Uwaga!

Blog zawiera treści nie odpowiednie dla osób małoletnich i homofobów. Jeśli jesteś taką osoba, opuść to miejsce.
Wchodzisz i czytasz na własną odpowiedzialność.

środa, 5 listopada 2014

Rozdział 8 – Firma


          Siedziałem na ławce w jednej z galerii handlowych. Dziś została otwarta i roiło się tu od poprzebieranych ludzi rozdających różne gratisy. Takim sposobem dostałem paczkę zapałek z logo galerii, otwieracz do butelek z księgarni, przycisk do papieru w kształcie garbusa wyłożonego z jednej strony różowymi kamyczkami – straszliwie tandetny – oraz brelok który nie mieścił się w mojej kieszeni, a jak przypiąłem go do kluczy to ciążył mi jak nadmiar drobizny w portfelu. Byłem tu dopiero drugą godzinę a już zmęczył mnie ogrom miejsca i wielki tłum ludzi. Zaschło mi w gardle a majaczący nad głowami ludzi wielki rożek lodowy sprawił, że poczułem nagłą chęć na taki smakołyk. Przepychałem się przez tłum łokciami rezygnując z kulturalnego „przepraszam”, bo jeszcze straciłbym głos na tej krótkiej choć trudnej drodze do celu.
Przykleiłem się do lodówki wystawowej by wybrać smakowite gałki – Czekoladowe…o czekoladowe ze śliwką, mmmmmm bananowe? Ah a te kolorowe? – wybór był straszliwy i moje dociekania przyciągnęły pana „lodziarza”.
- Dzień dobry, pomóc w czymś? – zapytał z za lodówki brązowooki mężczyzna w śmiesznej czapeczce.
- Wybieram – odparłem dyplomatycznie bo skłaniałem się do opcji „z każdego po jednej gałce”.
- Może wybierze pan coś z karty? – zaproponował lodziarz usłużnie.
- Jakiej karty? – podniosłem wzrok na mężczyznę, ale zobaczyłem kartę tuż przed moim nosem. Porwałem menu i zacząłem je przeglądać. Tam to dopiero były smakowite kąski! Przewertowałem ofertę z sześć może dwanaście razy i mój dylemat rozgrywał się między „niebiańską gałką”, „tajemniczą tajemnicą” i „lodową górą”. Ostatecznego wyboru dokonałem stawiając na tajemnicę – Poproszę „tajemniczą tajemnicę” – złożyłem w końcu zamówienie. Mężczyzna po odebraniu zapłaty udał się na zaplecze by wykonać pucharek. Czekałem na zamówienie kwadrans a kiedy minęło dodatkowe pięć minut skończyła się moja cierpliwość.
- On tam te lody robi czy co? – byłem zniecierpliwiony i oburzony. Bez chwili namysłu wtargnąłem za ladę i wpadłem w drzwi z wielkim napisem „tylko dla obsługi” i „zakaz wstępu osobom postronnym”. Zaplecze okazało się być małym lochem z ceglanymi ścianami z którymi dziwnie kontrastowały nowoczesne sprzęty. Dostrzegłem „pana lodziarza” i poszedłem zobaczyć co on tak długo robi. Już wiedziałem, że jeśli trzepie mi do loda to ja zażądam zwrotu kasy, no bo bez przegięć…nie?
- Ej, długo jeszcze? – zajrzałem facetowi przez ramie i zobaczyłem wielkiego ogórasa, poważnie takiego kiszoniaka – Eeeeeeee? Nagle coś mi zawibrowało z tyłu…
          Sięgnąłem dłonią w tył zaspany. Nagła wibracja w strategicznej części ciała wyrwała mnie z dziwnego snu o lodach. Złapałem „obiekt” i wziąłem go do ręki by zobaczyć co mnie napadło. Coś grubego i dużego… - Co to kur… kurde!!! – Obudziłem się od razu i obróciłem się na bok i trzasnąłem, śpiącego obok Marcusa łokciem. – Zboczeńcu, w moim łóżku jeszcze tego obleśnego, zielonego gluta!!! – zdzieliłem go raz jeszcze aby się obudził w końcu.  
Marcus jęknął i zasłonił się przed nagłym atakiem kołdrą – Co? Jakiego gluta? – był zaspany i nie zaskoczył w pierwszej chwili. Zamrugał kilka razy by się dobudzić – To wibrator, jak każdy inny… - ziewnął.
- Obleśne, jadowicie zielone, dildo typu ufo! Jak mogłeś! – byłem oburzony do żywego – Jest paskudne – fuknąłem na koniec marszcząc brwi.
- Bosh, panikujesz przecież tylko leżało… - Marc ziewnął i przymknął oczy.
- Wibrowało mi koło tyłka! – sam sobie go wsadź zboku – Wyskoczyłem z łóżka, myślałem, że mu głowę ukręcę. Lubię zabawki, ale ten wibrator jest ohydny! Pomaszerowałem do kuchni by się napić i zobaczyłem wielkie czerwone koło na kalendarzu i od razu poprawił mi się humor. Dziś jest dzień „zero”. Mam stawić się w pracy zgodnie z zaleceniem Kazara. Zrobiło mi się ciepło na samo jego wspomnienie, choć „to” było już kilka dni temu. Poszedłem pod prysznic i dokonałem porządnego zabiegu higienicznego. Kiedy wyszedłem z parującego pomieszczenia byłem piękny -  choć bardzo męski i pachnący – męskim żelem z drzewa sandałowego. Byłem gotów na wspinaczkę po szczeblach kariery, choć w zasadzie nie wiedziałem jakiego rodzaju praca mnie czeka.
W kuchni znalazłem już ubranego Marcusa nad dwoma kubkami kawy, a pod ścianą stała jego spakowana torba.
- Kawa na przeprosiny przyjęta, nie musisz się wyprowadzać – powiedziałem z uśmiechem zapominając o „ogórku”.
- Chciałbyś mnie przegnać za wibrator? – kumpel uniósł brew i uśmiechnął się – Nie, no muszę ruszać dalej. No wiesz spotkanie w interesach i trzeba wracać – wyjaśnił.
- Prawda – pokiwałem głową.
- A ty coś taki wypachniony? – dociekał popijając kawę.
- Idę do pracy, mam tam być w południe – przypomniałem z uśmiechem.
- Ooooooo, no to mi potem daj znać. Ciekaw jestem tego wszystkiego – pokiwał głową.
Nie da się ukryć ja tez byłem ciekaw i nie mogłem się już doczekać.
          Ja mam za miękkie serce, inaczej nie pędziłbym teraz na złamanie karku…spóźniony na pierwsze spotkanie w NOWEJ PRACY! Wszystko dlatego, że zgodziłem się zaczekać z Marcusem na pociąg a ten się spóźnił… A teraz to ja byłem spóźniony…
Przeleciałem przez szpital, dopadłem do windy i po małym sprincie dotarłem pod drzwi ze znakiem Poziomu -2. Musiałem chwilę postać by uspokoić rozszalałe biegiem serce i płuca, które domagały się powietrza w zawrotnym tempie pozbywając się go jeszcze szybciej. Jeszcze poprawienie włosów i sprawdzenie czy wzorowy strój w postaci jeansów i koszulki barwy grafitowej z naszywkami imitującymi odznaczenia wojskowe nadal pozostawały nienagannie czyste. Wszystko było w porządku zatem pora rozpocząć przedstawienie…
          Zapukałem do drzwi i nie słysząc odzewu nacisnąłem klamkę i zajrzałem do środka. Biuro w którym za drewnianym blatem kiedyś siedział przystojniak teraz pozostało puste. Wszedłem do środka zdezorientowany bo przecież byłem umówiony. Zmroziła mnie na raz myśl, że pewnie sobie poszedł skoro ja byłem po czasie. Naraz dostrzegłem otwarte na oścież drzwi, których nie widziałem wcześniej, zasłaniało je sporych rozmiarów drzewo w donicy. Skierowałem się tam i gdy tylko przekroczyłem próg nowo znalezionych drzwi przyszpilił mnie wzrok kobiety siedzącej za biurkiem. Kobieta ruchem dłoni wezwała mnie do siebie. Musiałem przetrawić to co zobaczyłem, bo obraz odbiegał od tego co wynikało z moich wyobrażeń. Mógłbym zrozumieć, że przystojniak ma sekretarkę z wielkimi cyckami i tlenionymi włosami, ale nie taką… Kobieta faktycznie posiadała dwa wspomniane walory, ale na tym, jej atrakcyjność się kończyła. Przypominała pączka typu ”Donat” w różowej polewie z fantazyjną posypką. Babka była wielka w jaskrawo różowym dresie, kwiecistych okularach, z uszu zwisały jej kolczyki wielkości dorodnych truskawek. Na wylewnych walorach, wystających z za mało skromnego dekoltu, układały się majestatycznie zielono-niebieskie korale… siedziała wygodnie i machając nogą nonszalancko dostrzegłem buta będącego połączeniem obuwia sportowego i modnych koturnów we wściekłym cukierkowym kolorku choć nie różowym.
- Pozwól no słodziutki – wezwała mnie ruchem dłoni i cmoknęła źle pomalowanymi ustami w barwie karminowej.
Podszedłem posłusznie i postanowiłem się nie wychylać. Ona mnie przerażała z jakiegoś powodu choć nie wyglądała groźnie – Dzień dobry, jestem Ethan W… byłem umówiony… - zacząłem.
- Wiem, wiem – potaknęła lustrując mnie wzrokiem – Badania ma?
- E… a tak, tak… - przypomniałem sobie o badaniach które miałem donieść. Wygrzebałem je z torby i podałem kobiecie. Przejrzała je wnikliwie przez chwile nic nie mówiąc. A ja miałem chwilę by się rozejrzeć po pomieszczeniu. Ściany były stylizowane na ceglany mur, który prezentował się bardzo gustownie w połączeniu z ciemnymi, drewnianymi panelami na podłodze. Wszystkie meble czyli biurko Pani Donat, szafki, stojaki z kwiatami miały ten sam rodzaj drewnianej oprawy. Jedyną dziwną rzeczą był fakt, że za biurkiem znajdowały się trzy pary drzwi oraz po dwie po bokach pomieszczenia.
- Wszystko się zgadza – zaszczebiotała wklepując dane do komputera. Gapiłem się na nią jak na obraz Picassa, nie umiałem zaklasyfikować tego co widziałem… - Co sobie myślisz? Jak wyglądam? – zapytała zsuwając okulary z nosa i wachlując ciężkimi od tuszu rzęsami z tęczą na powiekach.
Zająknąłem się na takie pytanie bo nie miałem właściwej odpowiedzi – Em… nie rozumiem o co pani pyta?
- O mój wygląd – sprecyzowała z uśmiechem – Co pomyślałeś? Bądź mężczyzna i przyznaj się – cmoknęła ponaglająco. Moja mina musiała jej powiedzieć aż za wiele, że o to zapytała.
- No wygląda pani jak tęczowy donat, który wyszedł z pod ręki jakiegoś domorosłego cukiernikach o zapędach artystycznych  – wypaliłam bez namysłu i nie zdążyłem ugryźć się w język. Kobieta wytrzeszczyła oczy bo chyba nie spodziewała się tego – Znaczy się… to dobrze, że człowiek nosi się tak jak chce i nie przejmuje się modą, przecież nie chodzi o to by zadowalać innych tylko by czuć się samemu dobrze ze sobą… - ciągnąłem – Pani jest jak te cukierki Skittlesy takie kolorowe i optymistyczne – dodałem mając nadzieję, że nie dostanę w twarz a jeśli już to, że nie będzie po tym śladu.
- Skittlesy? Może być – kobieta pokiwała głową z aprobatą co wprawiło mnie w niemałe zakłopotanie.
- Nie obraża się pani? Ja nie chciałem po prostu… – mimowolnie zacząłem się tłumaczyć, uważałem, że tak należy.
- Słuchaj Ethan, doceniam to co powiedziałeś szczerze, ja wiem jak wyglądam – zapewniła wklepując coś w komputerze – Fajnie, że jesteś normalny a nie kolejny wazeliniarz – dodała.
Nie uwierzyłem w to co właśnie usłyszałem, całość była dość niedorzeczna, ale ta oto kobieta wzbudziła moją sympatię swoją otwarta postawą.
- Mogę chociaż wiedzieć jak się mam do pani zwracać? – zapytałem błagalnie bo czułem się jak głupek.
- Możesz mnie nazywać jak chcesz, byle było słodko – odpowiedziała, a ja miałem ochotę walnąć głową w ścianę.
- No dobrze, mój mały – szczebiotała kobieta – Musisz mieć jakiegoś opiekuna, mentora co wszystko Ci pokaże i będzie pomagał na początku – spojrzała na mnie – Jesteś milutki, więc trzeba dobrać kogoś porządnego – zadecydowała przeglądając listę nazwisk na ekranie- … za stary, za bardzo lubi nowych,… chyba „coś” mu dolega,… to jest zbok, a ten to totalny zbok… - szukała odpowiedniej osoby, a ja czekałem i czekałem.
          Nagle otworzyły się jedne z drzwi i do pomieszczenia wszedł mężczyzna w szlafroku. Ten widok mnie zdziwił tym bardziej, że podszedł do Skittlesa i pocałował ją w policzek.
- Siemka, siostra jak tam? – dopiero teraz spojrzał na mnie – Ooooo, mamy nowego? – zapytał patrząc na mnie stalowymi oczami, w których tonąłem. Ich barwa była niesamowita.
- Kruchy, ty masz świeżaka? – zapytała siostra.
- Nie, a co? Chcesz mi wcisnąć? – odpowiedział pytaniem na pytanie i spojrzał na mnie z niewiele mówiącym błyskiem w oczach.
- Ta… już zapisuję, to Ethan nowy pracownik naszej firmy. Zajmij się nim – poleciła co następuje.
- Łoho, siostra tak szybko ujął cię ten młodzik? Co powiedział? – Kruchy był zainteresowany tematem choć skupił się na siostrze. Mnie dał okazję do obejrzenia sobie jego osoby. Miał ciemno brązowe włosy do ramion w nieładzie, niesamowite stalowe oczy, tatuaż na co najmniej jednym ramieniu bo wystawał mu spod rękawa szlafroka, nogi lekko owłosione… - przygryzłem wargę analizując powierzchowność mężczyzny kiedy ten rozmawiał z kobietą. Kruchy był nie zły.
- Skittles? Serio?! – Kruchy wybuchnął śmiechem i rozłożył się na blacie biurka – To Cię połechtał Kwiatuszku – wyszczerzył zęby i błysnął w uśmiechu jeden srebrny kieł.
Zapowiadała się „owocna” współpraca. Już miałem sporo pytań i zamiar zasypania nimi nowo nabytego mentora.
- Dobra, dobra… młody – odchrząknął – Tylko wskoczę w ciuchy i już jestem do twojej dyspozycji.
- Tylko nie jaraj na zapleczu – zaznaczył kwiatek, patrząc na brata z za okularów.
- Ja nie pale – skłamał płynnie Kruchy i podszedł do mnie – Idziesz zajarać? – zaproponował ciszej tak bym ja tylko usłyszał.
- Ja nie… - zacząłem, ale już mnie ciągnął na zaplecze.
- Luzik, to tylko jedna z wielu używek tutaj – zagadnął mentor otwierając jedne z drzwi i puszczając mnie przodem. – Młody jak się zapatrujesz na … no powiedzmy… niespodziewane okoliczności, niestandardowe opcje, szalone pomysły etc?
Zbił mnie z tropu tym pytaniem, ale na wszelki wypadek – Dobrze, a czemu pytasz?



10 komentarzy:

  1. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE. TY POTWORZE ;___; W takim momencie zakończyć rozdział ;__; A już miało się wszystko wyjaśnić ;C Trafisz za to do Tartaru, zobaczysz ._.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Rozdział super!

    Jednak popieram reakcję Rinne. JAK MOŻNA W TAKIM MOMENCIE!

    Niechaj otworzą się czeluścia Tartaru i pochłoną cię ogniem piekielnym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiecie, że jak trafię do piekła to zabiorę "słodką tajemnicę" ze sobą? :P
      Poza tym, ciesze się, że się podoba :)

      Usuń
  3. ;-; nienawidze jak opki kończą się w takim momencie... to nie sprawiedliwe ;-; nienawidze cię za to... zginiesz marnie, hades zaciagnie cię do siebie

    Opka świetna, jak zwykle ^^ doladowala mnie pozytywnie na cały dzień czekam na kolejna i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy rozdzialik! Już nie mogłam się doczekać! ^^ Bardzo mi się podobał, poza tym, że kończy się w takim momencie ;-; Co ja teraz będę robić? Pewnie czekać na seksy w kolejnym rozdziale XD Weny i czasu na pisanie takich genialnych opowiadań!
    Dark Night

    OdpowiedzUsuń
  5. Ufff, przeczytałem całość i o matko. Mam mieszane uczucia, ale chyba zostanę i będę czekać na dalszy ciąg, bo główny bohater mnie, jakby to ująć, urzekł. xD
    Nie wiem dlaczego, ale mam pewne podejrzenia co do tej "firmy". Albo ze mnie po prostu taki mały zboczeniec, że wszędzie doszukuję się podtekstów ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Ym.
    Jak 'przeżycia' po tym, co chwilkę temu przeczytałam?
    No, po nieco poważniejszej lekturze można sobie pozwolić na nieco zboczonych rozdzialików x3 Momentami było to dla mnie lekko irytujące, zwłaszcza, kiedy ktoś pisze 'seks' przez 'x' - kojarzy mi się to z niewyżytymi seksualnie dzieciakami na 6obcy. Mimo wszystko, taki urok tego opowiadania x3
    Momentami jest naprawdę rozbrajające, aż zbyt przyjemnie się czyta. Nie jestem przyzwyczajona do pieprzenia się po kątach w każdym rozdziale, ale no. To pasuje do klimatu.
    Szkoda, że aktualizujesz mniej więcej co miesiąc, czy dwa... No nic, pozostaje poczekać :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    pierwszy dzień Ethana, ujął sekretarkę swoimi słowami, ciekawe jak zareaguje jak pozna na czym ta praca polega...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    och fantastycznie, ujął sekretarkę tymi słowami, ale jestem bardzo ciekawa reakcji jak się dowie na czym ta praca polega ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    fantastycznie, udało mu się ująć sekretarkę tymi słowami... bardzo jestem ciekawa reakcji jak pozna na czym ta praca polega ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń