Uwaga!

Blog zawiera treści nie odpowiednie dla osób małoletnich i homofobów. Jeśli jesteś taką osoba, opuść to miejsce.
Wchodzisz i czytasz na własną odpowiedzialność.

środa, 5 listopada 2014

Rozdział 8 – Firma


          Siedziałem na ławce w jednej z galerii handlowych. Dziś została otwarta i roiło się tu od poprzebieranych ludzi rozdających różne gratisy. Takim sposobem dostałem paczkę zapałek z logo galerii, otwieracz do butelek z księgarni, przycisk do papieru w kształcie garbusa wyłożonego z jednej strony różowymi kamyczkami – straszliwie tandetny – oraz brelok który nie mieścił się w mojej kieszeni, a jak przypiąłem go do kluczy to ciążył mi jak nadmiar drobizny w portfelu. Byłem tu dopiero drugą godzinę a już zmęczył mnie ogrom miejsca i wielki tłum ludzi. Zaschło mi w gardle a majaczący nad głowami ludzi wielki rożek lodowy sprawił, że poczułem nagłą chęć na taki smakołyk. Przepychałem się przez tłum łokciami rezygnując z kulturalnego „przepraszam”, bo jeszcze straciłbym głos na tej krótkiej choć trudnej drodze do celu.
Przykleiłem się do lodówki wystawowej by wybrać smakowite gałki – Czekoladowe…o czekoladowe ze śliwką, mmmmmm bananowe? Ah a te kolorowe? – wybór był straszliwy i moje dociekania przyciągnęły pana „lodziarza”.
- Dzień dobry, pomóc w czymś? – zapytał z za lodówki brązowooki mężczyzna w śmiesznej czapeczce.
- Wybieram – odparłem dyplomatycznie bo skłaniałem się do opcji „z każdego po jednej gałce”.
- Może wybierze pan coś z karty? – zaproponował lodziarz usłużnie.
- Jakiej karty? – podniosłem wzrok na mężczyznę, ale zobaczyłem kartę tuż przed moim nosem. Porwałem menu i zacząłem je przeglądać. Tam to dopiero były smakowite kąski! Przewertowałem ofertę z sześć może dwanaście razy i mój dylemat rozgrywał się między „niebiańską gałką”, „tajemniczą tajemnicą” i „lodową górą”. Ostatecznego wyboru dokonałem stawiając na tajemnicę – Poproszę „tajemniczą tajemnicę” – złożyłem w końcu zamówienie. Mężczyzna po odebraniu zapłaty udał się na zaplecze by wykonać pucharek. Czekałem na zamówienie kwadrans a kiedy minęło dodatkowe pięć minut skończyła się moja cierpliwość.
- On tam te lody robi czy co? – byłem zniecierpliwiony i oburzony. Bez chwili namysłu wtargnąłem za ladę i wpadłem w drzwi z wielkim napisem „tylko dla obsługi” i „zakaz wstępu osobom postronnym”. Zaplecze okazało się być małym lochem z ceglanymi ścianami z którymi dziwnie kontrastowały nowoczesne sprzęty. Dostrzegłem „pana lodziarza” i poszedłem zobaczyć co on tak długo robi. Już wiedziałem, że jeśli trzepie mi do loda to ja zażądam zwrotu kasy, no bo bez przegięć…nie?
- Ej, długo jeszcze? – zajrzałem facetowi przez ramie i zobaczyłem wielkiego ogórasa, poważnie takiego kiszoniaka – Eeeeeeee? Nagle coś mi zawibrowało z tyłu…
          Sięgnąłem dłonią w tył zaspany. Nagła wibracja w strategicznej części ciała wyrwała mnie z dziwnego snu o lodach. Złapałem „obiekt” i wziąłem go do ręki by zobaczyć co mnie napadło. Coś grubego i dużego… - Co to kur… kurde!!! – Obudziłem się od razu i obróciłem się na bok i trzasnąłem, śpiącego obok Marcusa łokciem. – Zboczeńcu, w moim łóżku jeszcze tego obleśnego, zielonego gluta!!! – zdzieliłem go raz jeszcze aby się obudził w końcu.  
Marcus jęknął i zasłonił się przed nagłym atakiem kołdrą – Co? Jakiego gluta? – był zaspany i nie zaskoczył w pierwszej chwili. Zamrugał kilka razy by się dobudzić – To wibrator, jak każdy inny… - ziewnął.
- Obleśne, jadowicie zielone, dildo typu ufo! Jak mogłeś! – byłem oburzony do żywego – Jest paskudne – fuknąłem na koniec marszcząc brwi.
- Bosh, panikujesz przecież tylko leżało… - Marc ziewnął i przymknął oczy.
- Wibrowało mi koło tyłka! – sam sobie go wsadź zboku – Wyskoczyłem z łóżka, myślałem, że mu głowę ukręcę. Lubię zabawki, ale ten wibrator jest ohydny! Pomaszerowałem do kuchni by się napić i zobaczyłem wielkie czerwone koło na kalendarzu i od razu poprawił mi się humor. Dziś jest dzień „zero”. Mam stawić się w pracy zgodnie z zaleceniem Kazara. Zrobiło mi się ciepło na samo jego wspomnienie, choć „to” było już kilka dni temu. Poszedłem pod prysznic i dokonałem porządnego zabiegu higienicznego. Kiedy wyszedłem z parującego pomieszczenia byłem piękny -  choć bardzo męski i pachnący – męskim żelem z drzewa sandałowego. Byłem gotów na wspinaczkę po szczeblach kariery, choć w zasadzie nie wiedziałem jakiego rodzaju praca mnie czeka.
W kuchni znalazłem już ubranego Marcusa nad dwoma kubkami kawy, a pod ścianą stała jego spakowana torba.
- Kawa na przeprosiny przyjęta, nie musisz się wyprowadzać – powiedziałem z uśmiechem zapominając o „ogórku”.
- Chciałbyś mnie przegnać za wibrator? – kumpel uniósł brew i uśmiechnął się – Nie, no muszę ruszać dalej. No wiesz spotkanie w interesach i trzeba wracać – wyjaśnił.
- Prawda – pokiwałem głową.
- A ty coś taki wypachniony? – dociekał popijając kawę.
- Idę do pracy, mam tam być w południe – przypomniałem z uśmiechem.
- Ooooooo, no to mi potem daj znać. Ciekaw jestem tego wszystkiego – pokiwał głową.
Nie da się ukryć ja tez byłem ciekaw i nie mogłem się już doczekać.
          Ja mam za miękkie serce, inaczej nie pędziłbym teraz na złamanie karku…spóźniony na pierwsze spotkanie w NOWEJ PRACY! Wszystko dlatego, że zgodziłem się zaczekać z Marcusem na pociąg a ten się spóźnił… A teraz to ja byłem spóźniony…
Przeleciałem przez szpital, dopadłem do windy i po małym sprincie dotarłem pod drzwi ze znakiem Poziomu -2. Musiałem chwilę postać by uspokoić rozszalałe biegiem serce i płuca, które domagały się powietrza w zawrotnym tempie pozbywając się go jeszcze szybciej. Jeszcze poprawienie włosów i sprawdzenie czy wzorowy strój w postaci jeansów i koszulki barwy grafitowej z naszywkami imitującymi odznaczenia wojskowe nadal pozostawały nienagannie czyste. Wszystko było w porządku zatem pora rozpocząć przedstawienie…
          Zapukałem do drzwi i nie słysząc odzewu nacisnąłem klamkę i zajrzałem do środka. Biuro w którym za drewnianym blatem kiedyś siedział przystojniak teraz pozostało puste. Wszedłem do środka zdezorientowany bo przecież byłem umówiony. Zmroziła mnie na raz myśl, że pewnie sobie poszedł skoro ja byłem po czasie. Naraz dostrzegłem otwarte na oścież drzwi, których nie widziałem wcześniej, zasłaniało je sporych rozmiarów drzewo w donicy. Skierowałem się tam i gdy tylko przekroczyłem próg nowo znalezionych drzwi przyszpilił mnie wzrok kobiety siedzącej za biurkiem. Kobieta ruchem dłoni wezwała mnie do siebie. Musiałem przetrawić to co zobaczyłem, bo obraz odbiegał od tego co wynikało z moich wyobrażeń. Mógłbym zrozumieć, że przystojniak ma sekretarkę z wielkimi cyckami i tlenionymi włosami, ale nie taką… Kobieta faktycznie posiadała dwa wspomniane walory, ale na tym, jej atrakcyjność się kończyła. Przypominała pączka typu ”Donat” w różowej polewie z fantazyjną posypką. Babka była wielka w jaskrawo różowym dresie, kwiecistych okularach, z uszu zwisały jej kolczyki wielkości dorodnych truskawek. Na wylewnych walorach, wystających z za mało skromnego dekoltu, układały się majestatycznie zielono-niebieskie korale… siedziała wygodnie i machając nogą nonszalancko dostrzegłem buta będącego połączeniem obuwia sportowego i modnych koturnów we wściekłym cukierkowym kolorku choć nie różowym.
- Pozwól no słodziutki – wezwała mnie ruchem dłoni i cmoknęła źle pomalowanymi ustami w barwie karminowej.
Podszedłem posłusznie i postanowiłem się nie wychylać. Ona mnie przerażała z jakiegoś powodu choć nie wyglądała groźnie – Dzień dobry, jestem Ethan W… byłem umówiony… - zacząłem.
- Wiem, wiem – potaknęła lustrując mnie wzrokiem – Badania ma?
- E… a tak, tak… - przypomniałem sobie o badaniach które miałem donieść. Wygrzebałem je z torby i podałem kobiecie. Przejrzała je wnikliwie przez chwile nic nie mówiąc. A ja miałem chwilę by się rozejrzeć po pomieszczeniu. Ściany były stylizowane na ceglany mur, który prezentował się bardzo gustownie w połączeniu z ciemnymi, drewnianymi panelami na podłodze. Wszystkie meble czyli biurko Pani Donat, szafki, stojaki z kwiatami miały ten sam rodzaj drewnianej oprawy. Jedyną dziwną rzeczą był fakt, że za biurkiem znajdowały się trzy pary drzwi oraz po dwie po bokach pomieszczenia.
- Wszystko się zgadza – zaszczebiotała wklepując dane do komputera. Gapiłem się na nią jak na obraz Picassa, nie umiałem zaklasyfikować tego co widziałem… - Co sobie myślisz? Jak wyglądam? – zapytała zsuwając okulary z nosa i wachlując ciężkimi od tuszu rzęsami z tęczą na powiekach.
Zająknąłem się na takie pytanie bo nie miałem właściwej odpowiedzi – Em… nie rozumiem o co pani pyta?
- O mój wygląd – sprecyzowała z uśmiechem – Co pomyślałeś? Bądź mężczyzna i przyznaj się – cmoknęła ponaglająco. Moja mina musiała jej powiedzieć aż za wiele, że o to zapytała.
- No wygląda pani jak tęczowy donat, który wyszedł z pod ręki jakiegoś domorosłego cukiernikach o zapędach artystycznych  – wypaliłam bez namysłu i nie zdążyłem ugryźć się w język. Kobieta wytrzeszczyła oczy bo chyba nie spodziewała się tego – Znaczy się… to dobrze, że człowiek nosi się tak jak chce i nie przejmuje się modą, przecież nie chodzi o to by zadowalać innych tylko by czuć się samemu dobrze ze sobą… - ciągnąłem – Pani jest jak te cukierki Skittlesy takie kolorowe i optymistyczne – dodałem mając nadzieję, że nie dostanę w twarz a jeśli już to, że nie będzie po tym śladu.
- Skittlesy? Może być – kobieta pokiwała głową z aprobatą co wprawiło mnie w niemałe zakłopotanie.
- Nie obraża się pani? Ja nie chciałem po prostu… – mimowolnie zacząłem się tłumaczyć, uważałem, że tak należy.
- Słuchaj Ethan, doceniam to co powiedziałeś szczerze, ja wiem jak wyglądam – zapewniła wklepując coś w komputerze – Fajnie, że jesteś normalny a nie kolejny wazeliniarz – dodała.
Nie uwierzyłem w to co właśnie usłyszałem, całość była dość niedorzeczna, ale ta oto kobieta wzbudziła moją sympatię swoją otwarta postawą.
- Mogę chociaż wiedzieć jak się mam do pani zwracać? – zapytałem błagalnie bo czułem się jak głupek.
- Możesz mnie nazywać jak chcesz, byle było słodko – odpowiedziała, a ja miałem ochotę walnąć głową w ścianę.
- No dobrze, mój mały – szczebiotała kobieta – Musisz mieć jakiegoś opiekuna, mentora co wszystko Ci pokaże i będzie pomagał na początku – spojrzała na mnie – Jesteś milutki, więc trzeba dobrać kogoś porządnego – zadecydowała przeglądając listę nazwisk na ekranie- … za stary, za bardzo lubi nowych,… chyba „coś” mu dolega,… to jest zbok, a ten to totalny zbok… - szukała odpowiedniej osoby, a ja czekałem i czekałem.
          Nagle otworzyły się jedne z drzwi i do pomieszczenia wszedł mężczyzna w szlafroku. Ten widok mnie zdziwił tym bardziej, że podszedł do Skittlesa i pocałował ją w policzek.
- Siemka, siostra jak tam? – dopiero teraz spojrzał na mnie – Ooooo, mamy nowego? – zapytał patrząc na mnie stalowymi oczami, w których tonąłem. Ich barwa była niesamowita.
- Kruchy, ty masz świeżaka? – zapytała siostra.
- Nie, a co? Chcesz mi wcisnąć? – odpowiedział pytaniem na pytanie i spojrzał na mnie z niewiele mówiącym błyskiem w oczach.
- Ta… już zapisuję, to Ethan nowy pracownik naszej firmy. Zajmij się nim – poleciła co następuje.
- Łoho, siostra tak szybko ujął cię ten młodzik? Co powiedział? – Kruchy był zainteresowany tematem choć skupił się na siostrze. Mnie dał okazję do obejrzenia sobie jego osoby. Miał ciemno brązowe włosy do ramion w nieładzie, niesamowite stalowe oczy, tatuaż na co najmniej jednym ramieniu bo wystawał mu spod rękawa szlafroka, nogi lekko owłosione… - przygryzłem wargę analizując powierzchowność mężczyzny kiedy ten rozmawiał z kobietą. Kruchy był nie zły.
- Skittles? Serio?! – Kruchy wybuchnął śmiechem i rozłożył się na blacie biurka – To Cię połechtał Kwiatuszku – wyszczerzył zęby i błysnął w uśmiechu jeden srebrny kieł.
Zapowiadała się „owocna” współpraca. Już miałem sporo pytań i zamiar zasypania nimi nowo nabytego mentora.
- Dobra, dobra… młody – odchrząknął – Tylko wskoczę w ciuchy i już jestem do twojej dyspozycji.
- Tylko nie jaraj na zapleczu – zaznaczył kwiatek, patrząc na brata z za okularów.
- Ja nie pale – skłamał płynnie Kruchy i podszedł do mnie – Idziesz zajarać? – zaproponował ciszej tak bym ja tylko usłyszał.
- Ja nie… - zacząłem, ale już mnie ciągnął na zaplecze.
- Luzik, to tylko jedna z wielu używek tutaj – zagadnął mentor otwierając jedne z drzwi i puszczając mnie przodem. – Młody jak się zapatrujesz na … no powiedzmy… niespodziewane okoliczności, niestandardowe opcje, szalone pomysły etc?
Zbił mnie z tropu tym pytaniem, ale na wszelki wypadek – Dobrze, a czemu pytasz?



wtorek, 16 września 2014

Rozdział 7 - Impreza i po imprezie

Witam, tu Ethan na słówko nim wsiąkniecie w tekst. Widzę, że nabijane są opinie pod notą, a komentarzy brak. Teraz nie wiem czy jest jakiś bug czy tak skromnie się tym razem udzielacie. Dla odmiany otrzymuję jakieś dziwne maile przez tego bloga z adresami stron dla dorosłych w języku angielskim O.o' Bardzo proszę o komentarz jeśli komuś coś o tym wiadomo.
Miłego czytania ^^         

       Pomysł z klubem był genialny a przecież jeszcze nie zbieraliśmy się do wyjścia. No ostatecznie ja bym mógł, ale zdaje się, że Marcus nadal jest zajęty. Uśmiechnąłem się w myślach bo zapowiadał się widok z góry na niezłe porno po drugiej stronie cienkiej, toaletowej ścianki. Wychyliłem się by zajrzeć do kabiny obok. Wiedziałem kogo tam zobaczę…
          No i oto niespodzianka… Z mojego miejsca widziałem dwie pomarańcze skaczące w odsłoniętym staniku jakiegoś blondyna, którego akurat grzmocił w najlepsze jakiś łysol z okularami przeciwsłonecznymi na świecącej od wysiłku glacy. Przekręciłem głowę zastanawiając się co właściwie powinienem pomyśleć. W zasadzie nie powinna mnie dziwić zadarta sukienka jednego z kochanków w końcu przychodzili tu faceci o różnych preferencjach. Czasami nawet kobitki po fachu z nami znajdowały się tu by trochę poszaleć bez zobowiązań z nowopoznanymi paniami. Jestem tolerancyjny sam będąc gejem, w sumie nie mam nic do drugiej odmiany tych upodobań. W sumie babki mają fajne cycki, zawsze tak interesująco falują, zdarza mi się nawet na ulicy za nimi obejrzeć a potem mnie zaczepiają, nie mam pojęcia dlaczego. W każdym razie tu na widoku falowało bynajmniej co innego. Postanowiłem zostawić wyciskaczkę soku pomarańczowego i opuściłem moją kabinę.
          Na Sali klubowej było już lekko przyciemnione światło i unosił się znajomy zapach potu i alkoholu, który mieszał się z mającym je maskować zapaszkiem egzotycznej Riviery – zwanej potocznie łazienkowym odświeżaczem. Przysiadłem na powrót przy barze Większość gości już się rozlokowała przy stołach lub w zaciemnionej części lokalu. Zamówiłem sobie drinka i postanowiłem zaczekać na Marcusa tam gdzie się rozstaliśmy.
          W międzyczasie na jednej z kanap darkroomu klubowego…
Marcus opuścił główną część w towarzystwie Kazara. Mężczyzna zachowywał się zupełnie swobodnie nawet kiedy dotarli do ustronnych kanap gdzie ludzie bez krępacji odbywali stosunki zróżnicowane pod każdym względem. Marc widział coś takiego po raz pierwszy, tej lekcji nie nabył nawet ze swojej kolekcji filmów i gazet dla dorosłych, ale wiedział jedno, że na długo to zapamięta a na dodatek postawa partnera jakoś nie dodawała mu otuchy. Przeszło mu nawet na myśl, że Kaazar zachowuje się jak „u siebie” i to wcale nie było pocieszające jednak ostatecznie postanowił być twardy i trzymać klasę na ile będzie się dało. W końcu zatrzymali się przy jednej z kanap ulokowanej gdzieś w środku i w środku. Marc klapnął na niej i stwierdził, że jest nadspodziewanie miękka. Rosły mężczyzna również rozsiadł się wygodnie na meblu.
- Skąd właściwie znasz Ethana? – wypalił młody nim ugryzł się w język bo i co go to interesowało w takiej chwili?
- To znajomy z pracy – odpowiedział płynnie ciemnowłosy.
- A właśnie, co to za praca? Ethan strasznie się miesza w zeznaniach – pociągnął chłopak na co mężczyzna uniósł brwi i uśmiechnął się tajemniczo – To jego prywatna sprawa, może potem Ci powie? W każdym razie – oparł się łokciem na grzbiecie kanapy przysuwając się bliżej – Zdaje się, że nie po to tu jesteśmy?
W rzeczy samej ta sytuacja była stworzona w bardzo konkretnym celu. Cała śmiałość i „chęć” do podjęcia się „zabawy” z tym rosłym mężczyzną jakoś upłynęła z Marcusa choć ten nie miał pojęcia czemu. Kazar był bardzo sexownym mężczyzną, ubranie skrywało ciało młodego boga a zachowanie Casanovy było jawnym zaproszeniem do pikantnej gry. Jednak z jakiegoś powodu mężczyzna peszył Marcusa, choć ten nie wiedział z czego się to bierze. Ostatecznie miał wiele kontaktów z facetami i to wcale nie tylko w układzie jeden na jeden, stałe związki jakoś nigdy nie były jego mocną stroną. Obecnie jednak miał chwilę zwątpienia i miał zamiar dać nogę i to głównie dla tego, że ten facet faktycznie uosabiał te wszystkie diabelne walory o których mówił mu przyjaciel.
- Cholerny Ethan… musiał akurat tym razem wiedzieć co mówi – westchnął w myślach i dopiero wtedy zobaczył twarz Kazara w odległości niebezpiecznie małej od jego własnej.
- O czym myślisz i czy to ma zemną związek? – zagadnął nie zrażając się, skąd miał Marc wiedzieć, że Kaz przebijał się już przez większe „mury”?
Marc poczerwieniał jak pomidor i zmrużył oczy, ale wzroku nie spuścił – A jeśli tak, to co? – odpił dziarsko piłeczkę.
Kazar na właśnie taki odzew czekał, towarzysz trafił w dziesiątkę o czym dane będzie mu się przekonać już za chwilę.
- Mam zgadywać? – Kaz udał zamyślenie – Myślisz o tym co dla ciebie mam? Zgadza się?
- Za dużo gadasz. Gdzie mój „prezent”? – fuknął marszcząc brwi młody postanawiając szybko zmienić taktykę. Kazar roześmiał się no i… lody pękły jęcząc pod naporem…
Akcja potoczyła się nader szybko co było do przewidzenia. W ciągu kolejnych trzydziestu minut Marcus przekonał się, że reklama jaką zrobił Kazarowi Ethan była w pełni uzasadniona. Ciemnowłosy bez wątpienia często uczestniczył w incydentach jak ten bo wiedział jak składać klocki by budowla stawała się coraz większa. Marc wyginał się zagryzając w zębach część własnej koszulki żeby nie wyjść na wieśniaka jęcząc na cały klub. Dawno nie zaznał tak intensywnej rozkoszy. Czegoś co byłoby tak dosadne, intensywne i w pełni profesjonalne. W czasie akcji nawet młodemu przeleciało gdzieś przez głowę, że jego aktualny kochanek może być najzwyczajniej w świecie męską prostytutką. Kolejną myślą była wizja choroby wenerycznej, na co aż otworzył szeroko oczy, ale było za późno bo właśnie zabawa zakończyła się w jego rozgrzanym wnętrzu. Kazar doszedł z gardłowym westchnieniem spełnienia i wyszedł z niego usadawiając się już na kanapie z opadniętym pytonem. Natomiast Marcus zebrał się z pozycji leżącej. Po chwili i doszedł do wniosku, że ta buzująca, gorąca od namiętności i pożądania krew przyniosła mu takie głupie beznadziejne myśli i trochę zrobiło mu się głupio, że zamiast się rozkoszować chwilą rozkładał kochanka na pierwiastki. Ciemnowłosy odgarną swoją burzę kosmyków z czoła do tyłu. Był spocony, a kropelki na jego nagim ciele jeszcze błyszczały w skromnym świetle darkroomu. Marc usiadł w końcu oddychając już spokojniej.
- I jak? – Kazar nie owijał w bawełnę – Zdaje się, że nie „ćwiczysz” za często – dodał sugestywnie na co młody zrobił skwaszoną minę.
- Co to za stwierdzenie? – oburzył się Marc bo dla niego to zabrzmiało jakby był cnotka a był od tego daleki przecież.
- Nie stresuj się, tutaj to jest komplement – zapewnił starszy i jego białe żeby błysnęły w uśmiechu.
- Czyli, że co? – Marc jakoś nie wyłapał w tym stwierdzeniu nic pozytywnego to też powątpiewał w słowa mężczyzny.
- Powiedzmy, że lubię ciasne miejsca. Rozumiesz? – starszy puścił mu oczko w ciemności.
Marcus uśmiechnął się zaczepnie – To mówi aż za dużo… preferujesz?
- Krótko i treściwie? Dokładnie tak – potwierdził – To co, może coś mocniejszego na zakończenie?
          Na koniec spotkania Marcus wypił jeszcze w towarzystwie Kazara kilka drinków i nie doczekawszy się na Ethana przy barze postanowił do niego zadzwonić z komórki. Jednak kiedy wydobył aparat odebrał wiadomość tekstową mówiącą, że kumpel znudził się czekaniem i wrócił do domu. Tu jeszcze dołączył mu adres by przypadkiem nie zabłądził.
- Polazł do domu beze mnie, nie wierzę! – Marc był oburzony postawą przyjaciela i jak tylko znajdzie się w domu to mu wygarnie a potem wspólnie obgadają Kazara.
- Oj tam, trafisz przecież to tylko kilka uliczek – pocieszył go starszy.
- Dotrę tam, ale sam fakt…a z resztą… - machnął dłonią na podsumowanie Ethana – Dobra to ja się zwijam. Miło było i przydałaby się jakaś powtórka?
- Bywam tu dość często więc możecie mnie łapać. Chętnie ustawię się z wami na trójkąt – przyznał ciemnowłosy bez ogródek wprowadzając rozmówcę w lekkie zakłopotanie, choć perspektywa była bardzo kusząca.
          Marcus w końcu opuścił klub z jego atrakcjami i stanął na ciemnej ulicy. Spojrzał na swój zegarek i stwierdził, że jakoś bardzo późno się zrobiło. Ruszył w stronę gdzie, jak mniemał, znajdował się jego „punkt kontrolny”, czyli mieszkanie kumpla. Szedł ulicą aż w końcu dotarł pod blok tyle, że cel był po drugiej stronie ulicy. Widział obok siebie stojący jaskrawy znak sklepu z „zabawkami”. Teraz w spokoju będzie mógł zrobić zakupy bez towarzystwa panikującego Ethana. Takim sposobem znalazł się w środku. Wszystko było tak jak zapamiętał i bez trudu trafił na dział z interesującymi go zabawkami a zwłaszcza kolczastym, zielonym, gumowym dildem, które nie było dużo mniejsze od „zabawki”, którą Kazar nosił pod bokserkami. Marc dopadł zielonka, który już na wstępie wpadł mu w oko, choć nie planował powrotu po niego, jednak cóż zrobić skoro okazja sama się znalazła? Porwał pikantnego „groszka” z półki i pomaszerował z nim do kasy po drodze zgarniając żel nawilżający i kajdanki z futerkiem w tygrysie paski. Nie miał planu na użycie rzeczy, które miał zamiar zakupić jednak spodziewał się, że w tym szalonym mieście trafi się i taka okazja. Pozostało mu mało czasu bo zebranie na które zmierzał miało być kolejnego południa, a mimo to on miał zamiar wykorzystać to co miał do cna. Był przeciwko wyjazdowi Ethana z ich bezpiecznej wsi obecnie jednak zmienił zdanie i nawet mógłby się sam pokusić na taki krok. W kasie doznał nie małego szoku. Spodziewał się cnotliwej panny w wielkich okularach, natomiast miał przed sobą apetyczne, opalone, pofarbowane na orzech laskowy ciacho w siatkowej koszulce w kolorze wściekłego różu, która zupełnie nie zakrywała srebrnych kulek w sutkach sprzedawcy. Marc na moment stracił głos, bo był zupełnie zaskoczony i aż się rozejrzał niepewnie po sklepie za panną która powinna stać na miejscu chłopaka.
Sprzedawca zmierzył gościa z zainteresowaniem bo w swoim mniemaniu miał przed sobą grzecznego chłopca kupującego zabawki w prezencie na jakąś sprośna osiemnastkę.
- To na pewno dobry rozmiar? – zagadnął sprzedawca.
- Co proszę? – Marc otrząsnął się już z wstępnego zaskoczenia – Chyba nie dyskutuje się o gustach – bąknął na co chłopak w różu przejechał językiem po ustach ukazując kolejny kolczyk.
- Nie, ale cenimy sobie bezpieczeństwo naszych klientów – wyrecytował bez zajęknięcia formułkę podręcznikową.
- A co może mi zrobić gumowy penis? Proszę cię… - Marc za późno ugryzł się w język. Wygadał się i sprzedawca już wszystko wiedział.
- Może zrobić krzywdę jak każda źle dobrana zabawka – wyjaśnił cierpliwie różowy.
- Eric!!! – znowu zaczepiasz klientów? – nie wiadomo skąd nagle pojawiła się okularnica i zepsuła ciekawie zapowiadającą się rozmowę. – Idź mi stąd! – wypchnęła różowego z za lady na zaplecze. Marc jednak dostrzegł zaczepne spojrzenie chłopaka na odchodnym.
- Bardzo za niego przepraszam – skruszyła się dziewczyna – Wszystkich atrakcyjnych ludzi podrywa i wydaje mu się, że jest „fajny” – podsumowała dziewczyna Erica.
- Bo jest fajny – pomyślał Marc, ale nie powiedział tego na głos. Za to kulturalnie odparł – Nic się nie stało, to było nawet zabawne.
          Takim sposobem Marcus zyskał darmowy żel do masarzu, który zabrał ze sobą do domu. Kiedy dotarł na miejsce otworzył sobie drzwi kluczem który dostał od Ethana. Wziął kilka wdechów nim wszedł, był gotów na siarczystą awanturę. Taką jak w starym małżeństwie. Nawet „godzenie” było w cenie choć z pewnością to jemu się „oberwie”. Przekręcił kluczyk w drzwiach i na paluszkach wszedł do środka. W kuchni paliło się światło.
- Oho… - pomyślał wsadzając głowę do pomieszczenia i tam zastał całkiem uroczy widok. Jego przyjaciel spał na złożonych na stole ramionach. Obok stały dwa naszykowane do posiłku talerze i zupa ściągnięta z gazu. Marcusowi zrobiło się głupio. Ethan czekał na niego a on zwlekał ile się dało. Będzie trzeba to „naprawić” i już nawet miał pomysł…



poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 6 - Imprezka


                 Szykowaliśmy się obaj do wyjścia do klubu tak jak zaplanowaliśmy. Marcus zajmował łazienkę jak tapirowana panienka. Poszedł się ogarnąć jeszcze jak ja kończyłem zupę. Nawet zdążyłem zjeść dokładkę nim zwolnił mi upragnione pomieszczenie.
- Stary! – pokręciłem głową mijając się z nim w drzwiach. Pachniał ładnie, drzewem sandałowym i miał mokre, rozczochrane włosy. Wparowałem do łazienki i wskoczyłem pod prysznic zrzucając wcześniej ubranie. Też się cały wykąpałem i po chwili byłem czyściutki, pachnący i gotów na figle. Przesuszyłem włosy suszarką i ułożyłem je chcąc uniknąć niesfornej weli, bo ta nie pasowała mi do zaplanowanego stroju.
Kiedy wyszedłem z łazienki Marcus siedział na krześle susząc włosy ręcznikiem i wyglądał jak mop, co nie kryjąc miało wiele uroku.
- Łoooooo! Sexi! Gdzie się podział mój kumpel? Co z nim zrobiłeś sexowna bestio! – Marcus nigdy nie widział bym tak wyglądał to też bardzo schlebiało mi, że tak to odebrał. W końcu byłem bardziej męski niż kiedykolwiek wcześniej. Grafitowe średnio obcisłe jeansy, czarna koszulka obcisła z dość sporym dekoltem zapinanym na guziki, opinała się na mnie ładnie ale nie zbyt nachalnie. Było sexownie, a nie dziwkarsko, a to był klucz do udanego podrywu.
            Wyszliśmy z mieszkania i przed budynkiem naszło mnie, że nie zamknąłem drzwi. Pobiegłem więc do góry już sam. Kiedy zszedłem na dół mojego kompana nie było.
- Serio? – rozejrzałem się z mieszanką irytacji i zaskoczenia na twarzy. Nie byłoby problemu jakby zniknął w klubie, ale jeszcze nie doszliśmy do niego… Po drugiej stronie ulicy ktoś do mnie machał z pod bardzo pstrokatego, stojącego znaku reklamowego. Poszedłem więc do Marcusa – Mogłeś na mnie zaczekać – bąknałem oskarżycielsko.
- Oj daj spokój – machnął dłonią lekceważąco i wskazał na znak – Idziemy?
Dopiero teraz odczytałem wielki złoty napis na czerwonym znaku  - Sexshop? – uniosłem brwi bo jakoś wcześniej znaku nie widziałem. Może chodziło o to, że nie znałem tego rodzaju sklepów i nie miałem potrzeby ich odwiedzać? Tak czy siak już  wiedziałem jakiego rodzaju mam sąsiedztwo.
- No zobaczymy co tam jest i czy wygląda jak na filmach… no wiesz… - szturchnął mnie łokciem na znak porozumienia.
- Przestań co tam niby może być? Sklep jak sklep – wzruszyłem ramionami obojętnie choć już gdzieś na skraju mojej jaźni zadomowiła się sporych rozmiarów ciekawość.
- No wiesz? Nie oglądasz filmów? Myślisz, że skąd oni biorą „takie rzeczy”? – odpowiedział tonem wskazującym, że rozmawia z totalnym nieukiem.
- Pytanie czy mnie to interesuje? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- No a nie? Wypada by porządny gej miał swoją kolekcję zabawek bo wychodzisz na nudziarza – wyjaśnił przyjaciel rzeczowo.
Zamrugałem zdziwiony takim obrotem sprawy – Mieszkasz na wsi i masz pudło z takimi gadżetami? Chyba mi nie powiesz, że jestem do tyłu – jakby potaknął to chyba bym się załamał. Na szczęście pokręcił przecząco głową.
- Ale chcę i załatwimy to teraz – zarządził i tak dałem się wciągnąć do lokalu.
            Kiedy Marcus pchnął drzwi te zadzwoniły w dość sugestywnym tonie.
- Orgazm jako dzwonek do drzwi? – byłem zachwycony, a to dopiero początek zwiedzania. Kiedy zagłębiliśmy się w sklepie szybko pojawiła się panna z obsługi. Zmierzyłem ją wzrokiem z zainteresowaniem bo w takim miejscu spodziewałbym się wyuzdanej, cycatej lali a nie takiej szarej myszki w powyciąganym swetrze i dwóch warkoczykach.
- Witam, pomóc w czymś? – zapytała tonem znudzonego pracownika, jakby to była księgarnia a nie miejsce zakupu sprośnych rekwizytów.
- Nie, nie trzeba w razie czego zawołamy – odparłem pośpiesznie bo jakoś nie chciałem by nam towarzyszyła w zakupach. Co ją interesuje co będziemy oglądać?
            Po chwili już chodziliśmy między półkami wypełnionymi najróżniejszymi gadżetami. Ja z zainteresowaniem oglądałem stroje na manekinach i głowiłem się kto się w takie cuda zmieści? Część z nich wydawała mi się całkiem zbędna bo i po co komu kostium z wycięciami na punktach strategicznych? Z kolei Marcus przebierał w najróżniejszych dildach. Trochę się przeraziłem kiedy zaczął bacznie przymierzać się do wielkiego kolczastego penisa z zielonej gumy, który miał pilota i kręcił się w różne strony brzęcząc dziwacznie.
- Jeśli go kupisz to śpisz na kanapie – ostrzegłem, bo zrobiło mi się słabo na samą myśl, że zechciałby to wypróbować.. i to nie na sobie. Marcus roześmiał się – Bez paniki, to fajnie wygląda, ale nie wiem czy bym używał – przyznał.
Zostawiłem go w objęciach gumowych penisów i udałem się na pułki z tubkami i flaszeczkami w licznych kształtach. Oglądanie zamieniło się szybko w wąchanie i przyznaję, że niektóre pachniały bardzo apetycznie i nawet bym się skusił jednak zamiar wybrania jednego zapachu sprawił, że straciłem tam prawie dwadzieścia minut ostatecznie westchnąłem i odeszłam niezdecydowany. Miałem zamiar dołączyć do Marcusa, ale kiedy poszedłem tam gdzie ostatnio go zostawiłem mężczyzny nie było. Rozglądałem się za nim, ale moją uwagę przyciągnęła półka z „zabawkami”. Z pewnego dystansu podziwiałem fikuśne sprośności, ale do niektórych musiałem podejść i nawet wziąć w dłoń opakowanie by odczytać z czym właściwie mam do czynienia. Takim właśnie sposobem dowiedziałem się o istnieniu torpedowego pocisku wibracyjnego z lekkimi elektrowstrząsami… dalej już nie chciałem zwiedzać, bo już  ta wiedza mnie poraziła. Nie byłem pewny czy robi mi się słabo ze wstydu, szoku czy duchoty panującej w sklepie. Wydostałem się z labiryntu i odetchnąłem widząc stojącą gablotę z biżuterią, tam mogłem odsapnąć. Wybór był nie duży, raczej stonowany bez wielkich klejnotów które ostatecznie zwisały by z jajek albo innych wypustek. Podobały mi się szczególnie sztangi sutkowe, gdybym nie bał się bólu to pewnie bym sobie takie zrobił i może nawet coś więcej? Piercing jest sexowny, choć tylko jeśli idzie w parze z higienom osobistą.  Moje dywagacje przerwał znajomy głos.
- Ej, jak wyglądam? Mega, nie? – mówił do mnie policjant i rozpoznałem go tylko po charakterystycznej czapce i odznace radośnie wiszącej na jego szyi. Resztę stroju stanowiły czarne stringi ze zamkiem na strategicznym wzgórku, pas z przypiętą pałą, choć równie dobrze mogło to być wielkie czarne dildo, oraz niechlujnie naciągnięte buty.
- Marcus? – teraz dopiero zacząłem podziwiać kiedy zaskoczenie minęło. Dokładnie, wyglądał bardzo sexownie – Ja też chcę! – podłapałem natychmiast.
- Mam coś idealnego – wyszczerzył białe ząbki i pomachał mi wiszącym na wieszaku strojem pielęgniarki.
- Jestem facetem pamiętasz? – warknąłem rozeźlony, bo co jak co, ale ja kiecek nie noszę. – Chcę coś fajnego! – zażądałem i kumpel zaprowadził mnie na w właściwy dział. Tam zacząłem przeglądać ewentualne opcje odrzucając co nowe – Astronauta? Nie. Strażak? Nie. Kowboj? Nie.  Ksiądz? Nie. Ratownik? Nie. Kucharz? Nie. Spiderman? – no to mnie zaintrygowało. Wcisnąłem się w kostium super bohatera który co, jak się później okazało, miał pewne elementy na rzepy a nawet wyjście „ewakuacyjne”.
- Ha! I jak? – byłem z siebie dumny wyglądałem mega sexownie i tak ponętnie choć w masce.
- Czy ja wiem… pajączki nie są w moim typie – odpowiedział kumpel i trochę mnie tym zawiódł.
- Pffff powiedział policjant, który wygląda jakby przegrał gnata w pokera – wypaliłem urażony.
- Ej! To jest cios poniżej pasa! – oburzył się szczerze i bardzo dobrze.
- Oj tak i to bardzo – pokręciłem zamaskowaną głową.
- Ehem, panowie teraz musicie kupić te stroje. Ich nie można przymierzać na nagie ciało – wybąkała sprzedawczyni nie patrząc na nas. Spuściła oczy zawstydzona, najwyraźniej było doskonale widać, że stroje faktycznie nie były ubrane na bieliznę.
            Takim oto sposobem nabyliśmy dwa zupełnie zbędne stroje i tubkę nawilżającego żelu gratis. Biorąc pod uwagę ile daliśmy za zbędne kostiumy to powinniśmy dostać karton żelów, no ale cóż… Z nowo nabytym ekwipunkiem udaliśmy się na imprezkę. Gdy już zostawiliśmy nasz bagaż w szatni, poszliśmy w tango.
            Ulokowałem się razem z Marcusem przy barku gdzie wypiliśmy po cztery shorty na rozgrzewkę i zaczęliśmy się rozglądać po sali w poszukiwaniu ciekawych „obiektów”.
- Na co masz dziś chęć? – zapytałem patrząc po towarach jakie były dostępne. Wyszukiwałem kogoś dość trafiającego w mój gust.
- Hmmm… ja bym miał chęć na coś porządnego – odparł mężczyzna.
- Czyli? – dopytuję.
- Przystojny z gałką w rozmiarze średnio europejskim. Nie jestem wymagający. No a ty?
Musiałem się zastanowić, dziś miałem nieco inny nastrój i to miało wpływ na moje upodobanie co do partnera i jego wyposażenie które miałoby mnie interesować.
- Cóż ja chyba się zdecyduje na… - i nie zdarzyłem dokończyć bo ktoś stanął między nami by złożyć zamówienie. Zmarszczyłem brwi, co za nietakt! Wbiłem intruzowi łokieć w żebra by raczył zauważyć, że przeszkadza. Mężczyzna syknął i wbił we mnie wściekłe spojrzenie bursztynowych oczu.
- Kazar? – aż oniemiałem widząc znajomego pytona ale uśmiechnąłem się czarująco. Po jego minie widziałem, że kalkuluje z kim ma do czynienia, po kilku sekundach jego twarz się rozjaśniła i już było wiadomo, że jest dobrze.
- Ktoś wyszedł na polowanie? – Kazar wyglądał bosko, dokładnie tak jak zapamiętałem mimo, że miał na sobie innego rodzaju ubranie, mniej oficjalne.
- Chyba polowanie właśnie się zakończyło – odpowiedziałem szczerząc ząbki i chciałem coś dodać, ale rozmówca się obrócił.
- Sorry, musiałem się upewnić czy ten tyłek jest prawdziwy – Marcus nie miał skrupułów i pozwolił sobie na wymacanie krągłości Kazara.
Mężczyzna uniósł kącik ust w sugestywnym uśmiechu – Zdaje się, że za chwilę to ja zmacam dwa niezłe tyłki – stwierdził wskazując jasno zamiar. Odwrócił się do mnie powrotem – Jesteście zajęci?
- Nie, dopiero szukaliśmy… to  znaczy przyszliśmy – wyjaśniłem – Ale dla ciebie już jeden tyłek jest – dodałem wskazując palcem na mojego skrzydłowego – To jest Marcus i chce poznać legendę o mistycznym boa – zakończyłem z uśmiechem.
- Ten boa może go ukatrupić, nie udzielisz mu wsparcia? – czarował mnie i gdyby nie to, że Marcus energicznie kręcił mu głową nad ramieniem to może i bym się skusił.
- Nie, chyba szukam dziś czegoś nowego. Liczę na dobrego hot doga – wyjaśniłem kiedy Marcus zrobił znak „ok.” nad ramieniem właściciela węża.
- Spoko – po tych słowach oddalił się zabierając ze sobą mojego przyjaciela. Nie martwiłem się, byłem zadowolony w końcu załatwiłem mu świetny sex o którym będzie mógł gadać dowoli bo będzie okazja do wymiany ciekawostek. Nie mniej w tym momencie w polowaniu zostałem sam. Musiałem ponownie się rozejrzeć.. Zamówiłem sobie kolorowego drinka z palemką kiedy na miejscu obok usiadła nowa osoba.
- Ładna palemka – zagadnął nowy więc spojrzałem na niego i stwierdziłem, że wygląda znajomo choć nie umiem go skojarzyć. – Pasuje do twojej koszuli – odpowiedziałem kokieteryjnie – Napijesz się czegoś? – zaproponowałem przejmując inicjatywę. Rozmówca rozsiadł się wygodniej i założył nogę na nogę. Teraz miałem chwilę na zapoznanie z jego aparycją. Miałem przed sobą chłopaczka świeżo koło pełnoletniości z blondawo-rudawym odcieniem ładnie zaczesanych na bok włosów i mroźnie niebieskimi oczami. Na nosie i policzkach lekko zarysowywały się piegi, które nikły w świeżej opaleniźnie. Jego fizjonomia była dość wywarzona z tego co mogłem ocenić przez ubranie jakie na sobie miał. Chłopak został zaakceptowany, więc zarzuciłem przynętę.
- Jestem Ethan – przedstawiłem się opierając się łokciem na blacie baru.
- Wiem, słyszałem jak rozmawiałeś ze swoim chłopakiem – taka odpowiedź była zaskakująca. – Roni – przedstawił się i wtedy zaskoczyłem.
- Chłopak z KFC?! – prawie szczęka mi opadła bo tam była ziemia a tu jest niebo. – Em… - odchrząknąłem – Sorka, wyglądasz trochę inaczej – musiałem się wytłumaczyć bo głupio wyszło.
- Luźno – Roni się nie przejął – Wiem, że w okularach wyglądam jak kujon, totalnie passe – westchnął – To są wymogi BHP u nas i niestety soczewki odpadają.
- Ah… rozumiem – choć wcale nie rozumiałem a w sumie mnie to nie interesowało. – Wiesz mój kumpel – podkreśliłem by było wiadomo, że Marc nie jest moim facetem. Roni nie wyglądał na kogoś kto chce nakłaniać do zdrady – Znalazł sobie towarzystwo – przecież nie powiem, że dałem jego tyłek Kazarowi – Mam nadzieję, że ja ci starczę w zastępstwie?
- Zależy ile potrafisz zdziałać – Roni przyglądał mi się z zainteresowaniem, najwyraźniej dostałem zielone światło.
            Dwudziesto minutowy flirt zakończył się w jednej z kabin toalety męskiej klubu. Zamknęliśmy drzwi na zamek i przystąpiliśmy do akcji. Obaj byliśmy dość wstawieni i równie napaleni. Roni rozpiął mi spodnie i wydobył męskość. Bez wstępów wziął ją do ust. Westchnąłem z zadowoleniem bo okazało się, że chłopak ma wprawę i głębokie gardło, co nie znaczy, że ja mam małego, bo to bzdura. Stałem operacją się plecami o ściankę kabiny pozwalając na pieszczotę. Spodnie miałem spuszczone do samej ziemi a on klęczał obciągając mi ustami. Jeśli ktoś czekał na zwolnienie kabiny to przez dużą szparę pod drzwiami widać było wyraźnie co się dzieje. Z drugiej strony może dla tego nikt tu nie wchodził? Westchnąłem kiedy moje kulki znalazły się w jego ustach gdzie zostały wciągnięte, równocześnie dłonią energicznie mnie masował. Szybko stwardniałem, ale chciałem zostawić swoje ślady w innym miejscu. Położyłem dłoń na jego głowie i zacisnąłem pięść na włosach. Pociągnąłem go lekko dając znak, że ma przestać. Zrobił to i podniósł się, staliśmy twarzą w twarz. Oczy błyszczały mu podnieceniem i miał czerwone rumieńce. Teraz ja przejąłem inicjatywę. Obróciłem młodzika twarzą do ściany. On sam rozpiął zamek, ale to ja zdarłem z niego bieliznę. Ułożyłem swojego penisa między jego pośladkami, kiedy wypiął się usłużnie, ale nie wszedłem w niego, jeszcze nie. Wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, chciałem poczuć jego słodkie malinki. Wyczułem je i zacząłem nimi kręcić jak pokrętłem z radia. Młody syknął ale poruszyłem biodrami więc jęknął cicho. Zabawiałem się nim chwilę w taki sposób. Czułem jak krew się w nim grzeje. Przeniosłem dłoń z sutków na jego twardą już męskość. Wydał z siebie mocno pornograficzny jęk kiedy zacząłem mu trzepać pieszczocha. W między czasie przekalkulowałem, że pukanie na sucho będzie bolesne nie tylko dla mnie. Na szczęście tubkę z reklamowym żelem z sexshopu wsadziłem do kieszeni. Teraz mi on uratował życie. Wylałem sporą szprycę na rowek kochanka i drugie tyle na własną sterczącą radość. Wszedłem w niego po trochu. Mimo wprawnych ust dziurka była ciasna, bardzo ciasna. Wbijałem się w niego a on pojękiwał cicho, ale ostatecznie by się uciszyć wziął w zęby swoją zwiniętą koszulkę. Poruszałem się w nim coraz intensywniej kiedy już przetorowałem sobie drogę. Trzymałem dłońmi jego biodra by móc dobijać je do własnych. Skupiłem się tylko na tym. Długo nie musiałem go posuwać by w nim dojść. Roni nie osiągnął szczytu, więc brałem go jeszcze przez chwilę wspomagając się kręceniem jego cukiereczków. Zdążyłem wyłapać, że jego sutki są bardziej wrażliwe. W ostatnim akcie dopchnąłem go do ściany tak, że jego nabrzmiały penis ocierał się o nią i tam wystrzelił. Międzyczasie ja zdążyłem się naładować ponownie to też zmieniłem pozycję tak, że stał do mnie przodem i oplatał moją szyję ramionami a jedną nogą mój pas. Brałem go dalej aż napełniłem jego zbiorniczek.
            To był bardzo udany sex. Powycieraliśmy się chusteczkami i dopiero teraz dosłyszeliśmy przytłumione, jęki i piski. Roni nie był zainteresowany więc po wymianie namiętnych pocałunków rozeszliśmy się, on opuścił kabinę. Ja naciągnąłem spodnie na tyłek i stanąłem na muszli klozetowej by zerknąć na to co się dzieje w sąsiedniej kabinie…


środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 5 – medycyna pracy

            Marcus szybko się u mnie zadomowił. Ja miałem jeszcze pojedyncze dni do pierwszego dnia pracy. Musiałem koniecznie ogarnąć badania, na które skierowanie dostałem. Zostawiłem kumpla w łóżku jeszcze śpiącego. Była w końcu 6 rano, a ja musiałem się wykąpać i iść stanąć w kolejce do lekarza z medycyny pracy. Słyszałem, że tam trzeba stawić się możliwie szybko, bo są mega kolejki. Kiedy się ubrałem to jeszcze poszedłem do sypialni po zapasowe klucze tam zobaczyłem, że Marcus już zagarnął moją część łóżka i spał z otwarta paszczą śliniąc moją poduszkę.
- Zbokol, nie chce wiedzieć, co Ci się śni świntuchu… – bąknąłem ziewając. Zazdrościłem mu, bo sam tez bym jeszcze chętnie pospał.
Wyszedłem cicho by go nie budzić. Wolałem nie ryzykować, że mi wszystkie szafki przekopie, a był do tego zdolny i jeszcze zostawi po sobie totalny bajzel.
            Wyszedłem z mieszkania zostawiając Marcusowi zapasowe klucze na stole razem z liścikiem gdzie poszedłem i że ma na mnie czekać. Spodziewam się, że nie posłucha, ale w zamian liczę, że jak wrócę to przynajmniej zastanę śniadanie. Co, jak co, ale facet potrafi nieźle gotować i jego potrawy zawsze mi smakowały.
            Szedłem ulicami mijając zaspanych ludzi. Większość pędziła (zapewne) do pracy. Kilkoro było tak napranych i szli tak radosnym szlaczkiem, że najwyraźniej zabalowali wcześniejszego dnia i ich impreza skończyła się nie dawno. Ominąłem jednego takiego imprezowicza, który zatoczył się w moją stronę. Moje ruchy, choć jeszcze nie w pełni kontrolowane były bardziej sprawne niż tego delikwenta. Zaśmiałem się pod nosem.
Dotarłem w końcu do lecznicy i tam mina mi zrzedła. Lokal był jeszcze zamknięty, a już pod drzwiami stała dłuuuuuuga kolejka drzemiących pacjentów.
– Serio? – jęknąłem dobity perspektywą odstania kilku godzinek jak nie lepiej. Zaburczało mi w brzuchu jakby na znak, że mam za swoje, bo trzeba było zjeść śniadanie. Ustawiłem się za starszą panią w berecie. Przyjrzałem się jej z zaciekawieniem, bo starsza pani z uwagą przeglądała coś na tablecie. Babcia była całkiem gustownie ubrana. Miała na sobie zielony beret dobrze współgrającym z brązowym bolerkiem i kwiatową chustą. W dole była prosta nienarzucająca się spódnica koloru ciemnego brązu i buty na niewielkim obcasie na pasku. Pokiwałem głową z uznaniem i zajrzałem jej przez ramię, trochę się zdziwiłem widząc inną starszą babkę w oknie tabletu. Tamta z kolei miała jasne włosy a w nich wielkie wałki. Była nie gotowa i wyglądała jakby miała się dopiero szykować. Kobiety chwilę gadały, a potem ta w berecie obróciła się i spojrzała na mnie niezadowolona.
- Czegoś ci trzeba chłopcze? – zapytała a ja aż się skrzywiłem, bo jej głos brzmiał jak drapanie po tablicy.
- N… nie nie, nic – odparłem odwracając się od źródła hałasu.
Nie miałem chęci na dyskusję i właśnie starsza babka straciła połowę tego, co uważałem za klasę. Odetchnąłem, no byłem w ciężkim szoku. Na szczęście kolejka w końcu ruszyła się, drzwi kliniki stanęły otworem i razem z tłumem wpłynąłem do wnętrza. Hol był schludny w kolorach od kremu do bieli z nowoczesnymi meblami dość ekstrawaganckimi. Kolejka z baaardzo długiej szybko zmalała do długiej, średniej, małej aż nadeszła moja kolej w rejestracji. Pokazałem kartkę z rozpiską badań i pieczątką zleceniodawcy, czyli pracodawcy. Panienka za lada spojrzała na papier – Czy jest pan naczczo? – zapytała z lekkim, czarującym uśmiechem. Nie gustuję w babkach, ale ta była śliczna wyglądała jak chodząca cnotka.
- Tak, nie jadłem śniadania – odparłem.
- A pił pan coś? – dopytała.
- Nie, nic – zapewniłem patrząc na jej biust, był podejrzanie krągły.
- To pójdzie pan na badanie wzroku do pokoju 1, potem z wynikami na badanie krwi do 14 i na koniec na ogólne badania do 16. Po wszystkim podejdzie pan do mnie po pieczątkę – wyjaśniła piersiasta panna.
- Mhm… tyle chodzenia? No dobrze – bo i co mi zostało? Poszedłem pod wskazany pokój a tam niespodzianka, brak kolejki. Zapukałem do pokoju nr 1 i nie słysząc odpowiedzi, ani nic ze środka uchyliłem drzwi i wsadziłem głowę zaciekawiony. Nikogo nie było widać, więc wszedłem do środka, bo może lekarz poszedł do jakiejś szafki czy coś – Halo? – teraz dopiero dostrzegłem kobietę w białym kitlu siedzącą na kozetce i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że miała ona między udami głowę innej kobiety. Głupi jestem, bo zamiast zwiać i nie przeszkadzać w „numerku” stałem tam jak osioł. Kobiety po chwili dopiero mnie spostrzegły. Wtedy się ogarnąłem i odwróciłem pośpiesznie – Przepraszam… to, to ja zaczekam – i już miałem wyjść.
- Spokojnie – odparła lekarka po głębokim westchnieniu oznaczającym słodki orgazm – Już skończyłyśmy – partnerka pocałowała ją jeszcze i obie zaczęły się ubierać jakby mnie tam nie było. Byłem zupełnie zmieszany, kiedy już po kilku minutach siedziałem na krześle przed biurkiem lekarki, którą wcześniej widziałem w scenie uniesienia.
- No nie patrz tak – lekarka figlarnie zakręciła długopisem – Przecież każdy lubi sex.
Jej otwartość mnie zestresowała, a ja przecież kocham sex!
- Nie spodziewałem się zastać tu takiej scenki i to wszystko – bąknąłem nie patrząc na nią.
- Aha – zaśmiała się sięgając po dokument, który położyłem na jej biurku – Co my tu mamy. Nazywasz się Ethan i mam zrobić Ci podstawowe badanie wzroku – przemówiła.
- Chyba mam dość patrzenia na jakiś czas – wymsknęło mi się.
- Oj nie dąsaj się… - zaśmiała się słodko, aż mnie zemdliło.
Badanie było krótkie musiałem z książki odczytać z kropkowanych pól liczby a potem przeczytać wskazane litery na tablicy z jakiejś odległości zasłaniając to jedno to drugie oko. Wszystko było wzorowo i bez niczego dostałem właściwe wpisy.
Po tych jakże „obfitych” w wydarzenia badaniach udałem się do kolejnego pokoju. Pod 14 była mała kolejka i ludzie wyglądali na podekscytowanych. Może w pobieraniu krwi jest cos pobudzającego, o czym nie wiem? Zaczynałem się zastanawiać, ale zmieniłem zdanie, kiedy zobaczyłem miny ludzi wychodzących z gabinetu. Wszyscy mieli waty w miejscach gdzie było kłucie. Skrzywiłem się, bo nie przepadałem za igłami, ale w sumie nie brała mnie panika. Ostatecznie wystarczy odwrócić wzrok i pozwolić pobrać krew. Ot i cała filozofia…
Kiedy usiadłem na krześle i młoda laska przemyła mi miejsce wkłucia zacząłem wątpić. Serce zaczęło mi walić i czułem, że pocę się tu i ówdzie. Wziąłem kilka wdechów dla kurażu. Kobieta przyjrzała się uważnie mojemu przedramieniu tuż przed zgięciem, naszykowała sobie igłę i cały sprzęt. Potem zaczęło się istne piekło. Wkuła się raz i stwierdziła, że coś nie tak, bo postanowiła przesunąć igłę nie wyciągając jej – Aj – zabolało a to był dopiero początek. Potem wkłuwała się jeszcze 7 razy i trafiła w końcu za 8 razem. Miałem chęć ją udusić. Kiedy wyszedłem krew mi leciała, byłem posiniaczony ze złych trafień i wyglądało to jak u narkomana, który zdobył trochę kasy i miał porządny ciąg. Byłem wściekły i miałem ochotę łep ukręcić tej idiotce.
Kiedy dotarłem do ostatniego pokoju miałem zupełnie dość a jeszcze zaczynał głód mi doskwierać. Jakby było mi zbył lekko okazało się, że dla odmiany tu była długa kolejka. Siedziałem na jednym z wielu krzeseł i sam nie wiem, kiedy przymknąłem na chwilę oczy no i usnąłem. Obudził mnie brutalne trzaśnięcie drzwi. Przetarłem oczy i okazało się, że już moja kolejka. Uniosłem się z miejsca ziewając i poszedłem do gabinetu. Tu dla odmiany za biurkiem siedział starszy facet. W sumie to stary facet, siwy jak gołąbek z nalaną twarzą, grubymi okularami i bystrym spojrzeniem.
- Dzień dobry – przywitałem się.
- Dobry, proszę siadać – odpowiedział lekarz sięgając po dokument, jaki przyniosłem, więc mu go podałem. Mężczyzna przyjrzał się papierowi i odłożył go – No dobrze. Proszę się rozebrać do pasa i usiąść na kozetce – polecił.
Zrobiłem jak polecił „gołąbek” i po chwili poczułem na piersi zimny stetoskop. To było orzeźwiające, choć mnie zaskoczyło. Osłuchiwał mnie z przodu a potem z tyłu.
- Wszystko tu w porządku – potwierdził – odpowie pan na kilka pytań – zarządził.
- Dobrze – zgodziłem się zakładając powrotem ubranie.
Lekarz wyjął jakiś kwestionariusz – Będę czytać pytania proszę odpowiadać tak lub nie, to standardowe pytania i proszę się nimi nie przejmować za bardzo – wyjaśnił krótko – Zacznijmy. Czy pan pali, pije, korzysta z jakiś używek?
- Nie, tylko kawa czasami – odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Jakieś choroby w rodzinie? Coś dziedzicznego? – kolejne pytania.
- Nic, o czym bym wiedział – przyznaję.
- Dobrze, a choroby weneryczne? – mężczyzna patrzy na mnie badawczo.
Czy ja wyglądam jakbym miał jakiegoś syfa? Oburzam się w głębi – Nie, nigdy.
- Ma pan stałego partnera? – mężczyzna pyta nadal, a pytania te stają się nieco dziwne.
- Nie, już nie – tak akurat było. Ostatnio trochę swawolnie sobie poczynam.
- Ile miał pan partnerek w ostatnim czasie – lekarz uśmiecha się dobrotliwie.
- Żadnej – jestem oburzony, ale skąd miałby wiedzieć?
Starszy unosi lekko brwi – Partnerów?
- Kilku… no może trochę… -  zabrzmiało głupio, bo przecież się nie puszczam, cały czas byłem w stałym związku i ostatnio trochę sobie pofolgowałem.
- Aha… - nie wyraża on dezaprobaty – Zabezpiecza się pan? – poprawia swoje okulary chcąc wymusić właściwą odpowiedź.
- No, nie… znaczy czasami, ale raczej… - kręcę, bo przecież nie korzystam z gumek, po co niby? Przecież ciąża mi nie grozi, tak?
Lekarz kręci głową z dezaprobatą – Połyka pan nasienie ? – bezpośrednie pytanie.
- Co to u diabła za pytanie? – Warknąłem, bo co go obchodzi coś takiego.
- Standardowe – sparował – to ważne, tak też można się zarazić. Musi pan zrobić badania na AIDS i inne weneryczne choroby.
- Co? Przecież to są badania do pracy. Po jakiego grzyba takie informacje?! – jestem szczerze oburzony.
- Wymogi są wskazane – odpowiada lekarz wypisując skierowania na kolejne badania, na które będę musiał się udać.
Jeju, co to kurde ma być? No bez jaj! Jestem wkurzony, bo moje życie łóżkowe staje na drodze do zyskania pracy. Będę musiał żyć w celibacie czy co do diabła?!
- Wskazane jest wywlekanie moich intymnych spraw? – zmierzyłem starucha oburzonym spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie. Jednak wśród wymogów stawianych przez pana pracodawcę jest mowa, że i na ten rodzaj dolegliwości trzeba pana zbadać – odpowiada cierpliwie lekarz – Nie musi się pan denerwować, takie badania są objęte tajemnica lekarską i nikt nie będzie o niczym wiedział. To po to bym mógł postawić pieczątkę a pan rozpocząć pracę.
- Bosh… to ile to znowu potrwa? Ja nie mam czasu – dodałem, popsuł mi się nastrój już zupełnie.
- Większość wyjdzie z badania krwi, które panu zrobiono a do pozostałych wystarczy zrobienie badania na podstawie nasienia – tłumaczy lekarz – Jeśli pan to zrobi u nas to laboratorium da panu znać w ciągu kilku dni.
- Nasienia? To tak jak z bankiem spermy? Pornos, świerszczyk i ręczny? – skrzywiłem się, bo to brzmiało tragicznie.
- Mniej więcej – mężczyzna odchrząknął.
- Dobra, dobra i tak nie mam innego wyjścia – rozłożyłem bezradnie ręce.
            Kiedy wróciłem do mieszkania koło 16 byłem zmęczony, zdegustowany i głodny jak wilk. Marcus miał szczęście, że czekał na mnie z obiadem.
- No stary! Co atak długo? – powitał mnie jeszcze w przedpokoju jak ściągałem buty.
- Nawet mi nie gadaj… nie wiem, jakich badań tam nie było na tej liście – bąknąłem w odpowiedzi i poszedłem do kuchni za zapachem. Klapnąłem na krześle przy stole i od razu pojawił się przede mną talerz ciepłej zupy.
- Opowiadaj – kumpel się dosiadł.
Streściłem towarzyszowi przebieg mojej wyprawy i on nie był wcale a wcale zaskoczony. To mnie wkurzyło jeszcze bardziej.
- Nie przejmuj się – poklepał mnie po ramieniu – To w sumie nic dziwnego biorąc pod uwagę ilu pracodawców sypia ze swoimi pracownikami. Zdaje się, że mówiłeś, że masz tam całkiem fajne towary – przypomniał.
- Wiesz chyba masz rację – zamieszałem łyżką w zupie. Po spojrzeniu na sprawę z tej strony trochę się rozchmurzyłem, bo dwójka, którą poznałem zasadniczo odpowiadałaby mi w bliższych relacjach. Menager był atrakcyjnym facetem no a Kazar…ah… aż się zarumieniłem na samą myśl i skosztowałem dzieła Marcusa by nie myśleć o tym, co było potem.
- Skoro i tak trzeba czekać to może wyskoczymy gdzieś wieczorem? – Zaproponował podłapując zmianę mojego nastroju.
- Jest w centrum taki klub. Dobra muzyka, miejsca siedzące i fajne towarzystwo… – odpowiedziałem z zadowoleniem. Oto pojawił się plan na wieczór i zapowiadał się interesująco. – Pyszna zupa… – pochwaliłem moje „Wsparcie”.