Uwaga!

Blog zawiera treści nie odpowiednie dla osób małoletnich i homofobów. Jeśli jesteś taką osoba, opuść to miejsce.
Wchodzisz i czytasz na własną odpowiedzialność.

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 5 – medycyna pracy

            Marcus szybko się u mnie zadomowił. Ja miałem jeszcze pojedyncze dni do pierwszego dnia pracy. Musiałem koniecznie ogarnąć badania, na które skierowanie dostałem. Zostawiłem kumpla w łóżku jeszcze śpiącego. Była w końcu 6 rano, a ja musiałem się wykąpać i iść stanąć w kolejce do lekarza z medycyny pracy. Słyszałem, że tam trzeba stawić się możliwie szybko, bo są mega kolejki. Kiedy się ubrałem to jeszcze poszedłem do sypialni po zapasowe klucze tam zobaczyłem, że Marcus już zagarnął moją część łóżka i spał z otwarta paszczą śliniąc moją poduszkę.
- Zbokol, nie chce wiedzieć, co Ci się śni świntuchu… – bąknąłem ziewając. Zazdrościłem mu, bo sam tez bym jeszcze chętnie pospał.
Wyszedłem cicho by go nie budzić. Wolałem nie ryzykować, że mi wszystkie szafki przekopie, a był do tego zdolny i jeszcze zostawi po sobie totalny bajzel.
            Wyszedłem z mieszkania zostawiając Marcusowi zapasowe klucze na stole razem z liścikiem gdzie poszedłem i że ma na mnie czekać. Spodziewam się, że nie posłucha, ale w zamian liczę, że jak wrócę to przynajmniej zastanę śniadanie. Co, jak co, ale facet potrafi nieźle gotować i jego potrawy zawsze mi smakowały.
            Szedłem ulicami mijając zaspanych ludzi. Większość pędziła (zapewne) do pracy. Kilkoro było tak napranych i szli tak radosnym szlaczkiem, że najwyraźniej zabalowali wcześniejszego dnia i ich impreza skończyła się nie dawno. Ominąłem jednego takiego imprezowicza, który zatoczył się w moją stronę. Moje ruchy, choć jeszcze nie w pełni kontrolowane były bardziej sprawne niż tego delikwenta. Zaśmiałem się pod nosem.
Dotarłem w końcu do lecznicy i tam mina mi zrzedła. Lokal był jeszcze zamknięty, a już pod drzwiami stała dłuuuuuuga kolejka drzemiących pacjentów.
– Serio? – jęknąłem dobity perspektywą odstania kilku godzinek jak nie lepiej. Zaburczało mi w brzuchu jakby na znak, że mam za swoje, bo trzeba było zjeść śniadanie. Ustawiłem się za starszą panią w berecie. Przyjrzałem się jej z zaciekawieniem, bo starsza pani z uwagą przeglądała coś na tablecie. Babcia była całkiem gustownie ubrana. Miała na sobie zielony beret dobrze współgrającym z brązowym bolerkiem i kwiatową chustą. W dole była prosta nienarzucająca się spódnica koloru ciemnego brązu i buty na niewielkim obcasie na pasku. Pokiwałem głową z uznaniem i zajrzałem jej przez ramię, trochę się zdziwiłem widząc inną starszą babkę w oknie tabletu. Tamta z kolei miała jasne włosy a w nich wielkie wałki. Była nie gotowa i wyglądała jakby miała się dopiero szykować. Kobiety chwilę gadały, a potem ta w berecie obróciła się i spojrzała na mnie niezadowolona.
- Czegoś ci trzeba chłopcze? – zapytała a ja aż się skrzywiłem, bo jej głos brzmiał jak drapanie po tablicy.
- N… nie nie, nic – odparłem odwracając się od źródła hałasu.
Nie miałem chęci na dyskusję i właśnie starsza babka straciła połowę tego, co uważałem za klasę. Odetchnąłem, no byłem w ciężkim szoku. Na szczęście kolejka w końcu ruszyła się, drzwi kliniki stanęły otworem i razem z tłumem wpłynąłem do wnętrza. Hol był schludny w kolorach od kremu do bieli z nowoczesnymi meblami dość ekstrawaganckimi. Kolejka z baaardzo długiej szybko zmalała do długiej, średniej, małej aż nadeszła moja kolej w rejestracji. Pokazałem kartkę z rozpiską badań i pieczątką zleceniodawcy, czyli pracodawcy. Panienka za lada spojrzała na papier – Czy jest pan naczczo? – zapytała z lekkim, czarującym uśmiechem. Nie gustuję w babkach, ale ta była śliczna wyglądała jak chodząca cnotka.
- Tak, nie jadłem śniadania – odparłem.
- A pił pan coś? – dopytała.
- Nie, nic – zapewniłem patrząc na jej biust, był podejrzanie krągły.
- To pójdzie pan na badanie wzroku do pokoju 1, potem z wynikami na badanie krwi do 14 i na koniec na ogólne badania do 16. Po wszystkim podejdzie pan do mnie po pieczątkę – wyjaśniła piersiasta panna.
- Mhm… tyle chodzenia? No dobrze – bo i co mi zostało? Poszedłem pod wskazany pokój a tam niespodzianka, brak kolejki. Zapukałem do pokoju nr 1 i nie słysząc odpowiedzi, ani nic ze środka uchyliłem drzwi i wsadziłem głowę zaciekawiony. Nikogo nie było widać, więc wszedłem do środka, bo może lekarz poszedł do jakiejś szafki czy coś – Halo? – teraz dopiero dostrzegłem kobietę w białym kitlu siedzącą na kozetce i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że miała ona między udami głowę innej kobiety. Głupi jestem, bo zamiast zwiać i nie przeszkadzać w „numerku” stałem tam jak osioł. Kobiety po chwili dopiero mnie spostrzegły. Wtedy się ogarnąłem i odwróciłem pośpiesznie – Przepraszam… to, to ja zaczekam – i już miałem wyjść.
- Spokojnie – odparła lekarka po głębokim westchnieniu oznaczającym słodki orgazm – Już skończyłyśmy – partnerka pocałowała ją jeszcze i obie zaczęły się ubierać jakby mnie tam nie było. Byłem zupełnie zmieszany, kiedy już po kilku minutach siedziałem na krześle przed biurkiem lekarki, którą wcześniej widziałem w scenie uniesienia.
- No nie patrz tak – lekarka figlarnie zakręciła długopisem – Przecież każdy lubi sex.
Jej otwartość mnie zestresowała, a ja przecież kocham sex!
- Nie spodziewałem się zastać tu takiej scenki i to wszystko – bąknąłem nie patrząc na nią.
- Aha – zaśmiała się sięgając po dokument, który położyłem na jej biurku – Co my tu mamy. Nazywasz się Ethan i mam zrobić Ci podstawowe badanie wzroku – przemówiła.
- Chyba mam dość patrzenia na jakiś czas – wymsknęło mi się.
- Oj nie dąsaj się… - zaśmiała się słodko, aż mnie zemdliło.
Badanie było krótkie musiałem z książki odczytać z kropkowanych pól liczby a potem przeczytać wskazane litery na tablicy z jakiejś odległości zasłaniając to jedno to drugie oko. Wszystko było wzorowo i bez niczego dostałem właściwe wpisy.
Po tych jakże „obfitych” w wydarzenia badaniach udałem się do kolejnego pokoju. Pod 14 była mała kolejka i ludzie wyglądali na podekscytowanych. Może w pobieraniu krwi jest cos pobudzającego, o czym nie wiem? Zaczynałem się zastanawiać, ale zmieniłem zdanie, kiedy zobaczyłem miny ludzi wychodzących z gabinetu. Wszyscy mieli waty w miejscach gdzie było kłucie. Skrzywiłem się, bo nie przepadałem za igłami, ale w sumie nie brała mnie panika. Ostatecznie wystarczy odwrócić wzrok i pozwolić pobrać krew. Ot i cała filozofia…
Kiedy usiadłem na krześle i młoda laska przemyła mi miejsce wkłucia zacząłem wątpić. Serce zaczęło mi walić i czułem, że pocę się tu i ówdzie. Wziąłem kilka wdechów dla kurażu. Kobieta przyjrzała się uważnie mojemu przedramieniu tuż przed zgięciem, naszykowała sobie igłę i cały sprzęt. Potem zaczęło się istne piekło. Wkuła się raz i stwierdziła, że coś nie tak, bo postanowiła przesunąć igłę nie wyciągając jej – Aj – zabolało a to był dopiero początek. Potem wkłuwała się jeszcze 7 razy i trafiła w końcu za 8 razem. Miałem chęć ją udusić. Kiedy wyszedłem krew mi leciała, byłem posiniaczony ze złych trafień i wyglądało to jak u narkomana, który zdobył trochę kasy i miał porządny ciąg. Byłem wściekły i miałem ochotę łep ukręcić tej idiotce.
Kiedy dotarłem do ostatniego pokoju miałem zupełnie dość a jeszcze zaczynał głód mi doskwierać. Jakby było mi zbył lekko okazało się, że dla odmiany tu była długa kolejka. Siedziałem na jednym z wielu krzeseł i sam nie wiem, kiedy przymknąłem na chwilę oczy no i usnąłem. Obudził mnie brutalne trzaśnięcie drzwi. Przetarłem oczy i okazało się, że już moja kolejka. Uniosłem się z miejsca ziewając i poszedłem do gabinetu. Tu dla odmiany za biurkiem siedział starszy facet. W sumie to stary facet, siwy jak gołąbek z nalaną twarzą, grubymi okularami i bystrym spojrzeniem.
- Dzień dobry – przywitałem się.
- Dobry, proszę siadać – odpowiedział lekarz sięgając po dokument, jaki przyniosłem, więc mu go podałem. Mężczyzna przyjrzał się papierowi i odłożył go – No dobrze. Proszę się rozebrać do pasa i usiąść na kozetce – polecił.
Zrobiłem jak polecił „gołąbek” i po chwili poczułem na piersi zimny stetoskop. To było orzeźwiające, choć mnie zaskoczyło. Osłuchiwał mnie z przodu a potem z tyłu.
- Wszystko tu w porządku – potwierdził – odpowie pan na kilka pytań – zarządził.
- Dobrze – zgodziłem się zakładając powrotem ubranie.
Lekarz wyjął jakiś kwestionariusz – Będę czytać pytania proszę odpowiadać tak lub nie, to standardowe pytania i proszę się nimi nie przejmować za bardzo – wyjaśnił krótko – Zacznijmy. Czy pan pali, pije, korzysta z jakiś używek?
- Nie, tylko kawa czasami – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Jakieś choroby w rodzinie? Coś dziedzicznego? – kolejne pytania.
- Nic, o czym bym wiedział – przyznaję.
- Dobrze, a choroby weneryczne? – mężczyzna patrzy na mnie badawczo.
Czy ja wyglądam jakbym miał jakiegoś syfa? Oburzam się w głębi – Nie, nigdy.
- Ma pan stałego partnera? – mężczyzna pyta nadal, a pytania te stają się nieco dziwne.
- Nie, już nie – tak akurat było. Ostatnio trochę swawolnie sobie poczynam.
- Ile miał pan partnerek w ostatnim czasie – lekarz uśmiecha się dobrotliwie.
- Żadnej – jestem oburzony, ale skąd miałby wiedzieć?
Starszy unosi lekko brwi – Partnerów?
- Kilku… no może trochę… -  zabrzmiało głupio, bo przecież się nie puszczam, cały czas byłem w stałym związku i ostatnio trochę sobie pofolgowałem.
- Aha… - nie wyraża on dezaprobaty – Zabezpiecza się pan? – poprawia swoje okulary chcąc wymusić właściwą odpowiedź.
- No, nie… znaczy czasami, ale raczej… - kręcę, bo przecież nie korzystam z gumek, po co niby? Przecież ciąża mi nie grozi, tak?
Lekarz kręci głową z dezaprobatą – Połyka pan nasienie ? – bezpośrednie pytanie.
- Co to u diabła za pytanie? – Warknąłem, bo co go obchodzi coś takiego.
- Standardowe – sparował – to ważne, tak też można się zarazić. Musi pan zrobić badania na AIDS i inne weneryczne choroby.
- Co? Przecież to są badania do pracy. Po jakiego grzyba takie informacje?! – jestem szczerze oburzony.
- Wymogi są wskazane – odpowiada lekarz wypisując skierowania na kolejne badania, na które będę musiał się udać.
Jeju, co to kurde ma być? No bez jaj! Jestem wkurzony, bo moje życie łóżkowe staje na drodze do zyskania pracy. Będę musiał żyć w celibacie czy co do diabła?!
- Wskazane jest wywlekanie moich intymnych spraw? – zmierzyłem starucha oburzonym spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie. Jednak wśród wymogów stawianych przez pana pracodawcę jest mowa, że i na ten rodzaj dolegliwości trzeba pana zbadać – odpowiada cierpliwie lekarz – Nie musi się pan denerwować, takie badania są objęte tajemnica lekarską i nikt nie będzie o niczym wiedział. To po to bym mógł postawić pieczątkę a pan rozpocząć pracę.
- Bosh… to ile to znowu potrwa? Ja nie mam czasu – dodałem, popsuł mi się nastrój już zupełnie.
- Większość wyjdzie z badania krwi, które panu zrobiono a do pozostałych wystarczy zrobienie badania na podstawie nasienia – tłumaczy lekarz – Jeśli pan to zrobi u nas to laboratorium da panu znać w ciągu kilku dni.
- Nasienia? To tak jak z bankiem spermy? Pornos, świerszczyk i ręczny? – skrzywiłem się, bo to brzmiało tragicznie.
- Mniej więcej – mężczyzna odchrząknął.
- Dobra, dobra i tak nie mam innego wyjścia – rozłożyłem bezradnie ręce.
            Kiedy wróciłem do mieszkania koło 16 byłem zmęczony, zdegustowany i głodny jak wilk. Marcus miał szczęście, że czekał na mnie z obiadem.
- No stary! Co atak długo? – powitał mnie jeszcze w przedpokoju jak ściągałem buty.
- Nawet mi nie gadaj… nie wiem, jakich badań tam nie było na tej liście – bąknąłem w odpowiedzi i poszedłem do kuchni za zapachem. Klapnąłem na krześle przy stole i od razu pojawił się przede mną talerz ciepłej zupy.
- Opowiadaj – kumpel się dosiadł.
Streściłem towarzyszowi przebieg mojej wyprawy i on nie był wcale a wcale zaskoczony. To mnie wkurzyło jeszcze bardziej.
- Nie przejmuj się – poklepał mnie po ramieniu – To w sumie nic dziwnego biorąc pod uwagę ilu pracodawców sypia ze swoimi pracownikami. Zdaje się, że mówiłeś, że masz tam całkiem fajne towary – przypomniał.
- Wiesz chyba masz rację – zamieszałem łyżką w zupie. Po spojrzeniu na sprawę z tej strony trochę się rozchmurzyłem, bo dwójka, którą poznałem zasadniczo odpowiadałaby mi w bliższych relacjach. Menager był atrakcyjnym facetem no a Kazar…ah… aż się zarumieniłem na samą myśl i skosztowałem dzieła Marcusa by nie myśleć o tym, co było potem.
- Skoro i tak trzeba czekać to może wyskoczymy gdzieś wieczorem? – Zaproponował podłapując zmianę mojego nastroju.
- Jest w centrum taki klub. Dobra muzyka, miejsca siedzące i fajne towarzystwo… – odpowiedziałem z zadowoleniem. Oto pojawił się plan na wieczór i zapowiadał się interesująco. – Pyszna zupa… – pochwaliłem moje „Wsparcie”.