Uwaga!

Blog zawiera treści nie odpowiednie dla osób małoletnich i homofobów. Jeśli jesteś taką osoba, opuść to miejsce.
Wchodzisz i czytasz na własną odpowiedzialność.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 11 - Randewu

Na wstępie chce przeprosić, że tak długo musieliście czekać na notę. W ostatnim czasie sporo się u mnie działo i nie było czasu by napisać rozdział. Postaram się by teraz wszystko wróciło do normy i rozdziały pojawiały się systematycznie - min. raz w miesiącu.

Teraz zapraszam do rozdziału :)

            Odkąd pamiętam zawsze uczono mnie, że kiedy powie się „A” trzeba powiedzieć „B” i całą resztę. Sam spowodowałem tą dziwną sytuację przez swoją nie uwagę i musiałem teraz jakoś ją ogarnąć tak by to wszystko miało ręce i nogi. Mieszkając w końcu w mieście robiłem, co mogłem by nie wyjść na niewychowanego, nieogarniętego, wsioka.
Z taką myślą przewodnią postanowiłem zgooglować moją przyszłą randkę by nie strzelić gafy i wiedzieć przy okazji, z kim właściwie będę miał do czynienia. Ostatecznie istniała możliwość, że anielski wygląd Minta, może być dobrą przykrywką dla diabolicznego charakterku lub czegoś gorszego... Zwiad rozpocząłem od przejrzenia jego profilu, na którym się spotkaliśmy i nie znalazłem tam nic szczególnego. Mint powiedział tam o sobie niezbędne minimum, co było podejrzane skoro szukał „znajomości”. Następnie wyszukałem go na portalu społecznościowym, którego nazwy nie pamiętam, ale skrótem są jakieś dwie litery. W każdym razie i tam blondyn był Mintem i choć informacje były skromne i w większości przewidziane dla znajomych, to na samym profilu był ciągły ruch. Chłopak wrzucał zdjęcia, udostępniał te od znajomych a ci oznaczali go na własnych wrzutach. Ponadto pod większością toczyły się już konkretniejsze dyskusje. Mint miał tu ponad dwie setki znajomych, ale z rozmów wynikało, że zna ich bardzo dobrze a być może nawet osobiście?
- Kto by pomyślał, że to taki towarzyski chłopak? – Pokiwałem głową oglądając zdjęcia opisane, jako album sesji wakacji z zeszłego roku, które spędzał z towarzystwem na Hawajach. Uśmiechnąłem się zatrzymując na dłużej na zdjęciu gdzie był razem z pannami w spódnicy z trawy i w girlandach kolorowych kwiatów na szyi. Większość jego znajomych z reala była kobietami, choć faceci, raczej mało atrakcyjni, też się przewijali. Jest rasowym gejem, gdzieś kiedyś przeczytałem, że tacy jak my wolą się otaczać babkami, bo to teren bezpieczny… nie wiem jak się to ma do mojej zażyłości z Marcusem, no, ale cóż. Choć nie powiem laski też są super, biusty – uwielbiam <3
A wracając do tego co miałem przed oczami. Przez dobre dwie godziny buszowałem w necie poszukując informacji o Mincie, które mogłyby mi się przydać. Po zakończeniu poszukiwań nie byłem dużo bogatszy w wiedzę, bo zaledwie potwierdziło się to, z czym się nie krył. Mint był, stonowanym, inteligentnym i niesamowicie atrakcyjnym blondynem o cudownych oczach. W obyciu musiał być w porządku skoro ludzie do niego lgnęli, a w takim układzie nasuwało się jedno intrygujące pytanie: czemu taki ideał jest stanu wolnego? To pytanie odbijało mi się pod czachą i nakręcało ciekawość. Musiałem się tego dowiedzieć.
          Przyszła pora by się szykować do spotkania z tajemniczym blondasem. Wykąpałem się dokładnie z użyciem żelu o zapachu drzewa sandałowego. Wysuszyłem włosy ręcznikiem i darowałem sobie suszarkę by nie wyglądać jak totalny rozczochraniec, swoją drogą musiałbym przyciąć włosy… Trawnik tez postanowiłem odpowiednio „dopieścić”, bo nigdy nic nie wiadomo, co nastąpi dalej.
          Następnie przyszła pora na wybranie odpowiedniego stroju. Pierw skompletowałem jeden ze standardowych zestawów i ze zgrozą stwierdziłem, że jest on stanowczo zbyt zbliżony do tego, w czym nosił się blondyn. Desperacko potrzebowałem zestawu, w którym będę wyglądać bardziej męsko. Nie było wątpliwości, że z naszej dwójki to ja musiałem wyglądać na twardziela. Inaczej zwyczajnie się nie dało. Wywaliłem wszystkie ciuchy z szafy, były tak pomięte, że to, co wybiorę będzie wymagało prasowania, jednak to nie miało znaczenia, bo byłem szczęśliwym posiadaczem żelazka a deska konieczna nie była. Parę rzeczy odrzuciłem na wstępie z powodu materiału, koloru lub starego fasonu. Po takiej kontroli pula wyboru została już bardziej do ogarnięcia.
- No, to teraz prasowanko – zadecydowałem rozglądając się po pomieszczeniu. Blat i jakiś materiał na podkładkę i będzie git – ostatecznie padło na kuchenny blat i jeden z czystych ręczników. Sekcja prasowania przebiegało gorzej niż się spodziewałem. Nie byłem z tą czynnością na bakier, a jak na złość ciągle pojawiały się nowe zagięcia.
- Co jest do diaska? Nie mam czasuuuuu – złościłem się, bo faktycznie zaczynało mnie naglić. Po kolejnym kwadransie walki miałem już wyprasowane wszystko poza koszulką, która musiała zaczekać, bo aż się zgrzałem z wrażenia. Poszedłem nalać sobie wody a kiedy piłem ze szklanki poczułem smród spalenizny. Żelazko leżało na mojej koszulce, która dymiła się już majestatycznie. Rzuciłem się jej na ratunek, ale już było za późno, piękne i bardzo męskie logo zniknęło pod ciemnym odciskiem rozgrzanego żelazka, nie wspominając o gryzącym zapachu spalenizny.
- Nie, nie, nieeeeeee!!! X_X – wyrwałem z gniazdka kabel żelazka i położyłem je na kuchence gdzie nie mogło wyrządzić dalszych szkód. Nie miałem już czasu na nic. Ubrałem wszystko poza koszulką i w jej miejsce wybierając inny zamiennik w kolorze nocnego nieba.
          Odstawiony wyleciałem z mieszkania i podążyłem na miejsce spotkania, czyli do lodziarni opodal rynku. Mimo dwuznaczności lokacji nie miałem w zamiarze niczego niegrzecznego. Chłopak był ładny, ale ja preferuję bardziej męskich.
          Kiedy dotarłem do lodziarni nie było jeszcze Minta.
- Może mnie wystawił? Pewnie takich zaproszeń ma masę i nie musi zjawiać się na wszystkich? – Zacząłem się nad tym zastanawiać, kiedy czekałem tam już dobre 5 minut. – Jestem kolejnym naiwniakiem? – Pomyślałem szczerze zaskoczony, bo przecież nie zasłużyłem na to. Co z tego, że to spotkanie zostało umówione przez przypadek? – z buntowniczych myśli wyrwał mnie nagłe pojawienie się blondyna.
- Przepraszam za spóźnienie, nie mogłem znaleźć kluczy z mieszkania – przyznał z rumianymi policzkami, które wskazywały na to, że faktycznie mówi prawdę.
- Nie szkodzi – odpowiedziałem grzecznie przyglądając się nowemu znajomemu–Cieszę się, że dotarłeś jednak – dodałem.
- Nie wystawiam ludzi, jeśli nie chce się spotkać to odmawiam – odpowiedź, choć dość zaskakująca brzmiała całkiem szczerze i po niej usadowił się na sąsiednim krześle.
- To bardzo fair, tak sądzę… – stwierdziłem nie przestając się uśmiechać.
Mint wyglądał na rozbawionego moją reakcją – Nie wierzysz, że tak jest? – zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- Nie w tym rzecz – musiałem przyznać, choć nie bardzo wiedziałem jak wyjaśnić to, co miałem na myśli, musiałem jednak spróbować – W sieci spotyka się różne osoby i jest to teren neutralny niejako, klawiatura przyjmie wszystko, a to, co robi się faktycznie może znacznie odbiegać od tego, co wynika z rozmów w sieci. Realia są jasne dopiero, kiedy kogoś się pozna a nie tylko zobaczy „na kawie” – wyrzuciłem z siebie to, co myślałem i natychmiast pożałowałem, że nie ugryzłem się w język gdzieś w połowie wypowiedzi.
-, Czyli musisz mnie poznać lepiej by wiedzieć, że nie jestem jednym z tych ściemniaczy z sieci? – Wyłapał bezbłędnie i uniósł wyzywającą jasną brew. Wcale nie wydawał się zniesmaczony tym, co usłyszał.
- Emmmm… można tak to ująć. Nie chciałem nikogo urazić, ale wiesz… - zacząłem mając w zamiarze obronę.
- Spokojnie, rozumiem – zapewnił – Naprawdę masz na imię Ethan? – zapytał zmieniając niewygodny dla mnie temat.
- Owszem – potwierdziłem – Natomiast zdaje się, że Ty miętą nie jesteś? – zażartowałem dość drętwo, jednak Mint trzymał poziom znacznie lepiej niż ja.
Blondyn zaśmiał się rozbawiony i był to bardzo miły dla oka obraz. Niesforny, jasny kosmyk spadł mu na czoło, skąd wdzięcznym ruchem go zagarnął. Jego śmiech brzmiał jak karmelki wrzucane do kryształowego słoiczka.
- Ano, nie – potwierdził z uśmiechem – Mam na imię Victor – przedstawił się.
- Ładne imię – pokiwałem głową, pierwszy raz poznałem kogoś o takim imieniu.
- Dziękuję – odpowiedział grzecznościową formułką – To, co z tymi lodami?
- Nie zamawiałem, nie chciałem strzelić gafy na wstępie, ale skoro już jesteś… - machnąłem dłonią na obsługę i przyniesiono nam menu lokalu.
Każdy z nas zagłębił się w treści karty. Ciekaw byłem czy weźmie te lody z czekoladą i miętą. Coraz bardziej byłem ciekaw skąd wziął się jego nick. Trochę byłem zawiedziony, kiedy zamówił „bananową rozkosz”. Sam wybrałem mniej sugestywny zestaw o nazwie „rajski ptak”. Czekając na zamówienie gawędziliśmy o różnych rzeczach. Kiedy nasze lody dotarły nie mogłem oderwać wzroku od blondyna. Sposób, w jaki kosztował smaki, obracał łyżeczkę i brał ją do ust był tak niesamowicie kuszący. Czule muskał ustami zimną słodycz i zlizywał topniejące krople. Do tej pory nie wiedziałem, że można sexownie jeść lody, cóż Mint to potrafił i od tego widoku zrobiło mi się gorąco. Victor opowiedział o sobie, a ja, co nieco o sobie, musiało wyjść dość tajemniczo, choć ja raczej wolałem nie mówić za wiele o tym skąd pochodzę i wszystkim, „co zostało” na wsi. Zwyczajnie wstydziłem się swojej przeszłości i dawnego życia. Natomiast blondyn opowiadał z przejęciem o swoim życiu. Victor skończył szkołę medyczną i obrał kierunek na stanowisko lekarskie, to było godne podziwu i nie omieszkałem tego wyrazić. Poza tym ładnie rysował, co wyłapałem, kiedy w trakcie jednej ze swoich opowieści narysował na papierowej chusteczce kota śpiącego na poduszce.
- … ładny kotek – zagadnąłem wybijając rozmówcę ze skupienia na swojej opowieści.
- Em wybacz, musze mieć czymś ręce zajęte – wyznał rumieniąc się.
- Aha… no ok – pokiwałem głową, choć wyglądało to trochę jakby musiał zająć się czymś z nudów. Poczułem się nie swojo, ale postanowiłem trzymać klasę i rozejść się z blondynem w miłej atmosferze nawet, jeśli więcej się nie zobaczymy.  Musiałem pociągnąć inny temat, bo blondyn się wycofał.
- Mówiłeś, że już wcześniej umawiałeś się przez sieć? – Rzuciłem pytanie niby od niechcenia.
- Tak, bywało różnie – Viktor zaczął się rozluźniać, czyżby aż tak było mu wstyd za rysunek? Z czasem atmosfera na powrót się ociepliła i nabrała swobody. Nawet polecił mi jedną z książek, którą czytał ostatnio. Podobno świetna i warta zaliczenia pozycja, więc odnotowałem w pamięci tytuł, który faktycznie brzmiał interesująco. Musiałem przyznać, że Victor mnie oczarował swoją osobą, piękny, inteligentny, niesamowicie charyzmatyczny i z całą pewnością miał w sobie „to coś”, choć nie był wcale idealny, był zwyczajnym facetem. Wymieniliśmy się numerami z zamiarem utrzymania naszej znajomości, która zapowiadała się obiecująco. Byłem mile zaskoczony tym, że nie było żadnej wzmianki o sexie ani przygodnym sexie, wyglądało na to, że faktycznie wcale nie chodziło o jedno.
          Odprowadziłem blondyna do domu, cała drogę trzymał mnie pod ramię i było to całkiem miłe, taka bliskość ładnego mężczyzny, tak bardzo odbiegającego od tego, co było mi dane do tej pory. Zachowywał się zupełnie swobodnie, puściły wszelkie lody, jakie były między nami.
- To tutaj mieszkam – odłączył się ode mnie stając tyłem do drzwi, które prowadziły do jego kamienicy.
- Ładna okolica – wypaliłem z rozbrajającym uśmiechem, – Więc dotarłeś cały i zdrowy - dodałem.
- Może wstąpisz? Napijemy się czegoś mocniejszego? – Zaproponował układając jedną dłoń na biodrze – A rano zrobię Ci śniadanie? – Dodał śledząc z uśmieszkiem wyraz mojej twarzy. Przyznam, że tym pytaniem wybił mnie z rytmu, oferta „ze śniadaniem” oznaczała jedno…
- Hmmm… - musiałem to dobrze rozegrać – Wydaje mi się, że wystarczy tych dobroci na jeden dzień. Będziesz miał powody by umówić się zemną ponownie – odpowiedziałem z szerokim uśmiechem.
- Jak chcesz – Victor nie zdradzał po sobie nic – Zatem dobranoc – i zniknął za drzwiami a ja odetchnąłem z ulgą.
Właśnie odmówiłem świetnego sexu z boskim chłopakiem… co ja sobie myślałem?!
          Ochłonąłem idąc do siebie. Wiedziałem, że dobrze zrobiłem odmawiając pozostania u blondyna. Szanowałem go i podobał mi się, nie chciałem by był jednorazową przygodą. W domu wziąłem chłodny prysznic by moje „chęci” się uspokoiły. Po kąpieli zasiadłem przed kompem i po krótkim rozeznaniu w sprawie książki postanowiłem zamówić ją online. Przyjdzie do mnie kurierem jutro i wtedy się za nią zabiorę, jej opis tylko mnie nakręcił, choć tytuł [Geim]* wydał mi się, co najmniej dziwny z wielu powodów.


*Chodzi o faktycznie istniejącą książkę o wspomnianym tytule, która nie jest moja własnością J

7 komentarzy:

  1. Happy :) rozdział ciekawy tak jak reszta.. Bardzo zabawny. Czekam na kolejny
    Lu..Xd

    OdpowiedzUsuń
  2. NARESZCIE! Wiedziałam że troche potrwa zanim dodasz kolejny rozdział ale muszę się przyznać, że powoli zaczynałam wątpić że wogóle się pojawi. Hehs w poprzednim tak narzekał że idiota i wgl, a teraz "nie chce żeby to była jednonocna przygoda" ^ ^. Ciekawie. Czekam z utęsknieniem na następny, powodzenia przy pisaniu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam tego bloga i się zakochałam w Ethanie! <3 Kiedy kolejne rozdziały?!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero zaczęłam czytać tego bloga i wow... Podoba mi się, naprawdę. Humor bohatera, jego charakter, wygląd, tok myślenia, rozwój akcji w opowiadaniu.
    Co do rozdziału - ciesze się, że Ethan jednak zdecydował się na kolejne spotkanie z Victorem.
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział! :)

    love. ♡
    Infinity ∞

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    no ich randka nie okazała się niewypałem, tak podejrzewałam jak odchodził od prasowania tej koszuli, ze zostawił żelazko na niej....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    cudowny rozdział, ich randka nie okazała się wielkim niewypałem, miałam takie podejrzenia, że zostawił żelazko na tej koszuli....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    fantastyczny rozdział, och randka nie okazała się niewypałem, podejrzewałam, że zostawił żelazko na tej koszuli....
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń