie oczarował swoją osobą, piękny, inteligentny, niesamowicie charyzmatyczny i z całą pewnością miał w sobie „to coś”, choć nie był wcale idealny, był zwyczajnym facetem. Wymieniliśmy się numerami z zamiarem utrzymania naszej znajomości, która zapowiadała się obiecująco. Byłem mile zaskoczony tym, że nie było żadnej wzmianki o sexie ani przygodnym sexie, wyglądało na to, że faktycznie wcale nie chodziło o jedno.
          Odprowadziłem blondyna do domu, cała drogę trzymał mnie pod ramię i było to całkiem miłe, taka bliskość ładnego mężczyzny, tak bardzo odbiegającego od tego, co było mi dane do tej pory. Zachowywał się zupełnie swobodnie, puściły wszelkie lody, jakie były między nami.
- To tutaj mieszkam – odłączył się ode mnie stając tyłem do drzwi, które prowadziły do jego kamienicy.
- Ładna okolica – wypaliłem z rozbrajającym uśmiechem, – Więc dotarłeś cały i zdrowy - dodałem.
- Może wstąpisz? Napijemy się czegoś mocniejszego? – Zaproponował układając jedną dłoń na biodrze – A rano zrobię Ci śniadanie? – Dodał śledząc z uśmieszkiem wyraz mojej twarzy. Przyznam, że tym pytaniem wybił mnie z rytmu, oferta „ze śniadaniem” oznaczała jedno…
- Hmmm… - musiałem to dobrze rozegrać – Wydaje mi się, że wystarczy tych dobroci na jeden dzień. Będziesz miał powody by umówić się zemną ponownie – odpowiedziałem z szerokim uśmiechem.
- Jak chcesz – Victor nie zdradzał po sobie nic – Zatem dobranoc – i zniknął za drzwiami a ja odetchnąłem z ulgą.
Właśnie odmówiłem świetnego sexu z boskim chłopakiem… co ja sobie myślałem?!
          Ochłonąłem idąc do siebie. Wiedziałem, że dobrze zrobiłem odmawiając pozostania u blondyna. Szanowałem go i podobał mi się, nie chciałem by był jednorazową przygodą. W domu wziąłem chłodny prysznic by moje „chęci” się uspokoiły. Po kąpieli zasiadłem przed kompem i po krótkim rozeznaniu w sprawie książki postanowiłem zamówić ją online. Przyjdzie do mnie kurierem jutro i wtedy się za nią zabiorę, jej opis tylko mnie nakręcił, choć tytuł [Geim]* wydał mi się, co najmniej dziwny z wielu powodów.


*Chodzi o faktycznie istniejącą książkę o wspomnianym tytule, która nie jest moja własnością J

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 10 - Wtopa

Tego wieczora, kiedy dowiedziałem się o swoim nowym zawodzie, wypiłem sam tyle, że starczyłoby dla sporej grupy imprezujących podlotków. Spiłem się tak strasznie, że kolejnego dnia zwlekłem się dobrze po porze obiadowej. Było mi niedobrze i czułem jak świat się kręci pod moimi stopami. Odbijałem się od niedawno malowanych ścian w drodze do kuchni po szklankę mleka, która nieco uspokoiła mój żołądek. Miałem totalny brak apetytu i głowę pełną zamotanych różnych myśli.
Mój „mentor” Kruchy udzielił mi kilku wskazówek z których większość była związana ze zwiększeniem praktyk natury łóżkowej. Tak miałem szlifować swój „warsztat” do korzystania z niego potem na planie. Nie umiałem sobie nawet wyobrazić jak miałbym się cieszyć sexem z facetem którego nie tylko sam nie wybrałem, ale jeszcze pod okiem kamer i gapiów. Doskonale skalkulowałem, że przecież sam wszedłem bez niczego na plan w trakcie kręcenia i nikt się tym nie przejął. Dziwiłem się, że dałem się tak podejść… to wszystko przez tego czarującego naganiacza, znalazłem ich akurat kiedy potrzebowałem pracy. Potem jeszcze jak kompletny kretyn dałem się wciągnąć w zabawę pytonem, obcego jeszcze wtedy jakby nie patrzeć, Kazara. Choć tego akurat nie żałowałem zupełnie, penis rekrutera był najbardziej okazałym z tych które do tej pory poznałem, a jakby tego było mało to właściciel wiedział doskonale jak się nim posługiwać. Z lubością myślałem o nim kiedy trzepałem sobie przed snem pod prysznicem. Zdeklasował nawet mojego ulubionego aktora i jego boskie usta… rozmarzyłem się, ale kłujący ból w czaszce przywołał mnie do pionu. Skrzywiłem się i dopiłem resztę mleka ze szklanki.
Opuściłem na chwilę kuchnię by wrócić do niej z laptopem. Odpalał się on kiedy dopadłem w końcu kartkę z adresem portalu który polecił mi Kruchy. Miałem się zalogować, poznawać ludzi i umawiać się na sex i nie tylko. Podobno byłem zbyt „zdziczały”
- … wcale nie jestem „zdziczały” – warczałem pod nosem oburzony uruchamiając przeglądarkę i wklepując adres w odpowiedni pasek.
Natychmiast powitała mnie reklama z zakochaną parką, która rzekomo miała się poznać dzięki stronie. Prychnąłem pod nosem – Głupota – jednak miałem zadanie do wykonania. Kliknąłem „zarejestruj” i zaczęło się zbieranie danych…
Przebrnięcie przez uzupełnianie profilu wyjęła mi z życia prawie 30 minut i pozostała mi jedynie nazwa użytkownika i zdjęcie. Postanowiłem nie wydziwiać, wiec jako nick wpisałem swoje imię i pierwszą literę nazwiska. Okazało się być zajęte więc ostatecznie nazywałem się: Ethaaan_W. Ze zdjęciem było gorzej.
- Jeju ja jestem taki fotogeniczny, że bijcie mnie laciem… - jęknąłem przeglądając folder ze zdjęciami. Po ponad kwadransie wybrzydzania i kalkulowania w ramach mniejszego zła wybrałem jedno ze zdjęć na których wyglądam neutralnie ot, zwykły facet w czarnych krótkich włosach, nieco zmierzwionych i figlarnym, jak mawiał mój ex, stalowym spojrzeniu. Figura nie wyróżniała mnie w żaden szczególny sposób. Byłam zwyczajny do bólu, szczupły minimalnie umięśniony choć kiedyś miałem mieć kaloryfer na brzuchu… no a potem okazało się, że trzeba na niego ostro harować i brakło mi na to okazji. Na focie byłem ubrany w jasne jeansy, dobrze dopasowane i błękitną koszulę.
- Całkiem znośnie – zawyrokowałem z wymuszonym optymizmem.
Kliknąłem „ok” i oficjalnie zaistniałem na portalu. Odetchnąłem wykończony cała akcją, a to jeszcze nie był koniec.
- Dobra, teraz zobaczmy, co my tu mamy… - zacząłem się zagłębiać w zawartości oferowanej przez portal. Minęły dwie godziny nim wyłoniłem jasnowłosego przystojniaka z którym mógłbym „poćwiczyć” sceny filmowe.
- MarcoPolo, lat 25, 180 cm, blondyn, zielone oczy… - wybierałem informacje zarówno z opisu jak i z foty którą, nie kryjąc podziwiałem.
- Sexowny… co za ciało i ten uśmiech… - rozmarzyłem się choć facet wcale nie był aż taki super, jednak na ten moment mi się podobał. Postanowiłem zagadać… tylko jak? Odgiąłem się w fotelu zastanawiając się co napisać. Nigdy nie zaczepiałem ludzi a co dopiero w taki sposób. Położyłem nogi na biurku, na klawiaturze i zamknąłem oczy patrząc w ciemny sufit. Kiedy po chwili spojrzałem na monitor jęknąłem, bo poza okienkiem mojego wybrańca otworzyła się fura innych okienek z ofertami.
- O jaaaaaaaaaaaaaa… - zacząłem pospiesznie kilkać i wyłączać atakujące mnie okienka, aż w końcu zostało mi jedno z otwartym polem tekstowym.
- No, tu skończyłem. – wystukałem na klawiaturze jakiś mało ambitny tekścik o tym, że podoba mi się to jak wygląda na focie, że ma niesamowite oczy oraz że zapraszam go na lody. Dołączyłem nawet adres lokalu. Może to naiwne, ale miałem nadzieję, że się złapie, już w głowie miałem ułożony plan dzikiego sexu i lodów wcale nie z maszyny. Zadowolony z siebie poszedłem zrobić sobie herbaty i kiedy wróciłem czekała na mnie już mrugająca koperta.
- Szybki jest… - pomyślałem klikając w nią. Tekst odpowiedzi był bardzo grzecznościowy i potwierdzał zaproszenie. Zamrugałem zaskoczony, bo to jakoś mi nie pasowało do aparycji MarcoPolo. Kliknąłem w nadawcę odpowiedzi i szczęka mi opadła. Moja propozycja poleciała do niejakiego Mint. Chłopak był zbliżony do mnie wiekiem i mówiąc ogólnie był niesamowicie piękny i miał bardzo kobiecą aparycję. Ze zdjęcia patrzyły na mnie dwukolorowe oczy jedno niebieskie, a drugie zielone. Mint był jasnoskórym blondynem w długich złotych włosach okalających szczupłą twarzyczkę jak ż żurnala.

- O cholera… - Moja głowa opadła z hukiem na klawiaturę nie było wątpliwości, że słowo „idiota” odbiło mi się właśnie na czole. 
Teraz już nie było odwrotu przecież nie powiem mu, że zaczepiłem go przez pomyłkę. 

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 9 - Śnieżynka

Na wstępie chcę podziękować czytelnikom za cierpliwość. Wiem, że nie często dodaję, ale postaram się robić to częściej. Ta nota jest moim prezentem dla Was z okazji Walentynek. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

P.S. Dzięki Nutko za betę, śnieżkę i Lopeza :)

Miłej lekturki ^^



            Kruchy wypalił fajkę pykając ją z namaszczeniem. Ja dla odmiany miałem z deka inne odczucia. Używka śmierdziała koszmarnie – Bosh, co ty tam jarasz? Śmierdzi straszliwie – bąknąłem na co mężczyzna wypuścił dym przez nos. - O gustach się nie dyskutuje – zarzucił powiedzonkiem i wyszczerzył idealnie kształtne zęby.
- Dobra, dobra – przewróciłem oczami i dałem spokój tematowi. Ostatecznie były ważniejsze sprawy. Oprowadzisz mnie? – zapytałem ostatecznie miał być moim „opiekunem”.
- Luźno, śnieżynko – pstryknął zwłoki papierosa do stojącej przy wejściu donicy z wyrośniętą prymulką.
- Śnieżynko? Zgłupiałeś? – chyba zaczynałem zmieniać zdanie bo teraz Kruchy zaczął mnie drażnić co się odbiło na moich policzkach, które zaczerwieniły się wściekle.
- Każdy musi mieć jakąś ksywę, a to ci pasuje – zawyrokował – Jestem twoim mentorem i zemną się nie dyskutuje – dodał dobitnie, choć jego rozbawiana aparycja mogła budzić wątpliwości.
            Weszliśmy znowu do budynku i po przejściu przez hol i przejściu przez jedne z drzwi znaleźliśmy się w korytarzu z licznymi drzwiami i wszystkie miały na sobie czerwoną lampkę z napisami „nagrywanie”. Zamrugałem zbity z tropu, ale Kruchy śpieszył z wyjaśnieniem – Tam są plany filmowe, wybierz drzwi. Widzę, że większość jest w trakcie nagrywania, więc sam zobaczysz.
- Plany filmowe? – byłem zachwycony perspektywą – Poważnie można tam wejść? Nie będziemy przeszkadzać?
- Wejdziemy cicho i nie będziemy się głośno zachowywać to będzie dobrze – zapewnił Kruchy więc bez dalszego wahania wybrałem drzwi z numerem 16. Nacisnąłem klamkę i weszliśmy do środka.
            Studio 16 faktycznie było planem filmowym przygotowanym w formie mieszkania z trzema pokojami w tym salonem i sypialnią z imponującym łożem. Aktorzy znajdowali się w kuchni gdzie toczyła się zwyczajna rozmowa. Po przysłuchaniu się chwilkę okazało się, że bohaterowie rozpoczęli dzień chwile temu i mieli czas śniadanka, szykowania do pracy etc. Całość wydała mi się nudnawa, sceny były bardzo „życiowe” i w sumie nic się nie działo.
- Idziemy do innego? Tu jest nudno – szepnąłem do Kruchego który z zainteresowaniem podziwiał tyłek kamerzysty. Szturchnąłem go łokciem i skarciłem spojrzeniem, poczułem się zignorowany.
- No, co? – oprzytomniał nagle.
- Co, co… - fuknąłem – Chcę iść dalej, tu jest nudno – powtórzyłem dobitnie.
Kruchy obejrzał się na aktorów, którzy już się ulotnili z prowizorycznej kuchni – Dobra.
            Studio numer 12 okazało się być scenerią barową. Muzyka leciała w tle, za barem stał atrakcyjny barman płci męskiej i obsługiwał dwójkę siedząca przy barze. Kawałek dalej była scena po której śmigały kolorowe światła, unosił się mglisty dym dla nastroju. Dalej stało kilka stolików bardziej lub mniej kameralnie osłoniętych parawanami w formie płotków z bujnymi żywopłotami. Między stolikami poruszał się po szynach kamerzysta na platformie. Ten plan był znacznie bardziej rozbudowany i najwyraźniej akcja toczyła się w kilku miejscach jednocześnie. Przy stoliku siedziała jedna osoba i zerkała na zegarek.
- Zniecierpliwił się… Ciekawe na kogo czeka – chyba odebrałem to podprogowo, ale Kruchy zaśmiał się cicho.
Po chwili jeden z mężczyzn odszedł od baru i poszedł do tego „oczekującego”. Takim sposobem powstały dwie pary i akcje toczyły się między nimi. Mnie bardziej interesowała scena dziejąca się przy barze to też się przemieściłem by na nią popatrzeć. Takich gapiów było więcej i oni tez się poruszali według własnego uznania. Zaświtało mi, że to pewnie też są nowi pracownicy, albo aktorzy czekający na swoja kolejkę. W każdym razie teraz scena barowa się zagęściła. Barman przechylił się przez bar i całował właśnie swojego rozmówcę.
- Ooooo, takie rzeczy tu się dzieją? – pokiwałem głową z uznaniem bo buziaczki z przystojniakiem? Czemu nie? ^^
- Nie tylko takie – odparł Kruchy znudzony najwyraźniej śledzeniem sceny „za stołem” gdzie najwyraźniej nic ciekawego się nie wykluło. – Ruszmy się… - zostałem wypchany z pomieszczenia bo ja chciałem popatrzeć na ta słodką scenę, ale ktoś mi się pozwolił.
- Rządny wrażeń to zapraszam tutaj… - Kruchy otworzył drzwi studia numer 3 i wpuścił mnie pierwszego.
            Studio było słabo oświetlone, unosił się w nim jakiś słodki, ciężki zapach. Szybko wyłapałem cos jakby „mlaskanie”. Kiedy podeszliśmy bliżej okazało się, że „jakby mlaskanie” faktycznie było „mlaskaniem”. Szczęka mi opadła na podłogę i aż się cofnąłem automatycznie i wpadłem plecami na Kruchego. Scena stanowiła pokój hotelowy w bogatym lokalu. Jego główną częścią było łóżko, na podłodze walały się ubrania które wcześniej okrywały dwójkę aktorów, która w najlepsze pieprzyła się na nim. Dźwięk mlaskania był jednym ze standardowych, erotycznych dźwięków przy obciąganiu, które wykonywał młody chłopak z idealnie kształtnym tyłkiem wypiętym w naszą stronę. Kiedy to robił widziałem jak kołyszą się radośnie jego nabrzmiewające klejnoty. Drugi mężczyzna siedział w rozkroku i z góry patrzył na młodego. Mogli być w zbliżonym wieku, dość atrakcyjni jak mogłem ocenić w tym momencie. Zrobiło mi się gorąco, czułem, że reaguję na to co widzę i choć z pewnością mi się to podobało byłem zmieszany i zawstydzony.
- Chcę wyjść, wyjść – obróciłem się w stronę Kruchego a on po mojej minie musiał wyczytać, że jeśli zmusi mnie do zostanie to będzie z tego niezła wija…
            Na korytarzu dopiero po chwili odzyskałem głos – Co to kurwa było?! – warknąłem żądając wyjaśnień. Policzki mnie paliły ze wstydu i podniecenia. Musiałem usiąść na stojącej pod ścianą ławeczce by ukryć to, że moje ciało było zachwycone pokazem.
- Ty przeklinasz? Sexownie – Kruchy się nie przejął, ale zmienił zdanie widząc moją minę. – Dobra, dobra… - uniósł obronnie dłonie – Przecież podpisałeś papiery, puknąłeś się z Kazarem… nic Ci nie zaświtało?
- … - załamałem się zupełnie, Rafi miał racje jestem kompletnym idiotą… - Ja nie chcę, nie mogę… przecież to pornos!
- No są, i to wszystkie sceny, które widziałeś– Kruchy był zdziwiony moja reakcją – O co chodzi?
- Jak to o co! Mam grać w pornolu, wg. ciebie to normalne? – warknąłem na niego ponownie – Ja nie chcę, trzeba to odkręcić.
- Odkręcić… przeczytałeś umowę? – mężczyzna westchnął – Drobny druk? – moja mina powiedziała mu wszystko – Jaki drobny druk, tak? – pokręcił głową z niedowierzaniem patrząc na mnie.
- Nie odkręcisz tego chyba, że stać Cię na zapłacenie kary za zerwanie umowy, a wierz mi… nie stać Cię – powiedział i zaczynał współczuć mi najwyraźniej bo się dosiadł.
- Słuchaj to nie jest takie straszne, praca jest całkiem spoko. Zobaczysz trzeba tylko postawić swoje granice i już. Jest taki kwestionariusz gdzie się wypełnia na co się zgadzasz, a na co nie… nikt nie zmusi Cię do niczego ponad to – zapewnił.
- Ja nie chcę!!! –upierałem się przy swoim tak długo, że Kruchy zaprowadził mnie do Skittelsa gdzie się pożaliłem a ona mimo całej sympatii i kolorowej aparycji nie mogła mi pomóc.
- Kruchy ma rację, podstawą jest kwestionariusz – powiedziała kobieta dobrotliwie – Są osoby, które grają w scenach bardziej ero niż porno. A reszta jest zasadniczo oddzielona od tego co się gra czytaj udawany sex i to co faktycznie nim jest – powiedziała z różowymi policzkami i wręczyła mi plik kartek spięty spinaczem u góry. Poprosiłem jeszcze o długopis i jakąś podkładkę bym mógł wypełnić.
- Naważyłem to muszę wypić – powtarzałem sobie kiedy opadł na miejsce obok mnie Kruchy z miną skruszonego pocieszyciela. Nie mogłem się na to nie uśmiechnąć.
- Już wiem czemu jesteś kruchy – powiedziałem zaczepnie na co rozmówca zaśmiał się – To wcale nie dla tego… - zapewnił.
            Kruchy pomógł przy wypełnianiu formularza, który był niesłychanie obszerny i poza danymi osobowymi od koloru włosów łonowych po wymiary zawierał też inne ciekawe punkty…
- Zabawki? – zacisnąłem zęby na końcówce długopisu.
- No czy zgadzasz się na użycie w scenach, no wiesz dildo itd. – Kruchy spieszył z wyjaśnieniem.
- No dobra… zaznaczyłem okienko „tak” – kolejny punkt – Piercing… „nie” – nie potrzebowałem wyjaśnień. Przeleciałem kilka pomniejszych.
- Sex grupowy i fetysze – zamrugałem bo aż mi zimny pot wyskoczył na plecach – „nie” – zaznaczyłem.
- Szybki Lopez?- zamrugałem bo to brzmiało dość intrygująco, choć nie wiedziałem co to jest – Hm? – spojrzałem na Kruchego – Wybierz tak, a się przekonasz – uśmiechnął się do mnie, no skoro tak…to nie może być nic złego, nie? – No dobra więc…Tak.
- Ero czy porn…? -  zamrugałem i spojrzałem na Kruchego.
- No ero to jest tzw. udawany sex, a porn no to wiadomo – mentor nie był zmieszany zupełnie.
Jedyny ratunek jaki miałem był w tym punkcie. Trzeba było ograniczyć szkody więc pewnie wybrałem ero by uniknąć nadmiaru „atrakcji”. Potem zaznaczyłem na „tak” m.in. sceny planowane, długoterminowe i „spontaniczne”. Nie chciałem się nad tym zastanawiać, chciałem jak najszybciej zniknąć stąd. Oddałem kwestionariusz Skittelsowi i w zamian dostałem wezwanie na pierwsze nagrania wraz z datą, godziną, numerem studia oraz scenariuszem, który w roztargnieniu wrzuciłem do torby. Kruchy poklepał mnie pocieszająco po plecach.
- Trzeba się napić, ja stawiam – zarządził i nawet nie miałem nic przeciwko.
Musiałem poważnie się nawalić i wstać rano z totalnym kacem, albo leżeć na zgonie by jakoś przełknąć to co sobie nawarzyłem…


czwartek, 5 lutego 2015

Nominacja do Libster Avard

Pierwsza nominacja dla tego bloga od Fumishi. Dziękuję bardzo :)
Zatem i ja się wywiązuję, ale wstęp musi być zatem...

Libster, to nagroda przyznawana za „dobrze wykonaną robotę”, blogerom o mniejszej publiczności, w celu rozpowszechnienia ich twórczości. Odbierając nagrodę, odpowiada się na jedenaście pytań, po czym zadaje się tak samo, jedenaście pytań i podaje się jedenaście nominowanych przez siebie osób. Odpowiedzi na pytania i nominowane osoby podaje się na swoim blogu. Jedna osoba może być nominowana wielokrotnie, nie można jednak nominować osoby, od której otrzymało się nominację."(Skopiowałam tę definicję z bloga CLD)


1.     Jakich słów użyłbyś/abyś, by przerwać jakiś konflikt, wojnę? 

Ciekawe pytanie, muszę przyznać, że nie miałem problem z wskazaniem odpowiednich słów. Sądzę, że możliwość powstrzymania konfliktu jest wymierna i raczej nie będzie zależna od jakiś stereotypowych słów. Powinny się one odnosić bezpośrednio do tego, co faktycznie dzieje się w konflikcie oraz do tego, jakie są jego powody i kto bierze w nim udział. Trzeba by wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności i dopiero wtedy można by coś działać słowami. Nie ma słów „idealnych”, które powstrzymają każdy jeden konflikt.

2.     Jak zachęciłbyś/abyś osobę, która nie lubi czytać książek do ich czytania? 

Aaaa to już zależy. Wiem, że tłumaczenia mola książkowego o tym, że wyobraźnia jest lepsza niż film itd., nie są skuteczne. Podejrzewam, że najlepszą opcją byłoby pobudzenie wyobraźni „celu” opowiadając jakieś ciekawsze fragmenty i rozbudzając sympatię do postaci (sprawdzone – działa :P). Ostatecznie ciekawość to jeden z głównych motorów ludzkiego postępowania.

3. Jaki masz stosunek do różnych religii obecnych na świecie? 

O, religia to bardzo drażliwy temat zważając na czasy. Każdy musi w coś wierzyć i generalnie nic mi do tego. Osobiście nie mam tendencji do nie tolerowania innych wyznań. Nie przeszkadzają mi w żaden sposób póki ich działania nie stają się nachalne wobec mojej osoby. Uważam jednocześnie, że znajdując się na terenie należącym do określonego wyznania należy okazać jej należny szacunek i przystosować się do zasad obowiązujących dla gości, co nie oznacza, że dać się „nawracać”, bo nie o to chodzi.

4. Kim byś był/a, gdybyś mógł/mogła wybrać inne życie? 

Mag jak w świecie jakiejś książki Fantazy. To by było super :D
Co się zaś tyczy życia faktycznego, to jest mi dobrze we własnej skórze.

5. Jaką nadnaturalną umiejętność chciałbyś/abyś posiadać? Dlaczego?

Zawsze pałałem sympatią do magii w każdej jej postaci, więc z chęcią się pod nią podepnę i w tym punkcie. Dlaczego akurat taki wybór? Cóż, to „umiejętność”, która daje największe pole manewru i generalnie pozwala na osiągnięcie wszystkich innych „mocy” zgodnie z zachcianką. Nie mniej mnie raczej chodzi o to, że magia kojarzy mi się z czymś tajemniczym i mistycznym, jest swoistym autorytetem, zgodnie z tym, co nazywam „starą fantastyką”.

6. Jaki jest Twój ideał człowieka?

Każdy człowiek jest inny i trudno by określać jakieś własne, wymyślne ramy, w które nikt się nie wciśnie. Nie ma czegoś takiego jak „idealny człowiek”, to tak samo jak „statystyczny Polak”  - oba nie istnieją, bo i kto miałby to ocenić? XD

7. Czym jest dla Ciebie pisanie?

Pisanie jest ważną częścią mojej twórczości w zasadzie stanowi jej radosne 80%. Pozwala mi się rozwijać zarówno, jako autorowi, który z godnością (zazwyczaj :P) zbiera opiernicze od bety za błędy w tekstach, które są przelaniem szalonych pomysłów nim te zdołają wyparować. Jest też bezpieczną odskocznią od problemów realnego życia przywracającą zagubione myśli do właściwego poziomu, pozwala się pokazać i wystawić na ocenę innych czytelników i pisarzy, jest podstawą ciągłego doskonalenia się.

8. Gdybyś miał/a możliwość wydania książki, jaka by ona była? 

Taki pomysł jest, tekst pisze się od dość dawna, więc pozwolę sobie nie odpowiedzieć na to pytanie J

9. Gdybyś miał/a możliwość bycia sławną osobą, kim byś był/a? 

Kariera pisarska! – tak poproszę <3

10. Gdybyś wiedział/a, że Twoich bliskich czeka śmierć, a Ty miałbyś/abyś możliwość dalszego życia, wybrałbyś/abyś śmierć wraz z nimi, czy dalsze życie? Dlaczego?

Miałbym układać sobie życie od zera? Brzmi jak totalna desperacja. Wolę być i zniknąć z tymi, którzy są dla mnie ważni. Przyzwyczajam się do ludzi i zwyczajnie bym tego nie ogarnął a życie na psychotropach to nie życie.

11. Czy sądzisz, że jesteś dobrym człowiekiem? Dlaczego? 

Dla mnie nie istnieje współczesne pojęcie dobrego człowieka, brzmi ono zbyt „wybielono” i nie ma przełożenia na realia czasów współczesnych. Tak można określać postacie w książkach znając je ze wszystkich perspektyw dzięki wylewności autora. Ja wierzę w neutralność (czytaj równowagę) i jak każdy mam swoje za uszami. Grunt to zachować zdrowy umiar by nie szkodzić sobie ani innym.

Odpowiedziałem,a teraz słodkie nominacje dla:

La Luny z Narysuj Perfekcję - http://zycie-gabriela.blogspot.com/


Myślę, że tyle starczy na jeden raz :)

A teraz pytania dla powyższych blogów:

  1. Smoki, magia, rycerze czy wampiry i wilkołaki, czyli stara czy nowa fantastyka? Dlaczego?
  2. Jakie wartości są dla Ciebie ważne w życiu?
  3. Tolerancja względem orientacji czy jej brak? Uzasadnij
  4. Czy lubisz teksty (fanowskie) pisane w systemie postać x czytelnik? Co o tym sądzisz.
  5. Współczesne postaci typu” Mary Sue” w książkach? Dostrzegasz obecność?
  6. Większa grupa koleżeńska czy bliskie, wąskie grono przyjaciół? Pytanie dotyczy kontaktów bezpośrednich a nie FB itd.
  7. Mając możliwość wejścia do książki i zajęcia miejsca jednej z postaci, na kogo postawisz i z jakiej pozycji. Zakładając, że koniec książki nie zakończy twojego pobytu w niej ani życia tylko wszystko będzie toczyło się dalej.
  8. Heroiczna śmierć czy życie tchórza?
  9. Kobieta gracz – gra tylko w simsy?
  10. Ulubiony bohater Marvela i uzasadnienie jego wyboru.
  11. Zdarzyło Ci się przeczytać w całości książkę, która miała więcej niż 500 stron? Ciekawi mnie autor i tytuł oraz ogólne wrażenia.

wtorek, 6 stycznia 2015

Kartka z kalendarza nr. 1 - Ethan W


Jestem Ethan, niedawno zostałem pełnoletnim członkiem rodzinnej farmy. Mieszkam w małej wiosce. Do kolejnej wioski jest 20 km w jedną stronę, do miasta wielokrotnie więcej. Mieszkam na tzw. farmie z rodzicami, matka robi poduszki z pierza, obrusy, a w wolnych chwilach zajmuje się haftowaniem, ojciec pracuje na roli, a moja działka obowiązków dotyczy krówek, czyli dojenia, wyrobu masła i sera oraz ich pełnego oporządzania.
Pobudka o świcie, nawet wcześniej niż kury u sąsiada za płotem. W zasadzie jest jeszcze ciemno. Ziewam przeciągle i wstaje bez trudu. Codziennie wstaję o takiej porze w zasadzie odkąd skończyłem szkołę, co nie było wybitnym osiągnięciem. Mając podstawowe wykształcenie złapałem pracę jako freelancer w miejscowej gazetce, a pisane tam drobne i drobniejsze teksty na różne tematy pozwoliły mi całkiem ładnie sobie dorobić.
Wyszedłem w piżamie do kuchni by postawić wodę na gazie. Pierw zrobię co mam zrobić a potem się umyję. Tak się akurat składa, że moja część pracy jest dość brudna, bo krasule nie przepadają za czystością w swoich boksach, a przy dojeniu… no cóż jest to brudna robota jakby nie patrzeć, taka bestia nawet w przypływie miłości po macanku może cię oblizać tym swoim jęzorem. Tak wygląda moja rutyna. Podstawowe obowiązki mleczno – czteronogie kończę koło godziny 11. Właśnie wtedy przychodzi listonosz z pocztą. Czekam na niego już drugi tydzień. Złożyłem kilka próśb w kilka miejsc i po blisko dwóch miesiącach w końcu się doczekałem. Listonosz miał dla mnie dwa listy i pokaźna paczkę.
- Jutro przyjdzie facet założyć u mnie internet – przekazałem mamie informację przy śniadaniu kiedy ja pochylałem się nad kromką chleba z powidłami a ona nad drobniutką zasłoną którą robiła na szydełku.
- Interty? – powtórzyła patrząc na mnie z uniesionymi brwiami.
- Internet – poprawiłem ją cierpliwie – Dziś też przyjechał laptop którego zamówiłem – dodałem z zadowoleniem.
- Trwonisz pieniądze dziecko – mama pokiwała z dezaprobata głową. Ani ona ani ojciec nie rozumieli mojego popędu do światowej sieci. Chciałem wiedzieć w końcu co dzieje się na świecie.
- To będzie moje okno na świat – przypomniałem jeden z terminów, które brzmiały mądrze i zazwyczaj robiły mądre wrażenie na prostych ludziach. – Poza tym to mi ułatwi pracę. Wiesz ile marnuje się papieru na tej twojej piekielnej maszynie do pisania.
- Ethan! – matka oburzyła się – Nie bądź niewdzięczny dziecko – strofowała mnie jak zazwyczaj.
- Dobrze, dobrze przepraszam – bąknąłem dla świętego spokoju, ale wiedziałem swoje.
Tej nocy nie mogłem spać. Czekałem aż przyjdzie facet od internetu. Bez sieci mój nowy laptop był bezużyteczny, mogłem tylko układać pasjansa co szło mi coraz lepiej nawiasem mówiąc. Rozmyślałem, co będę robić jak tylko zostanę podłączony. Nagle zawibrowała moja komórka, stara cegła z klawiszami i jednokolorowym wyświetlaczem. Dostałem sms od koleżanki która mieszka kilka domów dalej. Odczytałem tekst i zaczerwieniły mi się policzki. Treść brzmiała tak, cytując: „Cześć Ethan, masz ochotę na zabawę w doktora? Jestem mokra na samą myśl o tobie.  P.S. Czekam, wejdź oknem. Angie”
Fakt faktem, na potańcówkach zdarzało mi się kończyć z dziewczynami… jakby to ująć… małymi sam na sam.  Niektóre panny były bardziej chętne do zapoznawana się zemną w bardziej dosadny sposób. Nie narzekam bo sex to sex. Dziewczyny mają kilka fajnych rzeczy, mnie zawsze intrygowały te ich cycki takie miękkie i fajne w dotyku, poza tym zagadką też zawsze jest to jak one pachną i to całe. Jako kochanek musiałem się sprawować całkiem dobrze skoro cały czas miałem branie, jednak czułem gdzieś w podbrzuszu, że to inna część ich ciała powinna mnie kręcić, a ta akurat nie była dla mnie zbyt interesująca. Mój kumpel Marcus, który sypia z facetami z upodobaniem się zemnie nabijał, że może też wolę facetów tylko na chama się prostuję. Ja tak tego nie widziałem, w sumie się wcale nad tym jakoś nie zastanawiałem. Zostałem zaproszony na małe te ta te i nie wypada kazać na siebie kobiecie czekać.
Wróciłem nad ranem spełniwszy swoje męskie zadanie i było dobrze, ale mam wrażenie, że coś mnie omija. W każdym razie oporządziłem łaciate wcześniej niż zazwyczaj i koło 10 już jak na szpilkach, czekałem na pana od internetu. Facet zjawił się krótko po tym jak rozsiadłem się w kuchni z laptopem by ułożyć kolejnego pasjansa z lepszym czasem, mój rekord to 3,3 minuty i byłem coraz lepszy.
Instalator był dorosłym facetem o sflaczałym wyglądzie ale sądząc po tym w jaki sposób podłączał wszystko był profesjonalistą. O 15 kiedy wszystko było gotowe, zamknąłem za mężczyzną  drzwi i ulokowałem się u siebie w pokoju na łóżku. Oto była pora bym otworzył się na świat. Dobrze ponad godzinę zajęło mi ogarnięcie co jest co i jak obsłużyć przeglądarkę o wdzięcznie brzmiącej nazwie Google. Wybrałem stronę z wiadomościami i długo chłonąłem najnowsze wieści, moja przygoda zakończyła się z twarzą na klawiaturze laptopa, który rozładował się do rana nim się obudziłem.
Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po otworzeniu oczu było podłączenie sprzętu do ładowania. Następnie musiałem zająć się swoimi obowiązkami… zapomniałem wczoraj wydoić łaciata mućkę i była na mnie mocno obrażona. Musiałem jej dać podwójną porcję kończyny by raczyła dać się wydoić. Przy śniadaniu ojciec zaszczycił nas swoja obecnością. Zazwyczaj był na roli nim wstałem i wracał jak już spałem. Mama siedziała w ciszy, która ciążyła a to oznaczało, że wymienili kilka nie miłych zdań. Usiadłem przy stole i nalałem sobie mleka czekając na serię zarzutów, które będę musiał zaraz odeprzeć. Ojciec tylko tak ze mną rozmawiał, zawsze miał jakiś problem. Odchrząknął, więc na niego spojrzałem i to był standardowy początek a potem potoczyło się mniej standardowo.
- Matka mówiła, że masz te Internety – zaczął krótko.
- No, tak wczoraj był facet i go podłączył – potwierdziłem bez wdawania się w szczegóły. Ostatecznie oni nie wiedzieli ile wydałem na laptopa a znając ich zaraz przeliczyli by go na krowy.
- Mógłbyś zobaczyć w tych internetach gdzie jeszcze można by sprzedać nasze produkty, ostatnio zostaje nam dużo więcej niż powinno – ojciec na chwilę zawiesił głos – zwłaszcza koronek i sera – dodał oskarżycielsko.
Zmarszczyłem brwi, kolejny atak na mnie i mamę? – To nie nasza wina, że bardziej pospolite produkty lepiej schodzą. – odparowałem najdelikatniej jak się dało. Ten facet mnie drażnił, wieczne obiekcje. Co za filozofia w tym, że od ręki schodzą ziemniaki czy pomidory?
- Nie pytam cię o zdanie szczeniaku – ojciec zmarszczył brwi, uwielbiał traktować mnie z góry – Zawsze możesz znaleźć sobie bogatszą żonę i mądrzejszą od ciebie, która pozwoli ci dalej bawić się w te swoje zabawy z gazetką – odpowiedział oschle, ale nie spodziewał się tego co właśnie miałem zamiar mu odpowiedzieć.
- Z tym może być problem bo podejrzewam, że wolę penisy – wypaliłem wstając od stołu. Oboje wybałuszyli na mnie oczy. Matka z przestrachem a ojciec z rosnącą furią.
- Zaraz zobaczę co tam ze sprzedażą – rzuciłem na odchodnym.
            Zamknąłem za sobą drzwi pokoju i odetchnąłem głęboko. Zaraz ktoś mógł mi tu wpaść z awanturą co zdarzało się wielokrotnie, ale nie miało to dla mnie teraz znaczenia. Ojciec działał mi na nerwy już od dawna nie okazując szacunku ani mnie ani nawet mamie. Nagrabił sobie.
Odpaliłem komputer i wszedłem w internet pokopałem i znalazłem kilka możliwości. Sam się dziwiłem jak szybko zdołałem opanować tak zagmatwane zagadnienie jak wirtualny świat. Mogłem wystawić produkty na aukcji internetowa, sprzedać je do sklepów… to by mnie urządzało. Już zapisywałem stronę kiedy wyskoczyła mi reklama, już miałem ją zamknąć, ale wiedziony ciekawością przeczytałem ofertę.
- Targ jutro od wczesnego ranka z wolnym wstępem… mógłbym pojechać i zobaczyć czy coś się sprzeda… tu są dane lokalizacji – spisałem adres pod którym odbywał się targ. Sprawdziłem też w sieci jak się dostać do tej konkretnej wioski i to jakoś bardzo mi nie przypadło do gustu – Choroba to kawał drogi… będę musiał wstać o 3 by przed 4 wyjechać… to na 7 będę na miejscu – od razu odechciało mi się zabierania za tą sprawę, ale nie było odwrotu bo inaczej czekał mnie lincz.
Nie zszedłem na obiad i dopiero przy kolacji spotkałem się z mamą. Ojca jak zawsze nie było. Matula była nie zadowolona z tego co powiedziałem rano, ale za to pochwalała mój plan z wyruszeniem na targ kolejnego ranka. Zdecydowaliśmy, że zabiorę tylko nasze produkty sery, mleko i wyroby mamy. Ojcu pójdzie w pięty i będziemy triumfować jeśli wszystko zejdzie a ja miałem zamiar uczynić wszystko co w mojej mocy by tak się stało.
Nazajutrz wstałem zgodnie z planem, zjadłem syte śniadanie. Osiodłałem konia i obwiesiłem go tobołkami z rzeczami na sprzedaż. Wyruszyłem zgodnie z przewidywaniami i nawet zgodnie z nimi pobłądziłem i gdyby nie ludzie których wielokrotnie pytałem o drogę nie dotarłbym tam wcale.
Na targu znalazłem kupców na wszystkie produkty ale zajęło mi to znacznie dłużej niż wcześniej myślałem, w efekcie wracałem do domy w zupełnych ciemnościach. Jak poruszają się bohaterowie w książkach skoro tu nic nie widać? Zastanawiałem się pozwalając by koń mnie niósł, on najwyraźniej wiedział jak się kierować bo nie wpadliśmy na żadne drzewo ani nic z tych rzeczy. Tak myślałem aż w pewnym momencie wyrwałem się z drzemki czując charakterystyczny podmuch na sobie. Mogło to być tylko jedno, spadałem w dół z dużej wysokości… To tak skończy się moje życie? Bez pewności w orientacji, bez stałej pary, bez pokazania ojcu, że jednak tez jestem coś wart… nawet nie będę wiedzieć co mnie trafiło…
Jednak wpadłem w cos miękkiego i straszliwie wonnego, nie mogłem się wydostać. Drobinki słomiane naleciały mi do nosa i gardła, wpijały się w ciało między łączeniami ubrań. Rozkaszlałam się a potem odleciałem otumaniony mocnym zapachem.
            Obudziłem się kiedy przestało się trząść to w czym jechałem. Usłyszałem kroki a potem koło nogi świsnęły mi ostre widły. Oprzytomniałem natychmiast.
- Ej! Pomocy! – zawołałem bo stanowczo nie chciałem dać się nadziać na żelastwo.
Wóz ugiął się i ktoś rozgarnął siano i w końcu zobaczyłem swojego wybawcę. Był nim krótkowłosy blondyn  o niebieskich oczach i zawadiacko zawiązanej na szyi czerwonej chuście. Poza tym był ubrany typowo w białą pobrudzona koszulkę i jeansy. Był równie zdziwiony jak ja.
- Mogłem zrobić ci krzywdę – powiedział blondyn chłodnym, zmęczonym głosem w którym pobrzmiewała nutka zaciekawienia.
- Wiem fajnie, że usłyszałeś moje wołanie. Pomożesz? – wyciągnąłem rękę, chciałem by pomógł mi wstać bo nie mogłem się wygramolić z siana. Mężczyzna miał silny chwyt i jednym pociągnięciem wydobył mnie z pułapki.
- Dzięki – ładnie podziękowałem – Gdzie jesteśmy i kim jesteś? Która godzina?
- To ja jestem uprawniony do zadawania pytań, jesteś na moim terenie – sprostował mężczyzna oczekując wyjaśnień.
- Jestem Ethan, byłem na targu i wracając w nocy musiał mnie koń zrzucić na twoje siano? – wydedukowałem a rozmówca zmierzył mnie krytycznym spojrzeniem.
- Co to za brednie?
- To nie brednie tylko dedukcja – bąknąłem oburzony – Masz lepsze wyjaśnienie? – dodałem zaczepnie bo co on sobie myślał? Jak taki mądry to niech sam powie skąd się tu wziąłem.
- Jestem Rafael – przedstawił się łaskawie – Pomożesz mi rano zrzucić to siano, skoro przyjechałeś na gapę – zarządził.
- A mogę przenocować? Zgaduję, że do domu daleko – westchnąłem.
- To jest wieś pod lasem – powiedział Rafi patrząc na mnie badawczo.
- No to jest kawał drogi… głupi koń… - jęknąłem bo właśnie odkryłem szalenie błyskotliwie, że jestem zdany na łaskę i nie łaskę tego obcego faceta – Cudownie – dodałem jeszcze bez motywacji.
- Niema wyjścia musisz zostać – zawyrokował starszy mężczyzna – Pod warunkiem, że pomożesz zrzucić siano, ostatecznie przyjechałeś na gapę – czego nie dało się ukryć i nie wiedziałem, po diabła o tym wspominał.
- Wiadomo – bąknąłem bez przekonania.
- No dobra, chodź zemną – Rafael poprowadził mnie do wnętrza chaty. Nie  była ona wielka, miała metraż standardowego M4, tak popularnego w miastach. Wyposażenie było typowe dla naszego wiejskiego rejonu. Drewno wszędzie, motywy roślin i zwierząt modne jakieś dwa sezony wstecz. Jedna rzecz rzuciła mi się w oczy natychmiast. Widać było, że mieszka, a raczej pomieszkuje tu okazjonalnie jedna osoba. Nasunęło mi się pytanie „dlaczego?” W świetle lamp w kuchni mogłem ocenić mojego „dobroczyńcę”. Rafael był wysokim mężczyzną z kwadratową, dobrze zarysowaną szczęką i wyrazem twarzy zupełnego sztywniaka, jednak nie dało się zaprzeczyć, że roztaczał wokół siebie tajemniczą chłodną aurę. Zaintrygował mnie jako towarzysz.
- Mieszkasz sam? – zagadnąłem siedząc już przy stole kiedy on szykował strawę dla nas.
- Skąd takie przypuszczenie? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- To widać – czemu miałbym bardziej konkretyzować skoro sam odpowiadał mi pół słówkami?
Rafael krzątał się szykując dla nas posiłek, co okazał się być bliżej nie określonego gatunku breją o mdłym absolutnie nie apetycznym zapachu/
- Nie gotujesz – podsumowałem, bo nie było mowy o pomyłce a mężczyzna puścił mi lodowate spojrzenie, aż mi kolano przymarzło.
- Za dużo gadasz – warknął nabierając mazistą zupę i biorąc łyżkę do ust. Najwyraźniej był przyzwyczajony.
- Co to właściwie jest? – dociekałem bo nie uśmiechało mi się jedzenie tego.
- Przestań mielić ozorem, jedz i trzeba się kłaść. Wstajemy o 4 skoro trzeba cię odesłać – wyliczył bezpardonowo blondyn.
- Zawsze jesteś taki niemiły? – przegiął normalnie – Jestem gościem jakby nie patrzeć…
- Jesteś intruzem, który przyjechał na gapę, jakby nie patrzeć – odbąknął z nad zupy której już mocno ubyło w przeciwieństwie do mojej porcji.
Byłem szczerze oburzony, już otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale nagle wpadła mi do gardła łyżka z posiłkową breją. Musiałem pogryźć i przełknąć to co zostało mi „dane” tak niespodziewanie – Ej to kukurydza! – lubiłem kukurydzę, choć nigdy w takiej postaci jej nie jadłem. Resztę spałaszowałem ze smakiem bez słowa i nawet wylizałem talerz.
Kąpiel też była szybka w bali z chłodnawą wodą, ale zaskoczeniem była opcja spoczynkowa.
- Jedno łóżko – byłem zmieszany, dobrze że było przyciemnione światło i mój rumieniec i zażenowanie zostało ukryte.
- No i? Możesz spać na podłodze, ale nie mam żadnego innego ciepłego okrycia by ci dać – powiedział zakładając przez głowę górę z pidżamy. Ja dla odmiany miałem na sobie miękki szlafrok i za duże spodnie z gryzącego materiału.
- Poważnie? Nie miewasz tu gości? – dopytywałem, szukając innej opcji.
- Dobranoc – po tych słowach Rafael zgasił światło i położył się do łóżka zostawiając mi „wybór”. Dłuższą chwilę siedziałem w fotelu szczerze oburzony postawą mężczyzny. Jak tak można? No jak? Przecież tak się nie robi tak? Moja frustracja rosła a z drugiej strony było mi coraz bardziej zimno. Po dobrej godzinie, zupełnie wymarznięty wsunąłem się pod pościel do łóżka obcego faceta. Leżałem jak na szpilkach kontrolując każdy ewentualny ruch ze strony Rafaela, ale on najwyraźniej uznał mnie za zupełnie nieszkodliwego i spokojnie odpłynął w świat snów. Mnie się to udało dopiero kiedy upewniłem się, że on śpi.
            Otworzyłem oczy bladym świtem, który nie bardzo miał chęć się zjawić. Rafael już był na nogach i krzątał się gdzieś w innym pomieszczeniu. Stukot naczyń mówił mi, że jest on w kuchni. Szybko stwierdziłem, że ze mną wszystko jest w porządku i mój towarzysz nić nie „próbował”. Nie wiem skąd myśl, że mógłby mi coś zrobić. Za sztywny jest na takie akcje…
Po śniadaniu zgodnie z umową pomogłem zrzucić siano. Spociłem się trochę i koszulką wytarłem spocone czoło.
- No proszę, masz nie złą kondycję – to był komplement od Rafaela.
- Dzięki, ale nie ma w tym nic dziwnego tez pracuje fizycznie – odpowiedziałem skromnie patrząc z zainteresowaniem jak on ściąga swoją koszulkę. Teraz dopiero było widać dobrze zarysowane mięśnie na jego torsie i brzuchu.
- Co tak patrzysz? – odłożył koszulkę na bok i rozprostował ramiona.
- Zazdroszczę ci tego kaloryfera na brzuchu – przyznałem szczerze, zawsze o nim marzyłem ale nie miałem predyspozycji. Mężczyzna zaśmiał się – Może za mało pracujesz? – podpuścił mnie i już miałem sparować zaczepkę, kiedy nagle zostałem pchnięty i wpadłem na Rafaela i z nim na siano. Kiedy podniosłem głowę zobaczyłem klacz, która przeszła obok nas i zaczęła wyjadać złoty smakołyk. Kolejne spojrzenie padło na Rafaela, który patrzył na mnie z zainteresowaniem.
- Myślałem, że na mnie nie lecisz – powiedział na co ja zrobiłem wielkie oczy. Oto pierwszy otwarty gejowski podryw w moim życiu.
- No ja…. Em…. Właściwie to nie wiem – przyznałem a on mnie pocałował. Jego ramiona zamknęły moją talię a potem… no cóż pierwszy raz zrobił mi coś co sprawiło, że często budziliśmy się w swoich ramionach w pomieszczeniu z wonią gorącej namiętności.
Od tego czasu „to” był mój ukochany sport. No i jeszcze wyjaśniła się kwestia mojej orientacji… Cholerny Marcus i jego wyroki.